— Z dwójką damy radę, trzecie też się znajdzie. Mogę wziąć dodatkową pracę. A może wolisz się pozbyć dziecka? — zapytał wprost mąż.
Joanna od kilku dni czuła się wyczerpana. Miała mnóstwo obowiązków, ale jedyne, na co miała ochotę, było usiąść i nie ruszać się, a najlepiej położyć się i tak trwać. Nie mogła patrzeć na jedzenie. Zrobiła test ciążowy, który potwierdził jej przypuszczenia.
Dwa lata temu wróciła z urlopu macierzyńskiego, ledwo odpoczęła od pieluch i śpioszków, a tu znowu… Była przygnębiona. Kacper skończył niedawno pięć lat, Zosia poszła do drugiej klasy. Dzieci potrzebowały jej uwagi, a ona miała być zajęta maluszkiem. Czy zrozumieją? Nie będą zazdrosne o nowego brata lub siostrę?
„Oczywiście, dziecko to dar od Boga. Jak Bóg dał zajęczka, to i trawkę znajdzie. Co jeszcze mówią w takich sytuacjach? Ale czasy takie niepewne… Choć czy kiedykolwiek były łatwe? Kobiety rodziły choćby podczas wojny. Co powiedzieć w pracy? Że znów idę na macierzyński, a potem będę brać częste L4?”
„A jaka praca z trójką dzieci? Rodzina się powiększy, a żyć będziemy tylko z zarobków Szymona…” Joanna męczyła się wątpliwościami i nie śpieszyła się, by „uradować” męża. Miała jeszcze czas na przemyślenia.
Niedawno szef pytał, czy ktoś nie planuje urlopu macierzyńskiego albo odejścia z pracy. Jego obawy były zrozumiałe — w zespole pracowały głównie kobiety. Joanna, jak inne, zapewniła, iż ma komplett — chłopca i dziewczynkę — i na pewno nie planuje kolejnego dziecka. A tu proszę.
„Dlaczego w ogóle myślę o pracy? Rodzina i dzieci są najważniejsze, praca to tylko…” Czas mijał, a Joanna wciąż toczyła wewnętrzną walkę, ważąc za i przeciw, nie mogąc podjąć ostatecznej decyzji.
— Nie jesteś chora? Blada jesteś i ciągle o czymś myślisz. Trzy razy pytałem, co kupimy Markowi i Krystynie na urodziny, a ty choćby nie słyszysz. Czy coś się stało? — zapytał mąż pewnego wieczoru po kolacji.
Wtedy Joanna wyznała mu wszystko. Szymon przez chwilę milczał, a potem zapytał:
— I co teraz zrobimy?
Nie zapytał: „Co ty zrobisz?”, tylko: „Co my zrobimy?”. Tak, właśnie tak. Decyzja należała do nich obojga. Razem. I za to Joanna tak kochała swojego męża. Nie zostawiłby jej samej z tym ciężarem. Zrobiło jej się trochę wstyd, iż próbowała rozwiązać to sama. Czuła, jakby spadł jej z barków ogromny ciężar. Podzieliła się z mężem swoimi obawami.
— Z dwójką damy radę, trzecie też się znajdzie — odpowiedział pewnie.
— Ale pójdę na macierzyński. Będziemy żyć tylko z twojej pensji. Nie wiadomo, kiedy wrócę do pracy, czy w ogóle wrócę. Chociaż będzie zasiłek… — zaczęła znowu wątpić Joanna.
— Jakoś przetrwamy. Mogę dorobić. A może chcesz usunąć ciążę? — zapytał wprost.
— Nie wiem… — przyznała szczerze. — Ty będziesz pracował od rana do nocy, ja będę biegała między dziećmi. Tak nam życie przeleci… — powtórzyła cicho.
— Z dwójką czy trójką życie i tak przeleci. Dobrze, mamy czas na decyzję?
— Tak, trochę jest.
— Więc nie spieszmy się. Wrócimy do tematu później, choć wydaje mi się, iż już podjęłaś decyzję. Czy się mylę?
— Jak my się wszyscy zmieścimy w dwóch pokojach? — Joanna rozejrzała się po ciasnym mieszkaniu, które dostała po babci Szymona.
— Porozmawiam z rodzicami. Zaproponuję zamianę. Mają trzy pokoje dla dwojga. Myślę, iż się zgodzą. Tata sam kiedyś to sugerował, gdy czekaliśmy na Zosię.
Joanna spojrzała na niego z niedowierzaniem, ale nic nie powiedziała. Jak się spodziewała, teściowa od razu się zbuntowała.
— Twoja żona specjalnie zaszła w ciążę, żeby wyrwać większe mieszkanie. Robi z ciebie popychadło, a ty jej w wszystkim pobłażasz.
— Mamo, to mój pomysł. Joanna nie ma z tym nic wspólnego — bronił żony Szymon.
— Więc to ty, synu, chcesz pozbawić nas spokojnej starości? Nie spodziewałam się. Przywykliśmy tu. Wątpię, by przeprowadzka była dobrym pomysłem, zwłaszcza w naszym wieku. Ale wy myślicie tylko o sobie… — matka przewróciła oczami i sięgnęła po serce.
— Mamo, nie dramatyzuj! Zapytałem tylko. jeżeli nie, to nie. Coś wymyślimy.
— Oni wymyślą… A może Joanna usunie ciążę? Macie dwoje dzieci. Wystarczy. W dzisiejszych czasach. Wszystkim będzie lżej.
— Rozumiem, mamo.
Widząc przygnębioną twarz męża po wizycie u rodziców, Joanna wszystko zrozumiała i nie pytała. Unikali tematu. Raz godziła się z myślą o kolejnym dziecku, innym razem bała się powrotu do pieluch, nieprzespanych nocy, chaosu.
Zbliżał się ostateczny termin dla aborcji, a ona wciąż nie mogła podjąć decyzji. Pewnej nocy przyśniła jej się dziewczynka, może pięcioletnia. Śpiewała, skakała, trzymając w rękach koszyczek, jak u Czerwonego Kapturka. „Co tam masz?” — zapytała Joanna. Dziecko zajrzało do środka i podniosło na nią oczy pełne smutku i zdumienia. Joanna zajrzała do koszyka — był pusty.
Najpierw ucieszyła się, iż urodzi się dziewczynka. Ale czemu kosz był pusty? Sen wracał, nie dawał spokoju.
— No i co, podjęłaś decyzję? — zapytał mąż pewnego wieczoru.
— Tak… Nie… — i Joanna opowiedziała mu sen.
— To tylko sen. Będzie dziewczynka, twoja pomocnica.
„Jaki on jednak dobry — pomyślała. — Urodzę. Z Szymonem niczego się nie boję. Powinnam się cieszyć, iż nie namawia na aborcję, a ja wciąż się waham.” — Przytuliła się do męża.
Na decyzję wpłynęło jeszcze jedno wydarzenie. Byli u przyjaciół na urodzinach. Dom był pełen dostatku, a gospodyni — piękna jak z okładki magazynu. Jednak nie miała dzieci. Gdy Kacper i Zosia biegali i śmiali się, Krystyna zatrzymała Joannę, gdy ta chciała ich uciszyć.
— Niech się bawią. To szczęście, gdy w domu słychać dziecięcy śmiech. GdybDopiero gdy zobaczyła łzy w oczach Krystyny, Joanna zrozumiała, iż czas przestać się wahać i przyjąć ten dar z wdzięcznością, bez względu na trudności.