Wiadomość w Librusie zdenerwowała rodziców. "Znowu szkoła żeruje na moim urlopie"

mamadu.pl 7 godzin temu
Trzy dni bez lekcji, ograniczone przyjęcia na świetlicę i brak opieki dla najmłodszych uczniów – wszystko przez egzamin ósmoklasisty. Rodzice dzieci z klas 1–3 znowu muszą organizować plan awaryjny na własną rękę. Poniżej publikujemy list mamy pierwszoklasisty, która mówi wprost: "Mój urlop nie jest rezerwą kryzysową szkoły".


3 dni bez lekcji w podstawówkach


Są takie dni, kiedy człowiek rano wstaje i wszystko jest niby jak zawsze – śniadanie, pakowanie plecaka, szybkie "masz czapkę?" albo "nie zapomnij kluczy" – aż tu nagle zderzasz się ze ścianą systemu. Właśnie dotarło do mnie, iż moje dziecko znowu ma wolne, bo starsze klasy piszą egzamin ósmoklasisty.

Trzy dni bez lekcji. Trzy dni bez świetlicy (bo już brak miejsc, a zapisy trwały dosłownie jeden dzień). Trzy dni, które ja muszę jakoś ogarnąć. I nie, to nie są dni, które można "jakoś przeżyć". Prawdopodobnie będą to trzy dni z mojego urlopu, który miał być na wakacje. Na wspólny czas, na morze, na budowanie zamków z piasku. A teraz? Muszę budować plan awaryjny.

Od kilku dni siedzę i kalkuluję. Trzy dni urlopu w maju. Trzy dni, których nie spędzę z synem w lipcu nad jeziorem czy nad morzem, tylko w bloku, próbując zająć mu czas i nie zwariować od tego, iż mu się nudzi. Trzy dni, które mogłam zostawić na chorobę, na wspólny wyjazd, na cokolwiek innego niż ponowne ratowanie sytuacji, której ktoś choćby nie próbował dobrze zorganizować.

Mój urlop nie jest rezerwą kryzysową szkoły


Mój syn chodzi do pierwszej klasy. Ma 7 lat. Nie może zostać sam w domu na 9 godzin, kiedy ja pójdę do pracy. A szkoła zamknięta, bo "cisza, trwa egzamin". Dla mnie – pracującej mamy – to nie jest tylko problem organizacyjny. To jest brak szacunku. Jestem zmęczona tym, iż każda taka sytuacja odbija się właśnie na nas, rodzicach młodszych dzieci. Że z góry zakłada się, iż "jakoś sobie poradzimy", a szkoła w tym czasie odpoczywa w ciszy, bo ktoś pisze test.

Ja nie odpoczywam. Ja kombinuję. A urlop, który miał być czasem dla rodziny, staje się kolejnym awaryjnym rozwiązaniem. Nie jestem zła na dzieci, które piszą egzamin. Trzymam za nie kciuki. Ale jestem wściekła, iż ich egzamin paraliżuje życie całej szkoły. Że kosztem jednych, rozwiązuje się potrzeby drugich.

A my, rodzice młodszych dzieci, musimy się dostosować i milczeć. I szukać jakiegoś rozwiązania: z opieką bliskich, zabraniem dziecka do pracy lub nagłym urlopem. A ja nie chcę już milczeć. Mam dość tego, iż system edukacji zrzuca na rodziców swoje niedociągnięcia. Mam dość kombinowania, urlopów na siłę i tłumaczenia dziecku, iż "niestety, do szkoły iść nie możesz, bo inni piszą test".

Idź do oryginalnego materiału