Kiedy o siódmej rano zadzwonił telefon, od razu wiedziałam to Wojtek. Tylko on mógł dzwonić o tej porze z miną człowieka, który jest przekonany, iż dzień zaczyna się o piątej.
Tak? burknęłam, ledwo otwierając oczy.
Klaudia, przepraszam, iż budzę, ale potrzebuję ogromnej przysługi.
Usiadłam na łóżku. U niego ogromna przysługa zawsze oznaczała albo katastrofę, albo coś kompletnie szalonego.
Mów już, nie męcz.
Muszę jechać w delegację do Buenos Aires. Dwa tygodnie. A Zosia jest w szóstym miesiącu, lekarz kazał jej więcej odpoczywać
I chcesz, żebym zajęła się twoją ciężarną żoną? przerwałam mu.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
Tylko żeby dobrze jadła, poszła do lekarza, nie stresowała się
Wojtek, zdajesz sobie sprawę, jak to brzmi?
Zdaję westchnął. Ale ufam tylko tobie. A Zosia cię uwielbia. Mówi, iż jesteś siostrą, której nigdy nie miała.
Świetnie, pomyślałam. Siostra, która kiedyś była żoną jej męża i przez cały czas nie jest pewna, czy całkiem o nim zapomniała.
Odłożyłam słuchawkę, ale dwadzieścia minut później stałam już pod ich drzwiami. Zosia otworzyła w piżamie z misiami, z potarganymi włosami i uroczo zaokrąglonym brzuchem.
Klaudia! Nie chciałam cię męczyć, to wszystko Wojtek wymyślił powiedziała, uśmiechając się zakłopotana.
Spokojnie, nie gryzę. Gdzie twój podróżnik?
W sypialni, szuka skarpet. Niebieskich. Jak zwykle bez skutku.
O, te poszukiwania znałam aż za dobrze.
Naprawdę przyszłaś? wyjrzał Wojtek.
Tak, ale mam warunki.
Zmarszczył brwi:
Jakie?
Nie dzwonisz co pięć minut. Po powrocie kolacja w najdroższej restauracji. I kup Zosi belgijskie czekoladki, bo chce je od wczoraj.
Skąd wiesz? zdziwiła się Zosia.
W oczach ci to widać uśmiechnęłam się. Doświadczenie z ciążą się liczy.
Gdy w końcu wyjechał, zostałyśmy we dwie była żona i obecna, obie trochę zdezorientowane.
Dziwne, prawda? powiedziała Zosia, nalewając mi herbatę.
Bardzo. Ale przyzwyczaiłam się już do dziwnych rzeczy w życiu.
Zaczęłyśmy spędzać razem dni. Przychodziłam rano, robiłam śniadanie, pomagałam w domu. Oglądałyśmy seriale, śmiałyśmy się, rozmawiałyśmy o wszystkim.
Powiedz szczerze, przez cały czas go kochasz? zapytała pewnego dnia cicho.
Mogłam skłamać. Ale nie przed nią.
Tak. Tylko już nie tak jak kiedyś. To jak miłość do wspomnienia. Boli, ale nie rani.
Skinęła głową.
Bałam się, iż mnie nienawidzisz.
Uwierz, próbowałam zaśmiałam się. Ale jesteś zbyt dobra, żeby cię nienawidzić.
Następnego dnia poszłyśmy do lekarza. Gdy na ekranie pojawiło się małe serduszko, Zosia złapała mnie za rękę.
Widzisz? To on.
I naprawdę zobaczyłam malutkie życie, które wyrosło z przeszłości, którą kiedyś dzieliłam z tym mężczyzną. Było boleśnie i jednocześnie spokojnie.
Śliczny powiedziałam szczerze.
Myślisz, iż Wojtek się rozczuli, jak zobaczy zdjęcie?
Nie ma szans, żeby nie odparłam. Płakał nawet, gdy w filmie było happy end.
Śmiałyśmy się. Płakałyśmy. Zostałyśmy przyjaciółkami.
Pewnego wieczoru, gdy robiłyśmy obiad, Zosia spytała:
Dlaczego naprawdę się z nim rozstaliście?
Odłożyłam nóż.
Byliśmy przeciwieństwami. Ja kontrola, on chaos. Ja spokój, on burza. Kochaliśmy się, ale nie umieliśmy żyć obok siebie.
A ze mną?
Z tobą znalazł równowagę. Ty go uspokajasz. Ja tylko podsycałam ogień.
Uśmiechnęła się przez łzy.
Jesteś niesamowita, Klaudia.
Nie, po prostu nauczyłam się odpuszczać.
Gdy Wojtek wrócił, Zosia ledwo mogła się doczekać, żeby rzucić mu się na szyję. On zasypywał mnie podziękowaniami.
Klaudia, jesteś aniołem.
Tak, aniołem, który chce kolację w restauracji z trzema gwiazdkami Michelin przypomniałam.
Śmiali się, a ja patrzyłam na nich i nagle poczułam tak, przez cały czas kocham tego człowieka. Ale teraz to miłość bez oczekiwań. Miłość, która potrafi cieszyć się cudzym szczęściem.
To dziecko będzie miało najlepszą ciocię na świecie powiedział Wojtek, patrząc na zdjęcie USG.
Ciocię? zdziwiła się Zosia.
No jasne uśmiechnęłam się. Po dwóch tygodniach oficjalnie uważam się za część tej dziwacznej, ale szczęśliwej rodziny.
Na pewno chcesz być w tym bałaganie? zażartował.
Za późno się wycofywać odparłam. Ktoś musi pilnować, żebyście nie nazwali dziecka Bonifacym.
A co jest złego w Bonifacym?! oburzyła się Zosia.
Wybuchnęłyśmy śmiechem we trzy.
I tak zostałam ciocią dziecka mojego byłego męża i jego wspaniałej żony. I wiesz co? Już się nie czułam samotna.
Moja historia może brzmiała jak scenariusz dziwnej telenoweli, ale było w niej wszystko śmiech, ból, czułość i przebaczenie.
I gdy kilka miesięcy później Zosia zadzwoniła i powiedziała:
Klaudia, chcę, żebyś została chrzestną naszego syna,
tylko się zaśmiałam i odpowiedziałam:
No to teraz już oficjalnie utknęłam z wami na zawsze.







