Wyjątkowe próby do pokonania

newsempire24.com 15 godzin temu

Próby, które trzeba pokonać

Weronika Andrzejewska czekała na męża i syna z wyjazdu służbowego – pojechali do sąsiedniego województwa, by rozwinąć rodzinny biznes i otworzyć tam nową filię. Interesy Marka i jego syna Igora szły świetnie, ich firma kwitła.

Weronika szczególnie tęskniła za Igorem, musiała mu pilnie powiedzieć, co usłyszała od jego żony, Hani, która miała lada dzień urodzić. To, iż Hania nie kocha Igora, było oczywiste, ale dla dobra wnuka wszyscy udawali, iż nic się nie dzieje.

Weronika przypadkiem podsłuchała, jak Hania rozmawiała przez telefon:

– Jak tylko urodzę, ucieknę z dzieckiem. Zabiorę, co się da, i zniknę. Tu jest co zabrać.

Pierwszym odruchem Weroniki było zadzwonić do syna, ale się powstrzymała – mieli ważne spotkanie. Poczeka, aż wrócą.

– Dziecko odbierzemy ze szpitala, a Hania niech idzie, gdzie oczy poniosą. I tak go nie chce.

Gdy u Hani zaczęły się skurcze, Marek i Igor byli już w drodze powrotnej. Karetka zabrała Hanię do szpitala, ale niedługo Weronika odebrała telefon z tragiczną wiadomością – jej mąż i syn mieli wypadek. Marek zginął na miejscu, Igor przeżył jeszcze dwadzieścia minut, ale zdążył wyszeptać:

– Zabierzcie jej dziecko.

Policjant tłumaczył Weronice, iż w samochodzie nie było dziecka, ale ona upierała się:

– Synowa właśnie urodziła. To mój wnuk, są jeszcze w szpitalu. Hania go nie chce, dlatego Igor tak powiedział.

Nie miała nadziei, iż zobaczy wnuka, ale mimo wszystko sama odebrała Hanię ze szpitala. Jak przeżyła te chwile, sama nie wiedziała. Pomógł jej Artur, przyjaciel Marka i Igora, który pracował w ich firmie jako finansista. Wziął na siebie wszystko – pogrzeb, stypę, a przy Weronice dyżurował lekarz.

To on też przywiózł Hanię i małego Kacpra ze szpitala. Po śmierci męża Hania nie zamierzała opuszczać dużego domu. Weronika zatrudniła nianię, bo sama nie mogła zajmować się wnukiem – musiała zająć się firmą, która teraz do niej należała. Na razie wszystkim zarządzał Artur, któremu ufała bezgranicznie.

Hania rzadko interesowała się synkiem, często znikała z domu. Po pół roku zabrała Kacpra i zniknęła, zabierając pieniądze znalezione w biurku teścia. Do sejfu nie miała dostępu – nie znała kodu.

Weronika znów przeżyła szok, tracąc wnuka – jedyną cząstkę swojego syna. Ale niedługo potem synowa wróciła.

– Masz mi oddać pieniądze, udziały w firmie i wszystko, co mi się należy po śmierci męża. W przeciwnym razie nigdy nie zobaczysz wnuka. Oddam go do domu dziecka, a ty go nie znajdziesz.

Weronika spełniła jej żądania, oddała choćby własną biżuterię, której Hania zażądała.

– Haniu, proszę, pozwól mi widywać się z Kacprem – błagała, ale ta nie dotrzymała słowa.

Minął czas. Weronika powoli odzyskała siły i zajęła się biznesem, mając u boku Artura. On naprawdę był oddanym i uczciwym pomocnikiem. Najbardziej jednak tęskniła za wnukiem.

Artur namówił ją, by zgłosiła sprawę na policję.

– Weroniko, mam znajomego śledczego. Chodźmy do niego – zgodziła się.

Śledczy gwałtownie odnalazł Hanię. Okazało się, iż związała się z podejrzanymi typami, oddała im papiery wartościowe, obiecując sobie luksusowy dom, a oni oszukali ją, zostawiając w zrujnowanej chacie. Hania zaczęła pić, zaniedbując syna. W końcu jeden z jej kompanów postawił ultimatum:

– Albo ja, albo twoje dziecko.

Wybrała jego, a Kacpra zostawili w lesie. Śledczy dowiedział się o tym, gdy natrafił na grupę próbującą sprzedać udziały oszustwo wyłudzone od Hani. Hania wskazała miejsce, gdzie porzuciła syna, ale chłopca już tam nie było. Rozpoczęto poszukiwania, ale bez skutku. Hanię aresztowano.

Nowe życie

Kinga wychowała się w domu dziecka. Gdy przyszła pora na usamodzielnienie się, postanowiła zamieszkać na wsi, niedaleko miasta. Dostała mały dom, a jej marzenia się spełniły.

– Może i stary, ale solidny. Zrobię z niego przytulne miejsce – mówiła, rozpoczynając nowe życie.

Znalazła pracę w lokalnej stołówce. Od zawsze marzyła o gotowaniu, a w domu dziecka pomagała kucharce, babci Zofii. Powoli życie zaczęło się układać. W pracach domowych pomagał jej sąsiad, Krzysztof.

Kinga nie zastanawiała się, dlaczego jej pomaga. Był nieśmiały, bał się wyznać swoje uczucia. Pewnego dnia poszła do lasu po grzyby, by upiec pierogi. Nagle zobaczyła pod krzakiem dziecko – brudnego, śpiącego chłopczyka.

– Kochanie, obudź się – delikatnie pogłaskała go po policzku.

Chłopiec otworzył przestraszone oczy i zaczął płakać. Kinga wzięła go na ręce, a on wyrywał się i krzyczał.

– Nie bój się, malutki. Zabiorę cię do domu. – Szepnęła mu do ucha, aż w końcu się uspokoił.

W domu wykąpała go i nakarmiła. Poprosiła Krzysztofa o pomoc.

– Jak masz na imię? – pytała, ale chłopiec milczał. – W takim razie nazwiemy cię Staś, dobrze?

Wieść o Stasiu rozniosła się po wsi. Sąsiedzi przynosili mleko, śmietanę, ubrania. Chłopiec chował się za Kingą na widok obcych. Felczer zbadał go i uspokoił:

– Jest wyczerpany. Odpocznie, nabierze sił. Pewnie niedługo był sam w lesie.

Staś nie odstępował Kingi na krok. Pewnego dnia nazwał ją „mamą”, a ona rozpłakała się ze szczęścia. Od tej pory zaczął mówić.

– Synku, nigdy cię nie opuszczę – obiecała.

Była pewna, iż Staś zostanie z nią na zawsze, choć wiedziała, iż powinna zgłosić sprawę. Tymczasem przyjechali pracownicy opieki społecznej.

– Zgłosili nam, iż masz u siebie dziecko. Musimy je zabrać. Nie masz prawa być jego opiekunem.

– Ale ja go kocham! On mnie potrzebuje!

– Jesteś za młoda, a dziecko powinno mieć pełną rodzinę.

Jak nie prosiła, jak nie błagała – Stasia zabrali. Płakał, kurczowo trzymając się Kingi.

Zrozpaczona, zwróciła się do Krzysztofa:

– Pomóż mi, proszę… Nie mogę bez nie– Ożenię się z tobą, Kingo – powiedział Krzysztof, biorąc ją za rękę – i razem stworzymy rodzinę dla Stasia.

Idź do oryginalnego materiału