Wśród cichego szmeru warszawskiej elity, rozbrzmiewającego w ekskluzywnej restauracji, siedział przy centralnym stole Roman Kowalski, człowiek, którego nazwisko przez dziesięciolecia budziło respekt w salach konferencyjnych. Jego postawa była nienaganna, garnitur idealnie skrojony, a obok niego siedziała jego żona, Weronika Nowak, w eleganckiej wieczorowej sukni. Roman przez lata uosabiał kontrolę niewzruszony, nieosiągalny.
Tej nocy ten obraz zaczął pękać.
Młoda kelnerka podeszła do stolika, niosąc z gracją dwa dania. Miała może dwadzieścia lat, ubrana skromnie, a jednak w jej postawie było coś niezwykle godnego. Gdy postawiła przed Romanem talerz, ich spojrzenia na krótką chwilę się spotkały.
I w tej właśnie chwili on zamarł.
Coś w jej wzroku uderzyło go jak fala znajomość, rozpoznanie, wspomnienie sprzed życia.
Dokładnie sprzed piętnastu lat.
Wszystko w porządku, proszę pana? zapytała, zauważając jego nagłe zaskoczenie.
Romanowi ściągnęło się gardło. Jak jak masz na imię?
Młoda kobieta zawahała się. Katarzyna, proszę pana. Katarzyna Wiśniewska.
Weronika zmarszczyła brwi. Roman, co ty robisz? To tylko kelnerka.
Ale Roman nie mógł oderwać wzroku. Jego puls przyspieszył. Katarzyno możesz powiedzieć mi, jakie masz nazwisko?
Dziewczyna zmarszczyła czoło. Nie wiem. Wychowywałam się w rodzinie zastępczej. Powiedziano mi, iż zostałam porzucona jako niemowlę.
Kieliszek z winem wysunął się z dłoni Romana, roztrzaskując się o podłogę. Wokół nich zapanowała cisza.
Twarz Weroniki zbladła.
Piętnaście lat temu Romanowi powiedziano, iż jego córka zmarła w tragicznym wypadku. Wciąż pamiętał, jak trzymał w szpitalu różowy kocyk, płacząc po raz pierwszy od lat. Weronika była przy nim, przekonując, iż to był wypadek.
A jednak teraz stała przed nim ta dziewczyna. Każdy instynkt w nim krzyczał: *Ona jest moja*.
Ile masz lat? Jego głos zadrżał.
Piętnaście prawie szesnaście odpowiedziała Katarzyna ostrożnie.
Weronika gwałtownie przesunęła widelec po talerzu.
Roman nagle wstał. Musimy porozmawiać. Teraz.
Katarzyna zamrugała. Proszę pana, ja pracuję
Opłacę twoją przerwę powiedział, zwracając się do kierownika.
Weronika złapała go za ramię. Nie bądź śmieszny, Romanie. Usiądź.
Ale on się odsunął, wciąż patrząc na Katarzynę. Pięć minut. Proszę.
Kelnerka spojrzała niepewnie na przełożoną, która westchnęła i skinęła głową. Czterdzieści pięć minut.
Na zewnątrz Roman uklęknął, aby spotkać się z jej wzrokiem. Masz coś z dzieciństwa? Znamię, może jakiś przedmiot?
Dziewczyna dotknęła szyi. Małe znamię w kształcie gwiazdki. I znaleziono mnie owiniętą w różowy kocyk z wyszy