– Z dwoma damy radę, trzecie też się uda. Wezmę dodatkową pracę. A może chcesz się pozbyć dziecka? – zapytał wprost mąż.
Jagoda od kilku dni czuła się zmęczona. Tyle spraw do załatwienia, a ona wciąż chciała tylko usiąść i odpocząć, a najlepiej położyć się i leżeć. Na jedzenie nie mogła choćby patrzeć. Zrobiła test ciążowy, który potwierdził jej domysły.
Dopiero dwa lata temu wyszła z urlopu macierzyńskiego, ledwo odetchnęła od pieluch i śpioszków, a tu znowu… Była przygnębiona. Michał za chwilę skończy pięć lat, Ola właśnie poszła do drugiej klasy. Dzieci potrzebują jej uwagi, a ona będzie zajęta niemowlakiem. Czy zrozumieją? Nie będą zazdrosne o nowego braciszka albo siostrzyczkę?
„Dziecko to przecież dar Boży. Dał Bóg dzieci, da i na dzieci. Co jeszcze mówią w takich sytuacjach? Ale czasy są niepewne, chociaż… kiedy były łatwe? Kobiety rodziły choćby w czasie wojny. Co powiem w pracy? Że niedługo idę na macierzyński, a potem będą ciągłe zwolnienia?
Ale co za praca z trójką dzieci? Rodzina się powiększy, a my będziemy żyć tylko z wypłaty Darka…” Jagoda męczyła się wątpliwościami i nie śpieszyła się z „uradowaniem” męża. Mieli jeszcze czas na decyzję.
Niedawno szef pytał, czy któraś z kobiet w zespole nie planuje urlopu macierzyńskiego. Jasne, miał obawy – w ich dziale pracowały głównie kobiety. Jagoda, podobnie jak inne, zapewniła, iż ma komplet – chłopca i dziewczynkę – i na pewno nie myśli o kolejnym dziecku. I proszę.
„Czemu wciąż myślę o pracy? Rodzina i dzieci są najważniejsze, praca zawsze się znajdzie…” Czas płynął, a Jagoda wciąż się wahała, ważyła argumenty, ale nie potrafiła podjąć decyzji.
– Coś ci jest? Jesteś blada i ciągle o czymś myślisz. Trzy razy pytałem, co kupimy Michałowi i Oli, a ty choćby nie słyszałaś. Coś się stało? – zapytał pewnego wieczoru mąż.
Wtedy Jagoda mu wszystko wyznała. Darek chwilę milczał, a potem spytał:
– I co robimy?
Nie powiedział „co ty zrobisz?”, tylko „co robimy?”. Tak, jak powinno być. Decyzja należała do nich obojga. Za to właśnie Jagoda tak go kochała – nie zostawiłby jej samej z tym ciężarem. Zrobiło jej się trochę wstyd, iż chciała rozwiązać problem sama. Poczuła ulgę, jakby ktoś zdjął jej wielki kamień z serca. Podzieliła się z mężem swoimi obawami.
– Z dwoma dajemy radę, trzecie też się uda – stanowczo odpowiedział.
– Ale pójdę na macierzyński. Będziemy żyć tylko z twojej pensji. Nie wiadomo, kiedy wrócę do pracy, a może w ogóle nie wrócę. Choć będą dodatki socjalne… – znów zaczęła się martwić Jagoda.
– Jakoś to będzie. Wezmę dodatkowe zlecenia. A może chcesz usunąć ciążę? – zapytał wprost.
– Nie wiem – przyznała szczerze. – Ty będziesz harował od rana do nocy, ja będę się krzątać w domu z dziećmi. Tak nam życie przeleci…
– I z dwójką, i z trójką życie przeleci tak samo. Dobrze, mamy czas do namysłu?
– Trochę mamy.
– To się nie spieszmy. Wrócimy do tematu. Ale chyba już podjęłaś decyzję?
– Jak się wszyscy pomieścimy w tych dwóch pokojach? – Jagoda spojrzała na ciasne mieszkanie, które odziedziczyli po babci Darka.
– Pogadam z rodzicami. Zaproponuję zamianę – oni mają trzy pokoje dla dwojga. Pewnie się zgodzą. Tata sam kiedyś to sugerował, gdy czekaliśmy na Olę.
Jagoda spojrzała na męża z wątpliwością, ale nic nie powiedziała. Jak się spodziewała, teściowa od razu zaczęła się buntować.
– Twoja żona specjalnie zaszła w ciążę, żeby wyrzucić nas z mieszkania. Robi z ciebie popychadło, a ty jej we wszystkim pobłażasz.
– Mamo, to mój pomysł. Jagoda nie ma z tym nic wspólnego – bronił żony Darek.
– Więc to ty, synu, chcesz nas pozbawić spokojnej starości? Nie spodziewałam się. Przywykliśmy tu żyć. A w naszym wieku przeprowadzka to nie najlepszy pomysł. Ale wy myślicie tylko o sobie.
– Mamo, nie dramatyzuj. Zapytałem tylko. Nie chcecie, to trudno. Coś wymyślimy.
– Wymyślą… A może Jagoda zrobi aborcję? Macie dwoje dzieci. Wystarczy. W tych czasach to rozsądne rozwiązanie.
– Już wszystko jasne.
Widząc przygnębioną minę męża po wizycie u rodziców, Jagoda zrozumiała i nie dopytywała. Unikali tematu. Raz godziła się z myślą o kolejnym dziecku, raz bała się powrotu pieluch, nieprzespanych nocy, rozdarcia między dziećmi a milionem obowiązków…
Termin na decyzję mijał, a ona wciąż się wahała. Którejś nocy śniła się dziewczynka lat pięciu, skacząca radośnie po mieszkaniu, niosąca koszyczek jak u Czerwonego Kapturka. „Co tam masz?” – spytała Jagoda. Dziewczynka zajrzała do koszyka i podniosła na nią pełne bólu oczy. Koszyk był pusty…
Jagoda ucieszyła się, iż urodzi dziewczynkę. Ale dlaczego koszyk był pusty? Sen nie dawał jej spokoju.
– Podjęłaś już decyzję? – zapytał pewnego wieczoru mąż.
– Tak… Nie. – I opowiedziała mu o śnie.
– To tylko sen. Będzie dziewczynka, twoja pomocnica.
„Jaki on dobry – pomyślała. – Urodzę. Z Darkiem niczego się nie boję. Powinnam się cieszyć, iż nie namawia na aborcję, a ja wciąż się waham.” – Przytuliła się do męża.
Decyzję pomogło podjąć jeszcze jedno zdarzenie. Byli u przyjaciół na urodzinach. Dom jak marzenie, gospodyni piękna jak z okładki magazynu. Jedno zmartwienie – nie mieli dzieci. Gdy Michał z Olą biegali i śmiali się, Kasia zabroniła Jagodzie ich uciszać.
– Niech się bawią. Co za szczęście, gdy w domu słychać dziecięcy śmiech. Gdybym mogła, miałabym tyle dzieci, ile Bóg dał – powiedziała ze smutkiem.
– Są przecież nowoczesne metody… – zaczęła Jagoda.
– Myślisz, iż nie próbowaliśmy in vitro? – westchnęła Kasia. – Już jestem gotowa na adopcję. Mąż jeszcze się waha… Gdy tylko się zgodzi, weźmiemy dwójJagoda w końcu uświadomiła sobie, iż straciła coś, czego choćby nie zdążyła pokochać, i teraz pozostaje jej tylko pogodzić się z tym, iż życie czasami weryfikuje nasze plany w najbardziej bolesny sposób.