– Uroczyście ogłaszam, tego problemu więcej nie będzie – deklarował premier, odnosząc się do skarg uczniów na nadmierne obciążenie nauką w domu. Od kwietnia 2024 roku nowe zasady stały się faktem: w klasach I-III nauczyciele nie zadają pisemnych i praktycznych prac domowych, z wyjątkiem ćwiczeń usprawniających motorykę małą, które mogą być oceniane. W klasach IV-VIII zadania domowe stały się nieobowiązkowe i nie podlegają ocenie – nauczyciel ma jedynie przekazać uczniowi informację zwrotną.
Rząd argumentował, iż zmiana przyniesie uczniom ulgę, zapewni więcej czasu w rozwijanie pasji, odpoczynek i życie rodzinne. A także zmniejszy nierówności edukacyjne wynikające z różnego wsparcia w domu. Podkreślano, iż to odpowiedź na wieloletnie apele Rzecznika Praw Dziecka i Rzecznika Praw Obywatelskich o ograniczenie obciążenia uczniów. Jednak już na starcie pojawiły się głosy sceptyczne.
Krytykowano wprowadzenie tak istotnej zmiany w trakcie roku szkolnego. Zamiast poczekać do września i zintegrować ją z zapowiadaną redukcją podstawy programowej. Podważano też twierdzenie o „powszechnym oczekiwaniu” na tę zmianę, wskazując na podzielone opinie w debacie publicznej.
Dziś, po ponad roku funkcjonowania nowych przepisów, obraz jest daleki od zapowiadanego. Początkowa euforia części środowiska szkolnego ustąpiła miejsca narastającym problemom i gorącej debacie. Nauczyciele zmagają się z nowymi wyzwaniami, uczniowie skarżą się na inne formy presji, a rodzice i eksperci spierają się o długofalowe konsekwencje reformy.
Czy rok bez obowiązkowych zadań domowych przyniósł oczekiwaną ulgę, czy raczej wprowadził chaos w polskiej edukacji?
Wracają ze szkoły i rzucają plecaki w kąt. Kiedyś chociaż sprawdzili zeszyty
Wielu pedagogów obawiało się, iż całkowite zniesienie prac domowych może negatywnie wpłynąć na proces edukacyjny. Dziś śmiało można powiedzieć, iż zmian nie odczuli najwytrwalsi uczniowie, którzy wbrew systemowi – uczyli się na bieżąco. Niestety, choćby zdolnym uczniom w wielu przypadkach spadła średnia wyników.
– Zachęcałbym panią minister, żeby w ramach pewnego doświadczenia zawodowego spróbowała odbyć trzy-cztery lekcje z uczniami i powiedzieć na zakończenie lekcji: „Kto chce, to niech odrobi pracę domową” – mówił w radiu TOK FM Sławomir Broniarz, prezes ZNP, odnosząc się do słów minister Nowackiej, iż prace domowe nie są zabronione, tylko nieobowiązkowe. Jak stwierdził, „jeżeli mówimy dzieciom, iż ta praca nie jest zaliczona na ocenę, to jest prosty sygnał ‚nie róbcie nic’”.
– Rozumiem, iż pani minister nie miała wyjścia, pan premier tak powiedział i musiała to zrealizować. (…) Wydaje się, iż powinna powiedzieć premierowi: „nie czekamy na ewaluację, nie czekamy na zmarnowany rok szkolny 2025/2026, tylko wracamy do prac domowych”. Będąc ministrem, absolutnie wycofałbym się z tej decyzji – stwierdził prezes ZNP.
Jak dodał, „zdecydowana większość nauczycieli jest za tym, żebyśmy wrócili do prac domowych”
Zadania domowe. Nauczyciele bezradni, uczniowie zdemotywowani?
Jednym z najczęściej podnoszonych problemów przez nauczycieli, zwłaszcza tych uczących w klasach IV-VIII, jest brak możliwości oceniania pracy domowej. Choć mogą oni zadawać zadania jako nieobowiązkowe i przekazywać informację zwrotną, utracili narzędzie pozwalające formalnie ocenić samodzielny wysiłek ucznia, jego zrozumienie materiału i umiejętność zastosowania wiedzy poza salą lekcyjną.
Ta zmiana nie oznaczała jedynie usunięcia pewnego rodzaju pracy, ale eliminację istotnego, choć niedoskonałego, elementu systemu oceniania. Nauczyciele, przez cały czas zobowiązani do monitorowania postępów i wystawiania ocen, zostali zmuszeni do poszukiwania alternatywnych metod weryfikacji wiedzy, co prowadzi do dalszych komplikacji.
Związek Nauczycielstwa Polskiego od początku zgłaszał wątpliwości, wskazując, iż zakaz oceniania prac domowych uderza w autonomię nauczyciela. Wielu pedagogów podkreśla, iż rozsądnie zadawane prace domowe pełnią ważne funkcje: utrwalają wiedzę, rozwijają systematyczność, odpowiedzialność, samodzielność i motywują do pogłębiania wiedzy. Badania opinii publicznej i ankiety wśród nauczycieli potwierdzają te odczucia – większość pedagogów uważa prace domowe za potrzebne i chce mieć możliwość decydowania o ich stosowaniu.
W obliczu tych wyzwań, ZNP zaapelowało o powrót do dyskusji na temat możliwości oceniania prac domowych, sugerując rozwiązania takie jak ocena na wniosek ucznia lub wprowadzenie jedynie ocen pozytywnych. Związkowcy argumentują, iż kontekst się zmienił – podstawa programowa została odchudzona, co zmniejszyło wcześniejsze obciążenie uczniów.
„Ale pani nie kazała”
Coraz częściej słychać też głosy rodziców i nauczycieli, którzy początkowo mogli popierać reformę, a teraz domagają się powrotu zadań domowych w jakiejś formie.
Pojawiają się również liczne sygnały wskazujące na spadek motywacji uczniów do nauki i utrwalania materiału w domu. Skoro praca domowa jest nieobowiązkowa i nieoceniana, część uczniów po prostu rezygnuje z jej wykonywania. Rodzice opisują sytuacje, w których próby zachęcenia dziecka do powtórzenia materiału spotykają się z odpowiedzią: „ale pani nie kazała”.
Choć zwolennicy reformy podkreślali, iż zadania domowe bywają demotywujące, obecna sytuacja rodzi obawy, iż brak jakichkolwiek zewnętrznych ram i oczekiwań prowadzi do bierności. Nauczyciele widzą w pracach domowych narzędzie niezbędne do budowania nawyków, systematyczności i wspierania zwłaszcza tych uczniów, którzy wymagają więcej czasu i ćwiczeń.
Wielu uczniów nie uczy się samodzielnie. Bo „nie trzeba”
– Pani minister edukacji uważa, iż nauka sama w sobie jest dla dzieci wartością – mówi Joanna Świercz, matematyczka z Opola. – Mało jednak jest takich uczniów, którzy uczą się sami z siebie. Jedna z klas, które uczę, świetnie pracuje. Uczniowie tej klasy nie upominają się o oceny, wiedzą, iż znam ich kompetencje i umiejętności. Staram się tak organizować pracę uczniom, iż jest możliwość wzajemnej pomocy.
– Jednak biorąc pod uwagę złe strony tej zmiany, to kiedyś wystarczała jedna, maksymalnie dwie lekcje, by opanować dany temat, teraz potrzeba czterech, a choćby pięciu. Dzieci przestały się uczyć w domu, ale te, które mimo wszystko wykonują dodatkowe zadania, radzą sobie znacznie lepiej – dodaje pani Joanna.
Pani Aleksandra, nauczycielka wczesnoszkolna z gminy Chrząstowice: – Jestem nauczycielką, mamą. Mam synów w podstawówce, córki w szkole średniej. Efekt braku zadań domowych świetnie widzę na swoich pociechach. To wcale nie jest tak, iż pracy teraz jako mama mam mniej. U dzieci ciężko wymóc regularne powtarzanie materiału, kiedy po pierwsze wiedzą, iż nie muszą tego robić, po drugie nikt ich wysiłków w domu nie może ocenić w szkole. Tyczy się to zarówno ocen pozytywnych, jak i negatywnych.
– Na lekcji z uczniami z kolei widzę, iż wiele z nich odpuściło całkowicie powtarzanie materiału w domu. Niestety, ale przy przedmiotach ścisłych, na dłuższą metę będzie miało to przykre konsekwencje w wyższych klasach. Widzę też, iż niektórzy uczniowie bardzo się starają, robią dodatkowe zadania, które wskazuję im po lekcjach. Niestety zgodnie ze zmianami, nie mogę ich choćby ocenićrzyznaje pani Aleksandra.
Mniej zadań, więcej sprawdzianów
Konsekwencją braku możliwości oceniania prac domowych wydaje się być znaczący wzrost liczby lub trudności innych form sprawdzania wiedzy w szkole. Uczniowie, rodzice i nauczyciele wskazują, iż w miejsce zadań domowych pojawiły się częstsze kartkówki, sprawdziany, odpytywanie przy tablicy. Uczniowie skarżą się: „teraz codziennie mamy kartkówki”.
Ta zmiana, będąca naturalną adaptacją nauczycieli do nowych warunków (potrzeba danych do oceny postępów), może jednak rodzić nowe problemy. Zamiast rozłożonego w czasie, często mniej stresującego wysiłku w domu, uczniowie stają w obliczu ciągłej presji sprawdzania wiedzy w warunkach szkolnych. Może to prowadzić do zwiększonego stresu, lęku przed szkołą, a choćby demotywacji, jeżeli testy są zbyt częste lub postrzegane jako niesprawiedliwe. Paradoksalnie, reforma mająca na celu odciążenie uczniów, mogła jedynie zmienić charakter obciążenia – z pracy domowej na presję testową.
– Nauczyciele zaczęli wręcz walczyć między sobą o oceny – przyznaje pani Joanna. – Jak je wstawiać, kiedy uczniów nie można ocenić za coś dodatkowego, za własne inicjatywy poza szkołą? Trzeba zrobić test wiedzy. Tych testów nie może być według statutu szkoły więcej niż dana liczba w tygodniu, więc zaczęła się walka. Walka o terminy. I tak niektórzy planują sprawdziany już na dwa miesiące naprzód, stąd ja, jako matematyk, mam związane ręce. Uczniowie znają swoje prawa bardziej niż tabliczkę mnożenia. Kolejna kartkówka już nie przejdzie. No, więc zostaje mi odpytywanie przy tablicy. Będę więc tym najgorszym nauczycielem, pytającym…
„Szukam korepetytora na wczoraj”
Co więcej, ta sytuacja wydaje się napędzać rynek korepetycji. Rodzice, zaniepokojeni częstymi sprawdzianami i brakiem systematycznej pracy w domu, coraz częściej decydują się na płatne zajęcia dodatkowe, aby zapewnić dzieciom odpowiednie przygotowanie. Rodzi to kolejne pytania o równość szans – dostęp do korepetycji jest silnie uzależniony od statusu materialnego rodziny. Polityka, która w założeniach miała m.in. zmniejszać nierówności , może w praktyce prowadzić do ich pogłębienia poprzez stworzenie systemu, w którym dodatkowe wsparcie staje się koniecznością dla wielu, a dostępne jest tylko dla zamożniejszych.
Ministerstwo Edukacji Narodowej początkowo studziło emocje, wskazując, iż jest za wcześnie na wyciąganie wniosków. Resort konsekwentnie podkreślał też, iż zniesienie obowiązku odrabiania zadań domowych nie zwalnia z konieczności uczenia się w domu – powtarzania materiału do sprawdzianów, czytania lektur czy nauki słówek. Jednak problem wydaje się leżeć nie w samym fakcie konieczności nauki, ale w zmianie jej formy i natężeniu presji związanej z ocenianiem.
Psychospołeczne skutki braku zadań
Jednym z najpoważniejszych zarzutów wobec reformy jest jej potencjalnie negatywny wpływ na uczniów znajdujących się w trudniejszej sytuacji – zarówno materialnej, jak i edukacyjnej. Pojawiają się argumenty, iż zniesienie obowiązkowych prac domowych może pogłębiać nierówności edukacyjne.
Dzieci z rodzin o niższym kapitale kulturowym i ekonomicznym, które często nie mają w domu odpowiednich warunków do nauki ani wsparcia rodziców, mogły wcześniej korzystać ze struktury, jaką narzucała praca domowa. Teraz, gdy zadania są nieobowiązkowe, uczniowie z bardziej zaangażowanych domów prawdopodobnie przez cały czas będą je wykonywać (lub korzystać z korepetycji), podczas gdy uczniowie pozostawieni sami sobie mogą stracić istotny element systematyzujący naukę.
Co ciekawe, argument ten jest odwróceniem wcześniejszej narracji, według której to właśnie prace domowe zwiększały nierówności, faworyzując dzieci z zasobniejszych domów. To pokazuje, jak złożony jest problem równości szans w kontekście pracy własnej ucznia. Wydaje się, iż proste usunięcie zadań domowych nie rozwiązuje problemu, a może jedynie zmienić mechanizmy generujące nierówności.
Podobne obawy dotyczą uczniów z trudnościami w nauce lub problemami wychowawczymi. Dla nich regularne, choćby krótkie, zadania domowe mogły stanowić ważne ćwiczenie i okazję do utrwalenia materiału we własnym tempie. Brak tej rutyny może sprawić, iż będą oni jeszcze bardziej odstawać od rówieśników.
Co więcej, prace domowe, mimo iż bywały źródłem frustracji, stanowiły też poligon do ćwiczenia ważnych umiejętności życiowych: systematyczności, odpowiedzialności, radzenia sobie z trudnościami, zarządzania czasem. Usunięcie tego elementu bez wprowadzenia alternatywnych form rozwijania tych kompetencji budzi niepokój o długofalowe skutki dla rozwoju uczniów, zwłaszcza tych, którzy nie nabywają tych umiejętności w innych kontekstach. Ten „ukryty program nauczania”, realizowany poprzez zadania domowe, został niejako pominięty w założeniach reformy.
Zadania domowe. Nie o to chodziło
Kwestia zaangażowania rodziców również jest wielowymiarowa. Z jednej strony, zniesienie obowiązku odrabiania lekcji mogło przynieść ulgę rodzinom, w których prace domowe były stałym źródłem konfliktów i stresu. Z drugiej strony, pojawiają się głosy, iż brak zadań domowych osłabia kontakt rodziców ze szkołą i procesem edukacyjnym dziecka.
Wcześniej wspólne odrabianie lekcji, choćby jeżeli trudne, stanowiło dla niektórych okazję do rozmowy o szkole i spędzenia czasu razem. Teraz odpowiedzialność za inicjowanie dodatkowej nauki w domu spoczywa w większym stopniu na rodzicach, co może być problematyczne w rodzinach mniej zaangażowanych lub nieposiadających odpowiednich kompetencji.
– W kontekście dobrostanu uczniów, obraz również nie jest klarowny – dodaje pani Aleksandra, nauczycielka nauczania początkowego w jednej z opolskich szkół. – Początkowy cel, zapewnienie więcej czasu wolnego i redukcja stresu, może być realizowany tylko częściowo. Zyskany czas może być niwelowany przez nową presję związaną z częstymi sprawdzianami oraz niepokój rodziców o postępy w nauce.
Badania wskazują, iż to nadmierne i źle zaprojektowane zadania domowe są szkodliwe , co sugeruje, iż kluczem mogłaby być nie eliminacja, a racjonalizacja i poprawa jakości zadań.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania