Stara Eufrozyna przemywała łzy, które spływały po bladej, zmarszczonej twarzy. Co jakiś czas machała rękami i niewyraźnie mamrotała, jak niemowlę jękające. Mężczyźni patrzący na nią drzelili w karku, a otaczające ją babki próbowały pojąć staruszkę.
Od świtu, rozszalała się z żalu i biegła po wiosce Szeligi, stukała w okna i płakała. Była niema od urodzenia i zdawała się nie pochodzić z tego świata. Mieszkańcy omijali ją szerokim łukiem, choć jej nie krzywdzili. Nie rozumiejąc, co się stało, wysłali po Fryca pijaka i gawędziarza, jedynego, który znał dom staruszki i często jej pomagał przy gospodarstwie, w zamian za obiad i butelkę wódki.
W końcu przybył. Zgnieciony, jeszcze nie wytrzeźwiony od nocy, przeczołgał się przez tłum ludzi wokół Eufrozyny. Staruszka rzuciła się na niego, jękając i szalejąc rękami. Tylko on potrafił ją zrozumieć. Gdy skończyła, Fryc stał się czarniejszy niż chmura. Zsunął kapelusz i spojrzał na czekających.
No dalej, opowiadaj! rozległo się z tłumu.
Zaginęła Jadwiga! oznajmił, mówiąc o sześcioletniej wnuczce Eufrozyny.
Jak zniknęła? Kiedy? zapytały przerażone babki.
Mówi, iż matka w nocy ją porwała! wymamrotał przerażony mężczyzna.
W tłumie rozległo się buczenie. Kobiety przeżyły się, mężczyźni nerwowo zapalili papierosy.
Czy naprawdę zmarła matka mogłaby ukraść dziecko? nie wierząc w to, powiedział jeden z mieszkańców.
Wszyscy w wiosce wiedzieli, iż trzy miesiące temu matka dziewczynki, Halina, utopiła się w bagnie. Również była od urodzenia niema. Wybrała się z kobietami po jagody, a tam wydarzyło się nieszczęście. Nie wiadomo, jak to się stało. Zgubiła się, wpadła w błoto i nie mogła zawywać pomocy, jedynie wymamrotała. Kto mógłby ją usłyszeć? Jadwiga została sierotą, ciężkim brzemieniem dla starej Eufrozyny. Ojca nie było, a matka w życiu ukrywała tajemnicę pochodzenia córki i zabrała ją ze sobą do grobu. choćby imię ojca nie było znane. Plotkowano, iż to może był Fryc. Co z tego? Młody, kawaler, w domie wprawny.
Jednak Fryc tylko się bronił: Nic nie było! Eufrozyna znów gorzko jęczała i machała rękami.
Co ona gada? szepnęły interesujące babki. A? Fryc?
Mówi, iż co noc przychodziła zmarła matka do domu. Eufrozyna paliła świece, krzyżyki wieszła nad drzwiami i oknami, chroniąc siebie i wnuczkę przed nieczystą mocą. Halina węszyła przy progach, wpatrywała się w okna i cicho wołała swoją córkę. Tego wieczoru stała pod oknem, bladą twarzą, oczyma jakby nieżywymi, a usta szeptały, przyciągając Jadwigę. Staruszka gniewnie odganiała ciekawską dziewczynkę. Gdy się odwróciła, zjawiła się ciemna postać, a Eufrozyna, pogrążona w nocnym zmęczeniu, nie zauważyła, iż sen złapał ją w półśnie. Zmarła matka porwała Jadwigę, oszukała niewinną dziewczynkę! Fryc wytrzeć pot z czoła dodał: Trzeba szukać!
Mężczyźni zgrzynęli zębami i rozbiegli się po podwórkach, jedni z muszką, inni z psami. choćby Fryc, nie odważny do dalszych picia, pospieszył w drogę, by zebrać się na poszukiwania.
Wkrótce mężczyźni podzielili się na grupy. Najpierw przeszukali podwórka, potem cmentarz na próżno. Zostało już tylko iść do lasu, a potem do przeklętych bagien, gdzie spoczywała Halina. Zapalili papierosa i ruszyli w drogę.
Na skraju lasu znaleźli ślady bosych dziecięcych stópek. Psy wyciały i rzuciły się w głąb zarośli. Długo błąkały się tam i z powrotem, męcząc swoich panów, jakby ktoś je prowadził na manowce.
Pierwsze zmierzchy przygasały korony drzew, kiedy myśliwskie psy, ciężko dysząc i jęcząc, padły na ziemię. A z nimi upadli ich właściciele. Młodsi i wytrzymalsi ruszyli dalej na bagno.
Nadzieja słabła z każdą minutą. Fryc stąpał ostrożnie, bojąc się wpaść w bagnie. Tak się wciągnął, iż nie zauważył, jak oddalił się od towarzyszy. Bagno znał jednak dobrze, więc szedł pewnie naprzód.
Gdzie jesteś, Jadwigo? zachrapał, wpatrując się w mokradło.
W setkach metrów od niego rozległ się skrzeczący krzyk. Wielki czarny wron, osadzony na gałęzi sosny, błysnął oczami i obserwował przybysza.
Kró! Kró! ponownie zabrzęczał niepokojący głos ptaka.
Serce mężczyzny zadrżało. Coś w przerażającym krzyku wrony przyciągnęło jego uwagę. Przyspieszył krok i ruszył w stronę wysokiej sosny.
Na miękkim mchu, u korzeni drzewa, skulona w kłębek leżała dziewczynka.
Jadwigo! wyszeptał, starając się nie przestraszyć dziecka.
Dziewczynka otworzyła oczy i wpatrzyła się w mężczyznę.
Żywa! zachwycił się Fryc. Zsunął koszulę i owinął ją kocem.
Jak tu trafiłaś? zapytał, nie spodziewając się odpowiedzi.
Pamiętaj, iż tak jak matka, tak i babcia, była niema.
Z mamą przyszłam, nagle odpowiedziała.
Mężczyzna zadrżał i nie uwierzył własnym uszom.
Cud! podniósł Jadwigę na ręce i pobiegł z bagna.
Daj, dziewczynko! Powiedz coś jeszcze!
Mama stała się żoną bagnoczarnej zjawy i chciała wciągnąć mnie do swojego nowego domu, ale jej nie dopuścił.
Kto go nie dopuścił? zapytał zdezorientowany Fryc.
Dziadek. Bardzo stary, ale silny i mądry. My, ludzie, zwą go Leśnym Panem. Zbeształ mamę, mówiąc: Nie zginie tu dziecko! Nie ma dla mnie miejsca w bagnie. Żyjąc, jeszcze coś zrobię, przyniosę pożytek. Nie tylko ludziom, ale i lasowi i samemu władcy. Potem przyszedł podmuch, cienka strużka powietrza dotknęła moich ust i słowa spłynęły jak strumień. Dziadek opowiedział mi wszystko i teraz wiem wszystko!
A co wiesz? zapytał Fryc, przełykając.
Na przykład, drzewa potrafią mówić, a trawy szeptać. A ty, jesteś mój tata, kochany! nagle wykrzyknęła.
Mężczyzna zamarł. Ostrożnie położył Jadwigę na ziemię, ukląkł i patrząc w jej piegi, rzekł:
I to ci powiedział stary?
Tak! skinęła głową dziewczynka i objęła szyję Fryca cienkimi ramionami.
On nieśmiało przytulił dziecko.
Czy naprawdę jest moja? zadyszany od wzruszenia pomyślał.
Z Haliną miał już jedną taką przygodę. Po tamtej nocy dziewczynka unikała spojrzeń, chowała oczy, jakby nic się nie stało. On ją wzywał, ona odpierała, a potem zniknęła. Wyjechała do ciotki w inną wieś i wróciła nie sama, ale z dzieckiem.
Nie bez powodu ludzie języki szlifowali. Dziecko podobna jest do mnie! w końcu zrozumiał Fryc.
Jadwiga cofnęła się o krok, wyciągnęła rękę i otworzyła pięść. Na jej dłoni spoczywała czerwona jagoda.
Zjedz! poleciła. Dziadek Leśny kazał!
Fryc posłuchał.
Kwaśna, zmarszczył brwi.
Od dziś przestaniesz pić! zadeklarowała i poprowadziła ojca w stronę domu.
Fryc uśmiechnął się pod nosem. Czy naprawdę mógł się pozbyć gorzkiej wódki? Nie uwierzył słowom dziewczynki, ale był w błędzie.
Rzeczywiście przestał pić, wziął się w garść, przyjął córkę, wyrosła i wychowała. A ona spełniła przepowiednię stała się wieszczką. Pomagała ludziom i zwierzętom, leczyła różne choroby i nigdy nie odmawiała pomocy. Często wędrowała po lesie i bagnach w poszukiwaniu ziół i jagód, zawsze wracając cała i zdrowa, jakby w okolicy miał swojego opiekuna Leśnego Pana, który strzegł jej przed niebezpieczeństwami.










