„Czy nazywasz teściową „mamą”? A czy wiesz, kto naprawdę jest twoją matką?”

newsempire24.com 2 dni temu

Czy nazywasz teściową „mamą”? A czy na pewno wiesz, kto naprawdę jest twoją matką?

Za każdym razem, gdy słyszę, jak ktoś zwraca się do teściowej: „Mamusiu”, przechodzą mnie ciarki. Nie dlatego, iż jestem zła albo zazdrosna. Po prostu dla mnie to słowo jest święte. Nie rozdaje się go na prawo i lewo. Mama to nie tylko kobieta, która stała się twoją krewną dzięki pieczątce w urzędzie. Mama to ta, która cię wychowała, nie spała nocami, płakała z bezsilności, a jednak rano wstawała i znów walczyła o ciebie.

Mam bliską przyjaciółkę – Martę. Znamy się od dzieciństwa, była świadkiem na moim ślubie, a ja – na wszystkich jej… trzech. Przeszłyśmy razem wiele, i mimo życia, dzieci, przeprowadzek – trzymamy się razem. Często żartuję:
– No co, Marto, poczekamy, aż dzieci pójdą na studia, a na emeryturze ruszymy do klubu?

Ostatnio wpadłam do niej z prośbą – przywiozłam leki z apteki, bo nie mogła wyjść: auto w warsztacie. Podaję torebkę, a ona kiwa głową:
– To nie dla mnie. To mamie niedobrze.

Uśmiechnęłam się, zajrzałam do kuchni i prawie odruchowo wykrzyknęłam:
– Dzień dobry, ciociu Elżbieto! Jak się pani czuje?

I dopiero gdy kobieta się odwróciła, zrozumiałam: to nie jej mama. To matka jej trzeciego męża. Teściowa. A Marta czule nazywa ją „mamusią”. Tak samo jak wszystkie poprzednie.

Przypomniałam sobie, jak było z pierwszą i drugą. Od pierwszego dnia małżeństwa z Piotrem – jej pierwszym mężem – mówiła do jego matki „mamo”.
– Oszalałaś? – syknęłam jej wtedy do ucha. – Nie znasz jej! To nie twoja mama!

A ona tylko się uśmiechała:
– To strategia. Będzie jej miło. Zaakceptuje mnie. No i Piotrek zadowolony. Proste.

Tylko iż ta „mama” później opluwała ją za plecami. Gdy Piotr wracał pijany, nocował nie wiadomo gdzie, a Marta dzwoniła – tamta tylko wzdychała:
– No i czego chcesz, córeczko? Mężczyzna zmęczony…

Minęły dwa lata – rozwód. Dziecko się urodziło, ale żadna z „mam” nie zainteresowała się ani wnukiem, ani Martą.

Z drugą było inaczej. Tamta teściowa od razu przyjęła postawę:
– Ten chłopak nie jest ci potrzebny. Wywieź go, gdzie chcesz, chociażby do domu dziecka. Pieniędzy na niego nie ma.

I znowu Marta mówiła do niej „mamo”. Aż w końcu zrozumiała, iż za tym „mamo” kryje się tylko bezduszne okrucieństwo. Rozwiedli się, na szczęście nie mieli dzieci.

Teraz ma trzecie małżeństwo, i historia się powtarza. Te same czułe słowa. Ta sama naiwna nadzieja, iż jeżeli powie „mamusiu”, kobieta się rozpuści, stanie się bliska.

Ale to nie działa.

Wiem, o czym mówię. Ja też mam teściową. I my… nie tylko się dogadujemy. Naprawdę się szanujemy. Możemy pogadać szczerze, pośmiać się, razem zbierać jabłka albo omawiać serial. Ale zwracamy się do siebie po imieniu. I to nie przeszkadza nam być sobie bliższe niż niektóre krewne.

Bo „mama” to nie sposób na zysk. To słowo jest jak odznaczenie. Trzeba je zasłużyć. Nie można go kupić, ani wyprosić kompotem czy uśmiechem. Prawdziwa mama to nie ta, która przyszła do twojego życia z mężem. To ta, która przyszła – na zawsze.

I tak, zdarza się, iż teściowa staje się bliższa niż rodAle dopóki ludzie nie zrozumieją, iż słowa mają wartość, takie historie będą się powtarzać jak nieskończona płyta z zadrapaniem.

Idź do oryginalnego materiału