Był sierpniowy wieczór w nadmorskiej knajpce. Gwar rozmów, zapach smażonej flądry, kolejki po lody – zwykła wakacyjna sceneria. Przy stoliku obok mnie usiadła rodzina: mama, kilkoro młodszych dzieci i chłopak w wieku około 14-15 lat.
Już od początku było jasne, iż ten stół podzielony jest na dwa światy. Dzieci rozmawiały, śmiały się, kłóciły o frytki. Mama krzątała się, żeby wszystko opanować. A nastolatek? Wpatrzony w ekran telefonu, oderwany od wszystkiego, co działo się wokół.
„Zjedz coś” kontra „daj mi spokój”
– Chcesz rybę? Frytki? Cokolwiek? – pytała mama, już trochę zniecierpliwiona.
– Jak będę chciał, to wezmę – odpowiedział bez patrzenia na nią nastolatek. – Mogę już iść?
Matka westchnęła, próbując zignorować ten ton, i zajęła się młodszym dzieckiem, które rozlało sok. Ale nastolatek nie odpuszczał.
– Jak zjem, to mogę iść? – powtórzył.
– Jak zjesz, to pójdziemy razem – usłyszał.
– Ale ja nie chcę siedzieć, chcę już stąd wyjść – naciskał.
W końcu kobieta, zmęczona przepychanką słowną, wybuchła:
– Rób, co chcesz, tylko daj mi spokój. Mam już dość twoich fochów!
Chłopak nie tknął jedzenia. Siedział dalej wpatrzony w telefon, obojętny na resztę.
Łatwo pomyśleć: „Rozpuszczony. Bez szacunku do matki. Tylko telefon w głowie”. Ale prawda jest bardziej skomplikowana. To, co widzimy jako „focha” czy „lekceważenie”, często jest po prostu biologicznym chaosem. Nastolatek nie potrafi jeszcze zarządzać emocjami, a telefon bywa dla niego ucieczką – jedynym miejscem, gdzie odzyskuje kontrolę.
Kiedy rodzicowi puszczają nerwy
Nie oceniam matki. Jej reakcja bolała – ale rozumiem, iż mogła być skrajnie zmęczona. Wychowywanie kilku dzieci, pogodzenie ich potrzeb, wakacyjny gwar i presja „spędzania czasu razem” to przepis na frustrację.
Tylko iż dla nastolatka te słowa – „rób, co chcesz, daj mi spokój” – mogą zostać w głowie na długo. To moment, w którym dziecko czuje, iż zostało odrzucone, iż jest problemem, a nie częścią rodziny.
Czy można to przejść spokojniej? Być może. Ale wymaga to ogromu cierpliwości, świadomości, iż nie każde zachowanie jest „złośliwością” i nie każdy bunt jest wymierzony w rodzica.
Myślę o moich dzieciach
Patrząc na tę scenę, czułam smutek. Z jednej strony chłopak, który nie umiał inaczej wyrazić swoich emocji niż poprzez obojętność. Z drugiej matka, która chciała tylko świętego spokoju.
To spotkanie było dla mnie lekcją: nastolatki nie potrzebują idealnych rodziców, ale potrzebują dorosłych, którzy zrozumieją, iż ich burzliwe zachowania są częścią rozwoju. A czasem – zamiast wybuchu – wystarczy jedno spokojne: „Widzę, iż masz dość, porozmawiamy później”.
Bo choć łatwo się złościć, to trudniej pamiętać, iż za tym buntem kryje się ktoś, kto dopiero uczy się być sobą.
Zobacz także: Mama z nastolatką wchodzą do papierniczego. To nie żart, a smutny obraz młodego pokolenia