Wakacje pracujących rodziców przedszkolaków to czas stresu
Dla rodziców razem z rozpoczęciem wakacji zaczyna się dość trudny czas, szczególnie jeżeli ma się dzieci w wieku przedszkolnym lub na początku podstawówki. Nie ma to nic wspólnego z letnią beztroską.
Zaczyna się stres, nerwy i układanie skomplikowanego grafiku pt. "Co zrobić z dzieckiem, kiedy my pracujemy?". I chociaż zewsząd słyszymy, iż "przecież są dyżury w przedszkolach" albo "dziecko w drugiej klasie może zostać chwilę samo", to życie bardzo gwałtownie weryfikuje te dobre rady.
Jestem mamą i pracuję zdalnie. Zdalnie, czyli w praktyce... latem w towarzystwie moich dzieci. Przedszkole, do którego chodzili moi synowie, ma wakacyjną przerwę przez trzy tygodnie. Do tego starszy zaczyna zaraz pierwszą klasę, więc za rok to choćby dyżurów nie będzie.
I choć wiem, iż niektórzy mają jeszcze gorzej (bo ich przedszkole zamyka się na dwa miesiące), to i tak te trzy tygodnie są dla mnie ogromnym wyzwaniem. Bo praca z dziećmi w domu to nie jest urlop, to nie jest "luźniejszy czas". To ciągłe balansowanie między mailami, pisaniem artykułów a robieniem kanapki, między callami a sprzątaniem rozlanej wody.
Zostawienie przedszkolaka samego w domu? Nierealne. Uczniowie pierwszych czy drugich klas podstawówki? Też raczej jeszcze nie ten wiek, by samodzielnie "ogarniali życie" przez cały dzień (8 godzin pracy plus dojazdy do niej). Zwłaszcza kiedy oboje rodziców pracuje na etacie po osiem godzin. Więc co wtedy?
System nie do końca się sprawdza latem
W teorii są dyżury w innych przedszkolach. W praktyce to często ostateczność. Dla wielu dzieci (i ich rodziców) to duży stres – nowe miejsce, nowi opiekunowie, obce dzieci. Czasem się nie dostają, bo lista chętnych jest za długa. A czasem – i ja to rozumiem – po prostu nikt nie ma ochoty wysyłać dziecka w nieznane tylko dlatego, iż państwowy system nie przewidział, iż pracujący rodzice też mają dzieci.
Wpadł mi ostatnio w oczy jeden post na Threads, który oddaje całą frustrację lepiej niż niejedna analiza socjologiczna. Oto cały wpis użytkowniczki o nicku kajakpaula:
"Przedszkole publiczne to jest w ogóle nieprzystosowane do potrzeb ludzi pracujących. Babki najczęściej same jeszcze pracują, więc nie pomogą w opiece nad wnukami. A tu w wakacje przedszkole zamknięte na 2 miesiące i radź sobie człowieku. Kto normalny ma 8 tyg. urlopu, ja się pytam. choćby jak oboje rodzice wezmą urlop osobno (zajebista wizja wakacji oddzielnie) to i tak zostaje 1 miesiąc, gdzie nie ma kto się dzieckiem zająć. Na dworze je zostawić czy niech chodzi po Lidlu cały dzień?".
Brutalnie szczerze, prawda? A mimo to, kiedy rodzic mówi o zmęczeniu, o braku wsparcia, o tym, iż system nie działa – to słyszy, iż narzeka. Że inni też sobie radzą. Że przecież można wysłać na półkolonie, iż są dziadkowie, iż "jakoś to będzie".
Prawda jest jednak taka, iż niektórzy muszą w takich sytuacjach kombinować ponad wszelkie możliwości. Stąd tyle narzekania i nie ma co się potem dziwić młodym, iż nie chcą dzieci, kiedy od starszych znajomych ciągle słyszą, iż nikt ich nie wspiera, a system jeszcze tylko dokłada problemów.
Radźcie sobie sami (albo i nie)
Nie każdy ma dziadków do pomocy. Nie każdego stać na nianię czy codzienne półkolonie za 1000 zł tygodniowo. I serio – nie każdy ma ochotę dzielić wakacje z partnerem tak, by każde z nich spędzało je osobno z dziećmi, tylko po to, by przetrwać te dwa miesiące.
Dlatego nie dziwcie się, iż rodzice są zmęczeni i sfrustrowani, i iż narzekają. Bo naprawdę w tym wszystkim są zostawieni sami sobie. Pracują, wychowują, ogarniają codzienność – i latem, zamiast złapać oddech, wpadają w jeszcze większy wir planowania, kombinowania i wyrzutów sumienia, iż znowu coś "nie gra".
I to wcale nie chodzi o to, żeby dzieci mieć komu "podrzucić". Chodzi o to, żeby system wspierał, a nie zostawiał. Żeby rodzina mogła mieć wakacje razem, a nie naprzemiennie. Żeby zdalna praca z dzieckiem nie była jedynym wyjściem, ale świadomym wyborem.
Na razie jednak jako rodzice jesteśmy w tym sami. I naprawdę robimy, co możemy. Ale chyba już czas, żeby ktoś to zauważył i zaczął traktować poważnie. Wysyłam ogrom pozytywnej energii wszystkim tym, którzy teraz tak jak ja przez 2 miesiące muszą godzić pracę na pełen etat z byciem mamą – też na pełen etat.