Lot zapowiadał się spokojnie
To był zwykły, niedzielny rejs z wakacji. Ludzie z opalenizną, lekko zmęczeni, ale szczęśliwi. Zapach kremu do opalania mieszał się z kawą serwowaną przez stewardessy.
Usadowiłam się w fotelu, włączyłam tryb "cisza i obserwacja" i miałam nadzieję, że
przez te dwie godziny nic mnie nie wytrąci z równowagi. Jak się okazało – nadzieja ta była złudna.
Scena, od której trudno było oderwać wzrok
Dwie alejki przede mną siedziała młoda kobieta z około trzyletnim dzieckiem. Początkowo wyglądało to jak każda inna podróż z maluchem – picie soku, układanie klocków, trochę marudzenia.
Ale po jakichś 20 minutach wydarzyło się coś, co sprawiło, iż wszyscy w promieniu pięciu rzędów wyprostowali się w fotelach.
Mama… zaczęła przebierać dziecko. I nie mam na myśli zmiany bluzki. Mówię o całkowitej zmianie pieluchy, na środku fotela, bez żadnej zasłony.
Zapach, którego nie dało się zignorować
Najpierw było tylko lekkie poruszenie – szept, który roznosi się jak fala: "Co ona robi?". Potem przyszedł zapach, który nie potrzebował żadnego tłumaczenia. W samolocie, gdzie powietrze i tak krąży w zamkniętej puszce, taki aromat staje się… no cóż, nie do pominięcia.
Patrzyłam na twarz stewardessy, która w pół kroku zamarła i zawróciła. Ludzie zaczęli wyciągać chusteczki, ktoś próbował zasłonić nos ubraniem.
Matka w trybie "nic mnie nie obchodzi"
To, co mnie uderzyło najbardziej, to jej absolutny spokój. Zero skrępowania, zero próby pójścia do toalety. Ona po prostu uznała, iż tak będzie szybciej i wygodniej.
Patrzyłam na nią i zastanawiałam się – czy to jest odwaga, bo nie przejmuje się opinią innych? Czy raczej brak wyobraźni, bo nie bierze pod uwagę, iż siedzi w zamkniętym pomieszczeniu z ponad setką ludzi?
Moje rodzicielskie rozterki
Jako mama wiem, iż dzieci potrafią zaskoczyć w najmniej odpowiednim momencie. Wiem też, iż czasem trzeba działać szybko, bo inaczej zrobi się katastrofa większa niż wulkan w Etnie. Ale są granice.
Tak jak uczę swoje dziecko, iż w restauracji nie zdejmujemy butów i nie kładziemy nóg na stół, tak wiem, iż są miejsca, gdzie przewijanie dziecka po prostu nie powinno się odbywać w miejscu publicznym – a już na pewno nie w samolotowym fotelu, między pasażerami z kanapkami.
Co zostało po tym locie?
Lot dobiegł końca, a historia przewijania na pokładzie stała się tematem rozmów przy odbiorze bagażu. Jedni mówili: "Przynajmniej była odważna". Inni: "To był brak szacunku dla wszystkich dookoła".
Ja wysiadłam z jedną myślą – rodzicielstwo to nie tylko opieka nad dzieckiem, ale też szacunek do przestrzeni innych ludzi. I iż czasem wygoda jednej osoby potrafi zepsuć podróż kilkudziesięciu innym.