Za dwa tygodnie szkoła. Słowa mojego dziecka zabolały mnie bardziej niż koniec lata

mamadu.pl 4 godzin temu
Za chwilę koniec wakacji i powrót do szkolnej codzienności. Ostatnio moje dziecko spojrzało mi prosto w oczy i powiedziało coś, czego się nie spodziewałam. Tak spokojnie, jakby mówiło o pogodzie, rzuciło zdanie, które dosłownie ścięło mnie z nóg. To boli bardziej niż koniec lata, bo dotknęło czegoś, co zawsze wydawało mi się święte.


Nie tak miał wyglądać sierpień...

Koniec wakacji zawsze był dla mnie czasem nerwów: kompletowanie wyprawki, kupowanie zeszytów, polowanie na dobre buty i szykowanie planu dnia. W mojej głowie to była wielka operacja logistyczna, a w sercu – powrót do wspomnień z mojego dzieciństwa.

Tego stresu, tej mieszanki ekscytacji i lęku, kiedy zabrzmi pierwszy szkolny dzwonek. Myślałam, iż moje dziecko czuje podobnie...

Zdanie, które rozłożyło mnie na łopatki


Ostatnio, podczas wieczornego spaceru, między rozmową o lodach a grą w zgadywanie kształtów chmur, padło:

"W tym roku nie zamierzam martwić się szkołą".

Powiedziane jak gdyby nigdy nic. Bez ironii, bez buntu. Z absolutnym spokojem. Moja reakcja? Zamarłam. Jak to – on nie zamierza się martwić? Jak można tak po prostu odłożyć na bok to, co przecież było najważniejsze?

Przez chwilę poczułam złość: Czy on nie docenia, jak bardzo się staram? Ile kosztują podręczniki, zeszyty, wszystkie te kredki i linijki? Potem przyszło poczucie winy. A może to ja nauczyłam go, iż szkoła to powód do stresu?

Może moje nerwy udzieliły się jemu i teraz broni się dystansem? Szczerze? Poczułam


smutek, bo uświadomiłam sobie, iż to ja od lat martwię się wszystkim za wszystkich. A on po prostu nie chce powielać mojego schematu.

Dziecięca mądrość jest niesamowita


Choć słowa mojego syna na początku mnie zabolały, to im dłużej o nich myślę, tym bardziej dociera do mnie, iż było w nich coś genialnego. Moje dziecko, w swojej prostocie, pokazało mi prawdę: można iść do szkoły nie z lękiem, ale z lekkością.

Można przeżywać dzieciństwo nie pod presją ocen i sukcesów, tylko w rytmie własnych kroków. "Nie zamierzam się martwić" – to nie ignorancja, to wolność, której mu zazdroszczę.

Bo to nie szkoła jest problemem. To ja jestem problemem. Ja, która potrafię zamienić każdy wrzesień w pasmo niepotrzebnych nerwów. Ja, która chciałabym, żeby wszystko było idealne, dopięte, zabezpieczone.

A moje dziecko jednym zdaniem pokazało mi, iż czasem wystarczy odpuścić. Że życie nie musi być perfekcyjne, żeby było dobre.

Ból większy niż koniec lata


Tak, jego słowa bolały. Bolały, bo były lustrem. Bo zobaczyłam w nich całą swoją nadopiekuńczość i wszystkie nieprzespane noce. Ale też przyniosły ulgę – jakby ktoś pozwolił mi zdjąć ciężki plecak, który dźwigam od lat.

Koniec lata jest trudny, ale trudniejsza jest świadomość, iż czasem to dziecko musi nauczyć dorosłego, jak nie martwić się na zapas. I może to właśnie jest ta lekcja, z którą wchodzimy razem w nowy rok szkolny.

Idź do oryginalnego materiału