**15 czerwca**
Zawsze wydawało mi się, iż znam życie na wylot. Aż do dziś, gdy Helena Stanisławska siedziała w autobusie i patrzyła przez okno na dobrze znane ulice Warszawy. Każdego ranka ta sama droga do pracy, te same przystanki, te same twarze współpasażerów. Tylko iż dziś było inaczej. Dziś jechała po raz ostatni.
W torebce leżało wypowiedzenie z własnej woli. Standardowa formułka, nic szczególnego. Ale za tymi suchymi słowami kryła się historia, która wciąż wydawała się Helenie nierealna.
Autobus zatrzymał się przy centrum handlowym, gdzie znajdowała się firma jej syna. Ta sama, w której pracowała jako księgowa od czterech lat. Ta firma, którą Krzysztof założył zaraz po studiach – z jej pomocą i wsparciem.
— Mamo, jesteś pewna? — spytał Krzysztof wczoraj wieczorem, gdy wręczyła mu dokument. — Może jednak się jeszcze zastanowisz?
— Jestem pewna, synku — odpowiedziała wtedy. — Tak będzie lepiej dla wszystkich.
Ale teraz, wchodząc po schodach do biura, Helena czuła, jak ściska ją w piersi. Cztery lata życia, pracy, dumy z sukcesów syna zostawały za nią.
Wszystko zaczęło się od dnia, gdy Krzysztof przyprowadził do domu Olę. Piękna, inteligentna, z dyplomem ekonomii. Helena od razu ją polubiła, ciesząc się, iż syn znalazł godną towarzyszkę życia.
— Mamo, poznaj Olę — powiedział wtedy Krzysztof, promieniejąc. — Moja narzeczona.
— Miło mi, pani Heleno — Ola wyciągnęła rękę z uśmiechem. — Krzysztof tak dużo o pani mówił.
Pobrali się rok później. Ślub był skromny, ale pełen serca. Helena sama przygotowała poczęstunek, udekorowała salę, krzątała się jak mrówka. Chciała, by ten dzień został w ich pamięci na zawsze.
Po ślubie Ola zamieszkała z nimi. Mieszkanie było małe, dwupokojowe, ale wystarczało. Helena zawsze marzyła o dużej rodzinie, o dziecięcym gwarze w domu.
— Mamo, a gdyby Ola do nas dołączyła? — zaproponował kiedyś Krzysztof przy kolacji. — Ma wykształcenie ekonomiczne, pomogłaby firmie się rozwijać.
— Oczywiście — zgodziła się Helena. — Im więcej mądrych głów, tym lepiej.
Ola zaczęła pracować jako menedżerka sprzedaży. Energiczna, zdeterminowana, gwałtownie się wdrożyła i zaczęła przynosić wymierne rezultaty. Firma rosła, przybywało klientów, rosły zyski.
— Pani Heleno, mogę z panią porozmawiać? — Ola pewnego dnia zajrzała do księgowości.
— Jasne, kochanie. Co się stało?
— Myślałam, iż może warto unowocześnić księgowość? Przenieść wszystko na nowe programy, zautomatyzować procesy.
Helena skinęła głową. Wiedziała, iż stare metody powoli odchodzą do lamusa.
— Masz rację, Olu. Ale w moim wieku trudno uczyć się nowych systemów. Ręce już nie te, pamięć szwankuje.
— Nic nie szkodzi — uśmiechnęła się Ola. — Pomogę. Razem się tego nauczymy.
I rzeczywiście pomagała. Pokazywała, tłumaczyła, cierpliwie powtarzała. Helena starała się ze wszystkich sił, ale technologia nie była jej mocną stroną.
Krzysztof też wspierał matkę, chwalił za staranność. Tymczasem firma dalej się rozrastała. Nowi pracownicy, większe biuro, więcej dokumentów.
— Mamo, jak sobie radzisz? — dopytywał syn. — Nie za dużo tego?
— Daję radę, synku. Choć przyznam, coraz ciężej.
Helena rzeczywiście się męczyła. Kiedyś sama prowadziła księgowość niewielkiej firmy, teraz dokumentów było kilka razy więcej. Zaczęła zostawać po godzinach, zabierać pracę do domu.
— Może zatrudnimy drugą księgową? — sugerował Krzysztof.
— Po co niepotrzebne koszty? — sprzeciwiała się Ola. — Pani Helena ma doświadczenie, da sobie radę. Potrzeba tylko czasu.
Tymczasem Ola coraz częściej zaczęła zwracać uwagę na błędy. Raport spóźniony, pomyłka w wyliczeniach, dokumenty nieaktualne.
— Pani Heleno, musi pani być bardziej uważna — mówiła. — Od tego zależy wizerunek firmy.
— Przepraszam, Olu. Postaram się poprawić.
Helena naprawdę się starała. Sprawdzała każdą cyfrę, przesiadywała nocami. Ale błędy i tak się zdarzały. Wiek robił swoje.
— Krzysztofie, musimy poważnie porozmawiać — usłyszała Helena pewnego dnia, gdy Ola myślała, iż nikogo nie ma w pobliżu.
— O czym?
— O twojej mamie. Nie wyrabia. Ciągłe pomyłki, opóźnienia. To wpływa na całą firmę.
— Ola, nie dramatyzuj. Mama pracuje sumiennie.
— Sumiennie, ale nieefektywnie. Krzysztofie, to jest biznes. Nie możemy trzymać nierentownych pracowników, choćby jeżeli to rodzina.
Helena słuchała tej rozmowy i czuła, jak krew stygnie jej w żyłach. “Nierentowny pracownik”. Tak teraz o niej mówiła synowa, którą pokochała jak własną córkę.
— Mamo, jak w pracy? — spytał następnego dnia Krzysztof.
— W porządku. A co?
— Tak tylko pytam. jeżeli coś cię przerasta, powiedz. Pomożemy.
Skinęła głową, ale nie poprosiła o pomoc. Wiedziała, iż Ola ma rację. Pracy było za dużo, a sił coraz mniej.
Urząd skarbowy zaczął nadsyłać uwagi. Ola za każdym razem podkreślała, iż to przez błędy w dokumentach.
— Pani Heleno, dostaliśmy karę — oznajmiła pewnego ranka. — Znowu źle wyliczone podatki.
— Ale sprawdzałam kilkukrotnie…
— Nie dość dokładnie. To już trzecia kara w tym miesiącu.
Krzysztof coraz częściej marszczył czoło, przeglądając raporty, a Ola otwarcie wyrażała niezadowolenie.
— Krzysztofie, tracimy pieniądze — mówiła. — Kary, kary, klienci niezadowoleni przez opóźnienia. Tak dalej być nie może.
— Co proponujesz?
— Nową księgową. Młodą, dynamiczną, znającą aktualne przepisy.
— A mama?
— Mama może zająć się domem. W jej wieku to normalne.
Helena siedziała w swoim gabinecie i myślała o tym, jak życie się zmieniło. Kiedyś czuła się potrzebna, ważna. Firma była jej dziełem tak samo jak syna. A teraz stała się ciężarem.
— Mamo, mogę wejść? — Krzysztof stanął w drzwiach z wymówką w oczach.
— Proszę, synu. SiadHelena westchnęła ciężko, patrząc na zachodzące słońce za oknem pociągu do Krakowa, i zrozumiała, iż czasem trzeba odpuścić, by znaleźć własną drogę.