W szpitalnym pokoju leżało ośmioletnie dziecko wszyscy już stracili nadzieję, aż nagle stało się coś nieoczekiwanego.
Wiem, jak uratować waszego syna szepnął cicho chłopiec, którego wiek nie pasował do mądrości tych słów. To, co się potem wydarzyło, wstrząsnęło choćby profesora z wieloletnim doświadczeniem.
W Klinice Onkologii Dziecięcej ściany ożyły kolorowe postacie z bajek zdawały się skakać po ścianach, a sufit ozdobiono puszystymi chmurami, tworząc iluzję bezpieczeństwa i ciepła.
Promienie słońca igrały z firankami, wypełniając pokój światłem nadziei, ale pod tą fasadą kryła się przytłaczająca cisza taka, jaka panuje tam, gdzie o każdy oddech trzeba walczyć.
Pokój 308 świat cichych modlitw i nadziei.
Tam stał dr Wojciech Nowak, ceniony onkolog dziecięcy, który uratował wiele żyć, ale teraz był tylko zmęczonym ojcem.
Jego ośmioletni syn, Kacper, walczył z ostrą białaczką szpikową, która z dnia na dzień osłabiała chłopca. Wszystkie metody chemioterapia, konsultacje najlepszych specjalistów były bezsilne.
W tę beznadzieję wtargnął Tomek dziesięcioletni chłopak w zniszczonych adidasach i za dużym podkoszulku, z wizytówką wolontariusza na szyi.
Powiedział stanowczo: Wiem, czego potrzebuje Kacper. Wojciech początkowo zbagatelizował jego słowa, uznając je za dziecięcą naiwność. Ale Tomek się nie poddał, podszedł do łóżka i dotknął czoła chorego.
Nagle Kacper drgnął, jego palce zadrżały cud, który wydawał się niemożliwy. Ale prawdziwy szok dopiero miał nadejść.
Lekarz przyjął to z ostrożną ironią jak zwykłe dziecko może wiedzieć więcej niż doświadczony lekarz?
Ale Tomek nie odszedł, wziął rękę Kacpra i szepnął słowa, które nie były leczeniem w tradycyjnym sensie, ale raczej przypomnieniem o sile życia.
W tej chwili stało się coś niezwykłego: Kacper po raz pierwszy od dawna poruszył palcami, potem powoli otworzył oczy i ledwie dosłyszalnie szepnął: Tato. To był moment, który wyglądał jak cud.
Gdy Wojciech wypytał personel, okazało się, iż Tomka już dawno u nich nie było chłopiec zmarł rok temu po ciężkiej walce z chorobą, a lekarze nazywali go śpiącym aniołem, który pewnego dnia obudził się i zainspirował wszystkich do cudu wyzdrowienia.
W kolejnych dniach Kacper powoli, ale stabilnie wracał do zdrowia uśmiechał się, prosił o przytulenia, bawił się. Choroba przeszła w remisję, a niedługo chłopiec został wypisany.
Minął czas, a Wojciech otrzymał list bez nadawcy w środku było zdjęcie Tomka trzymającego w ramionach jagnię i kartka: Prawdziwe uzdrowienie to nie zawsze całkowite wyzdrowienie. Czasem to powrót woli życia.
Ta historia zmieniła sposób, w jaki Wojciech postrzegał medycynę i życie: leki leczą ciało, ale dopiero wiara, miłość i nadzieja dają siłę, by walczyć dalej.