Trzymaj się, córeczko! Teraz jesteś w innej rodzinie i musisz szanować ich zwyczaje. Wyszłaś za mąż, nie przyjechałaś w odwiedziny.
Jakie to zwyczaje, mamo? pytała Łucja, drżąc z rozpaczy. Wszystko tu jest na opak! Zwłaszcza teściowa! Ona mnie nienawidzi, to widoczne!
A słyszałaś kiedyś, iż teściowe mogą być dobre? odpowiedziała niecierpliwie Staszka Piotrowska.
Chodzi! Chodzi! Coś jej dopada! wściekła się Staszka, stojąc pośrodku kuchni, twarz jej była czerwona od gniewu, a oczy płonęły. jeżeli mąż hulają, to wini się żona. Po co ci jeszcze tłumaczyć?
Teściowa wybuchła jak burza, krzycząc na swoją synową Łucję, jakby straciła rozum. Wszystko przez to, iż podejrzewała męża, swojego syna Borysa, w zdradzie.
Łucja, młoda, delikatna dziewczyna o dużych, naiwnych oczach, przytuliła się do ściany, próbując uspokoić wściekłą kobietę.
Staszko Piotrowsko, to przecież nielogiczne. On ma rodzinę, dzieci zaczęła Łucja, ale teściowa przerwała ją gestem, jakby odganiała nagą muchę.
To ty, rodzino? Czy twoje dziecko, które nas z dziadkiem nie wpuszcza? zwiała z pogardą Staszka. Twoje wychowanie, tak na marginesie!
Jakie to wychowanie, Staszko Piotrowsko? Iwanek ma dopiero rok. Jest maleńki, zupełnie malutki cicho zaprzeczyła Łucja.
Maleńki? zmarszczyła kobieta. W rodzinie Jankowskich wnuk pozostało mniejszy. ale nie może chodzić sam, nie potrafi choćby machnęła w stronę pokoju dziecięcego.
W rzeczywistości to wasz wnuk odparła Łucja, drżąc. Dzieci wyczuwają złe osoby. Może dlatego on nie chce do was przychodzić.
My jesteśmy źli? To już koniec! wykrzyknęła teściowa. A ty, piękna nasza, od kogo żywisz się na darmo? Czyje produkty jesz? Czyje pieniądze wydajesz? Niewdzięczna!
Łucja nie chciała już dłużej spierzyć się z gwałtowną teściową. Już tysiąc razy wołała Borysowi, iż chce mieszkać osobno od rodziców, ale syn, rozdarty między matką a teściową, nie dostrzegał potrzeby zmiany.
Borys lubił żyć pod dachem rodziców. Czuł się tam jak w kościelnym kołysce. Pracował spokojnie, a wszystkie domowe sprawy załatwiali starzy ludzie pranie, sprzątanie, gotowanie. To nie życie, a bajka!
Łucja próbowała nawiązać kontakt z teściową, pomagała w domu, wspierała ją we wszystkim, choćby słuchała jej niekończących się skarg na sąsiadów i życie. Z czasem jednak zauważyła, iż wszystko na nic.
Choć chciała być dobra i pomocna, nie mogła ukryć nienawiści do Staszki.
Wprowadziliście tę nieudaczną, jakby nie było normalnych dziewczyn! opowiadała Staszka sąsiadce, gdy Łucja zbierała porozrzucane przez Borysa zabawki przy rogu domu.
choćby do innej wsi po nią pojechała! Gdyby była po coś! Nasze babki są zdecydowanie lepsze, pracowite i mądrzejsze.
Nie mów! poparła ją miejscowa plotkarz, babcia Mania, która już wyrzuciła wszystkie plotki z wioski.
Rozumiem, iż nie umiesz nic zrobić. A ty, Piotrowsko, mówiłaś, iż ręce nie są w twoim miejscu. Nic nie da się naprawić.
Nie masz pojęcia, co to znaczy! Nie można jej nic powierzyć albo zgubi, albo zepsuje. A dziecko, które ma, nie jest takie.
U Jankowskich wnuk jest zupełnie inny. Spokojny, rozumny chłopiec. Ten natomiast ciągle kaprysi, marudzi. Geny chyba nie po nas.
Gdy sytuacja stała się nie do zniesienia, Łucja dzwoniła do matki w sąsiedniej wsi, płakała i narzekała:
Trzymaj się, córeczko! Jesteś już w innej rodzinie i musisz szanować jej zwyczaje. Wyszłaś za mąż, nie przyjechałaś w odwiedziny.
Jakie zwyczaje, mamo? Wszystko tu jest na opak! Zwłaszcza teściowa! Ona mnie nienawidzi, to jasne!
Czy słyszałaś kiedyś, iż teściowe mogą być dobre? My wszystkie to przeszłyśmy, i ty też musisz. Najważniejsze nie pokaż, iż ci ciężko. Trwaj.
Łucja, wiedząc, iż nie da się nic zrobić z nieśmiałą i niezdecydowaną matką, groziła, iż zadzwoni do ojca.
Pożałuj swojego taty! zadrżała matka. Wiesz, iż ma on warunkowy wyrok. Jeden krok w bok i włożą go za kratki!
Łucja rozumiała to doskonale. Ojciec, Mikołaj, kochał swoją jedyną córkę. Sąd dał mu warunkowy termin za bójkę, którą wymierzył w sklepie, gdy ktoś obraził Łucję.
Wiedziała też, iż ojciec nie pozostanie cichy, gdy dowie się, jak źle traktują jego ukochaną córkę w obcym domu. Był człowiekiem o gorącym temperamencie.
Dobrze, nie powiem ojcu odpowiedziała Łucja. Ale jeżeli będą tak postępować dalej, nie wiem, co zrobię.
Wszystko się ułoży, kochana uspokajała matka. Za kilka tygodni nie przypomnisz sobie tej rozmowy.
Łucja naprawdę chciała o tym zapomnieć, ale relacje z teściową nie poprawiały się. Staszka Piotrowska zdawała się coraz bardziej żarzyć przeciwko niej, jakby to ona była przyczyną wszystkich jej nieszczęść. choćby jej mąż, Jan Stefanowicz, zmęczony życiem, nie wytrzymał.
Dlaczego ciągle krzyczysz na dziewczynę? rzekł pewnego ranka, gdy waśnie osiągnęły szczyt. Odszedłby od nas! I dobrze zrobił!
Ja mu pójdę! wybuchła Staszka, kierując całą złość na Jana. Zaciągnę go do sądu, odzyskam każdą złotówkę, którą wydaliśmy w te lata! I zabiorę dziecko, żeby nie rosło w tej nędznej rodzinie!
Łucja wiedziała, iż teściowa gada bzdury, ale bała się. Szczególnie, iż wciąż kochała swojego męża Borisa.
Plotki o tym, iż Borys potajemnie spotyka się z byłą Olgą, były jedynie wiejskimi plotkami, które babcie takie jak Staszka podnoszą i roznoszą po wiosce.
Nie wiadomo, jak długo trwać będą te dręczenia, gdyby nie długie języki Staszki. Pewnego razu, po kolejnej zwycięskiej wygranej nad synową, w kuchni podzieliła się swoimi bohaterstwami z najlepszą przyjaciółką, babcią Manią. Dodała coś nowego, przyozdobiła, po czym opowiedziała kolejną znajomą i swojemu mężowi I tak historia o ciągłej nieudacznej synowej i surowej teściowej rozeszła się po całej wsi, docierając aż do ojca Łucji.
Ojciec Łucji, surowy człowiek o wzroście prawie dwa metry, szerokich barkach, pomyślał, iż nie zostanie dłużej. Wziął siekierę, którą właśnie używał do rąbania drewna, nie zrzucając roboczej kurtki, wsiadł na swój stary motocykl Ural i, nie mówiąc nic żonie, pojechał do sąsiedniej wsi, by uwolnić córkę z poniżającego uścisku.
W tym czasie w domu Staszki wybuchł prawdziwy skandal. Młoda matka na chwilę zostawiła chłopca Wanę na nowym, jasnożółtym sofie, by pobrać nową pieluszkę. Gdy wróciła, zobaczyła pod dzieckiem małą brązową plamę. W oczach teściowej plama zdawała się rosnąć do rozmiarów czarnej dziury, gotowej pochłonąć cały pokój.
Kobieta pojawiła się niczym burza i natychmiast zaczął krzyczeć na synową:
Popsułaś sofę! Moja ulubiona! Wiesz, ile kosztowała? Ręce ci odrywam, a potem zszyję, by nie bolało!
Naprawię wszystko, posprzątam próbowała Łucja drżącymi rękami, chwytając ściereczkę.
Co będziesz sprzątać? To jest nowa! Skąd ty wiesz? Nigdy nie kupowałaś niczego za własny koszt!
A wy jak to macie? wybuchła Łucja, i w tym momencie odważyła się skrytykować teściową za całe życie siedzące na karku męża.
Popatrz na nią! Nie dość, iż jest bezczelna, to jeszcze ma w nosie! oblicza Staszki zabarwiły się na czerwono.
Teraz wytrzyj tę plamę, a potem idźcie razem ze swoim synkiem! Będziecie u mnie, dopóki nie nauczicie się zachowywać przyzwoicie!
Łucja, łzami obmywając twarz, próbowała wytrzeć plamę, ale brązowy ślad na jasnożółtej tapicerce nie chciał ustąpić, jakby szydził z jej bezsilności. Mały Wania, wyczuwając matczyną niepokój, krzyczał na cały głos, a jego płacz potęgował napięcie w domu.
Staszka Piotrowska stała nad głową Łucji, zalewając ją obelgami. Nie zauważyła, jak w drzwiach pojawił się nieznajomy. To był ojciec Łucji, Mikołaj, stojący jak pomnik, ręka mocno ściskająca drewnianą rączkę siekiery.
Chwilę później Staszka, czując obecność, odwróciła się i spojrzała na narzędzie. Wiedziała, iż Mikołaj jest człowiekiem o gorącym temperamencie i iż jego warunkowy wyrok już nie jest odległy. Strach natychmiast przeszył jej skórę.
O, witaj, Mikołaju! A ja już wychowuję twoją Łuczkę
Słyszałem, jak ją wychowujesz odezwał się surowo ojciec, wchodząc do pokoju w gołych butach.
Podniósł siekierę nad głową, zmuszając Staszkę do zamrużenia się. Zamiast ciosu, położył ją na ramię i wyciągnął rękę do córki.
Chodź, Łuczo, nie masz tu nic do roboty rzekł i poprowadził ją ku wyjściu.
Stój, teściowo! wykrzyknęła Staszka, odzyskując oddech. Co powiem synowi?
Niech sam przyjdzie do mnie, po swoją żonę. Porozmawiamy po męsku rzucił Mikołaj lodowatym spojrzeniem, które mówiło więcej niż słowa.
Mikołaj zabrał córkę i małego Wanę. Borys długo wahał się, by przyjechać po żonę i syna, obawiając się konfrontacji z teściem. W końcu zebrał się na odwagę.
Mikołaj rozmawiał długo z zięciem, nie grożąc, nie krzycząc, ale jego spokojny, twardy głos i leżąca na stole siekiera nadawały słowom wagę. Borys przyrzekł, iż będą mieszkać osobno od rodziców, iż matka nie będzie już wtrącać się w ich sprawy i iż będzie bronił żony i dziecka, nie dopuszczając do obrazy.
Kiedy Mikołaj mocno uścisnął Borysowi dłoń, zięć poczuł, iż żarty z tym człowiekiem są nieodpowiednie i wszystkie obietnice trzeba spełnić.
Od tego dnia Staszka Piotrowska unikała synowej i wnuka. Nie witała ich, gdy mijali się na drodze.
Borys i Łucja zamieszkali osobno. Wszystko układało się w harmonii i wzajemnym zrozumieniu. Czy to były nauki teścia, czy prawdziwa miłość? Tak pamiętam, gdy co dwa pokolenia wspominają te wydarzenia przy ognisku.










