Dagmara Dąbek: Co skłoniło cię do przyjazdu do Polski? Jak długo już tu mieszkasz i co cię zatrzymało?
Chi Żółkiewska: Jestem bardzo otwarta na świat i zawsze chciałam zobaczyć, jak wygląda życie w Europie. Po studiach magisterskich w Wietnamie znalazłam uczelnię w Polsce - dlatego tu przyleciałam. Jestem w Polsce od 2005 roku, czyli już 20 lat. Związałam z Polską całe życie. Mam tu rodzinę, męża, dwóch synów i wielu dobrych znajomych, większość z nich to Polacy.
REKLAMA
Zobacz wideo Pojechałam pierwszy raz i przepadłam. Pokażę wam Maltę, jakiej nie znacie
Czym się zajmujesz w Polsce?
Od początku pracowałam w korporacji, ale w 2019 roku otworzyłam swoją restaurację z kuchnią wietnamską. Niedawno, po ustaleniach z mężem, zdecydowaliśmy się ją zamknąć, żeby mieć więcej czasu dla siebie i dla rodziny. Chcemy też nabrać sił i poszukać inspiracji na dalszą drogę.
Co najbardziej ci się podoba w Polsce?
Uwielbiam polską naturę - jest tu dużo zieleni, parków i lasów. Polska jest też, moim zdaniem, bardzo bezpiecznym krajem. Dla mnie to spokojne, dobre miejsce do życia.
Czy Polacy są otwarci na obcokrajowców? Czy zdarzyło ci się spotkać z uprzedzeniami?
Generalnie zawsze byłam dobrze traktowana przez Polaków, są bardzo sympatyczni i tolerancyjni. Przez 20 lat może dwa razy ktoś powiedział coś niemiłego, ale to drobiazgi. Myślę, iż jeżeli szanuje się polską kulturę i zwyczaje, a do tego uczy się języka, to Polacy naprawdę potrafią zaakceptować człowieka jak swojego. W Polsce czuję się jak w domu.
Jak postrzegasz Polaków? Jakie cechy najbardziej w nich cenisz?
Polacy są bardzo rodzinni i potrafią zachować równowagę między pracą a życiem prywatnym, to coś, czego się tu nauczyłam.
Czego w Polakach nie lubisz?
Najbardziej nie lubię sytuacji, kiedy pytam "jak u ciebie?" i słyszę odpowiedź "jako tako". Rzadko zdarza się, by ktoś powiedział: "jest super" albo "wszystko w porządku". Wiem, iż życie bywa trudne i każdy ma swoje gorsze momenty, ale nie należę do osób, które lubią narzekać. Zawsze staram się znaleźć coś pozytywnego, choćby w bardzo wymagających sytuacjach.
Czujesz się w Polsce bezpiecznie?
Tak, czuję się w Polsce bezpiecznie, choć muszę przyznać, iż jeszcze pewniej czułam się kilka lat temu. Mam dach nad głową, żyję skromnie, dobrze znam swoje miasto, a wokół mam życzliwych ludzi, na których zawsze mogę liczyć. Widzę, jak moi synowie rozwijają swoje pasje, i czuję, iż jestem u siebie.
Masz dwóch synów - w jakim są wieku i jak odnajdują się w polskiej szkole?
Mam dwóch synów: Maxa (15 lat) i Lucasa (osiem lat). Max chodzi do pierwszej klasy liceum, a Lucas do drugiej klasy szkoły podstawowej. Chłopcy bardziej lubią zajęcia sportowe niż naukę, bo nie przepadają za uczeniem się na pamięć. Max gra w piłkę nożną i trenuje regularnie w klubie, a Lucas - oprócz piłki - pływa, ćwiczy judo i uwielbia grać w szachy. Od półtora roku chodzi do klubu szachowego USK Sparta Białołęka. To bardzo ważne miejsce także dla mnie. Mają tam świetnych młodych trenerów i wspaniałą atmosferę. Dzieci i rodzice wzajemnie się wspierają, a wyjazdy klubowe to coś więcej niż tylko sport. Lucas najchętniej spędzałby z nimi cały rok!
Czym różni się wychowanie dzieci w Polsce i w Wietnamie?
Myślę, iż w Polsce dzieci mają więcej czasu w swoje zainteresowania poza nauką. Rodzice częściej pytają, jak dziecko się czuje i mniej skupiają się tylko na ocenach. Dla mnie i mojego męża najważniejsze jest to, żeby dzieci były zdrowe, miały pasję i szanowały innych. Zawsze powtarzam im: ważna jest droga i postęp, nie sam wynik. Staramy się wspierać, a nie zmuszać. To nie znaczy oczywiście, iż Wietnamczycy mniej kochają swoje dzieci - po prostu historia naszego kraju była inna. Wietnam niedawno wyszedł z wojny, wielu rzeczy brakowało. Rodzice ciężko pracowali, żeby zapewnić dzieciom lepsze życie, dlatego kładli ogromny nacisk na naukę i wyniki. Wietnamczycy mają też bardzo silne więzi rodzinne - rodzina to nie tylko rodzice i dzieci, ale także dziadkowie, rodzeństwo, kuzyni. Pomagamy sobie nawzajem, więc trzeba mieć z czego pomagać, to dlatego często mamy mniej czasu dla dzieci niż polscy rodzice.
Czy trudno łączyć wietnamską tradycję z polską codziennością?
Nie. W moim domu nigdy nie było z tym problemu - ja lubię polską kulturę, a mój mąż - azjatycką. Poza tym obie kultury mają wiele wspólnego: rodzina, praca, empatia - to wszystko jest ważne i tu, i tam. W naszym domu obchodzimy zarówno Boże Narodzenie, jak i wietnamski Nowy Rok. Dzieci szczególnie kochają te święta, bo wtedy dostają prezenty i czerwone koperty.
Jakie masz plany i marzenia na przyszłość?
Chciałabym, żeby moi synowie wyrośli na dobrych ludzi - żeby robili to, co kochają, i byli zadowoleni ze swojego życia. A ja… marzę o podróżach. Na świecie pozostało tyle miejsc, których nie widziałam!











