Na ten raz niech będzie tylko trzy dni? Zostanieszcie dłużej? Jagódka! Czemu milczysz?
Bronisławo Wandzie, jeszcze raz wszystkiego najlepszego! Trzymaj się zdrowo! Jak tylko Tadeusz i ja wszystko ustalimy, damy znać.
Jagoda gwałtownie odłożyła słuchawkę.
„O rany, co za sytuacja pomyślała Rozmowa miła, teściowa uprzejma jak nigdy, powód radosny jej jubileusz… a jednak od pierwszej sekundy chciałam tylko skończyć to gadanie”.
Nie miała ochoty spędzać urlopu u teściów. Ten długo wyczekiwany czas wolny, który wreszcie zbiegł się z urlopem męża. Uważała, iż świat pełen jest miejsc, gdzie ona, Tadzik i dzieciaki mogliby dobrze odpocząć. Podsuwała mężowi, iż może tym razem wybraliby coś innego niż letnisko Bronisławy Wandy, ale Tadeusz był nieugięty. Tak go wychowano. Starszych należy kochać i szanować. Trzeba rodziców ucieszyć swoją obecnością. Niegodziwie inaczej.
* * *
Jagód, rodziców widzę może raz do roku. Chcesz, żebyśmy przestali ich odwiedzać choćby na urlopie? Dzieci całkiem zapomną o drugiej babci i dziadku w Krakowie.
Kochanie… powiedzmy delikatnie… Nigdy nie przyszło ci do głowy, iż te wizyty są ważne tylko dla ciebie?
Co masz na myśli? Tadeusz zmarszczył brwi, zdziwiony.
Że twoi rodzice przywykli żyć z dala od ciebie, od naszej rodziny. Im dobrze samym. Nie cierpią, iż nie widzą wnuków. Mają się doskonale bez tego.
Jagoda, co ty pleciesz? Skąd te myśli?
Stąd, iż twoja mama w wiadomościach prosi tylko o jedno przysłać jej zdjęcia starszaków albo filmik z młodszym. I koniec. Nigdy nie spyta, jak się mają, jak się uczą, czy zdrowi. Wnuki potrzebne jej tylko po to, by pochwalić się ładnymi fotekami przed sąsiadką czy koleżanką. Ładna obrazkowa scenka, nic więcej. A co za tym stoi? Już jej zmartwieniem nie jest. Nasze problemy to jej wcale nie obchodzą.
Tu się z tobą nie zgodzę. Po prostu mieszkamy daleko. Nie mogą podrzucić Franka do przedszkola, odebrać chłopaków po szkole. Gdybyśmy mieszkali blisko, byłoby inaczej.
Wiesz, Tadzik… Moja mama też jest z Zakopanego, ale to jej nie przeszkadza przyjeżdżać w każdej potrzebie. Jak Chrupek i Chrupek gotowa ruszyć na pomoc. Przypomnij sobie, ile razy w ostatnim roku brała urlop lub chorobowe, kupowała bilet i gnała tu na pierwszą prośbę. Takiego pośpiechu u twoich rodziców jakoś nie dostrzegłam.
Tak, Jagódka, teściowa to złoto. Nie przeczę. Marcinie Antoninie jestem bardzo wdzięczny. Mówiłem jej to nie raz. Zawsze nasz ratunek w potrzebie.
Otóż to. Kiedy przyjeżdżamy do niej, zawsze stara się być z chłopakami. Chodzą na spacery, jeżdżą na rowerach, pluskają w Dunajcu, grają w chowanego, berka czy w piłkę. Kocha nasze dzieci, a one odwzajemniają to uczucie. Tak powinno być w rodzinie. Ciepło, troska, miłość.
Jagódka, czego ode mnie chcesz? Ludzie są różni. Twoja mama to skra. Wiecznie młoda, energia sama. Moi rodzice starsi, innego pokroju. Mamy przestać ich odwiedzać?
Jagoda na chwilę zamilkła, zacisnęła usta, jakby hamując słowa. Postanowiła, iż nie tym razem jednak.
Czuję się tam źle. Dzieciom też. Nieswojo, niewygodnie. Sam nie wiem, jak to ująć.
Jak to? Dlaczego? U rodziców piękne letnisko, osobne pokoje dla wszystkich, czysto, wygodnie. Czego jeszcze do szczęścia trzeba?
Wiesz, Tadzieńku, jest takie powiedzenie: „Miękko ścielą, twardo śpią”. Dokładnie opisuje mój stan, kiedy przyjeżdżam do teściowej.
Nie spodziewałem się tego. Czemu wcześniej milczałaś? Zawsze myślałem, iż i tobie, i dzieciom tam dobrze. Urlop u moich rodziców wydawał mi się idealny. Starszych odwiedzić, wam zapewnić wypoczynek. Co jest nie tak, Jagód?
Wszystko. Od chwili, kiedy wtaczamy się naszym stadkiem do ich domu, idealny, spokojny świat rodziców wali się w gruzy.
Nigdy niczego nie zauważyłem. Jagódka, uroiłaś sobie wszystko. Za bardzo się czepiasz ostatnio.
Tadzieńku, ty tam zajęty jesteś pomaganiem rodzicom. Kiedy jesteś u mamy i taty na letnisku, rzadko spędzasz czas ze mną, z dziećmi. Wszystko dla nich. Ja za to widzę i słyszę więcej. Te jadowite uwagi twojej mamy, nieżyczliwe spojrzenia ojca. Myślisz, iż mi przyjemnie? Jesteśmy małżeństwem dziesięć lat, a mam wrażenie, iż Bronisława Wanda wciąż nie może się pogodzić, iż to ja zostałam twoją żoną. Albo wcale nie cieszy się, iż masz teraz nas wszystkich.
Co ty wygadujesz, Jagodo! Mąż był już poddenerwowany i chciał skończyć przykrą rozmowę.
Dobrze. Jedźmy do teściów, niech będzie. Ale
Krystyna Wojciechowska spojrzała przez okno na opustoszały podjazd, gdzie jeszcze wczoraj parkował ich samochód, i po raz pierwszy ogarnęła ją cisza tak głęboka, iż aż bolesna, zrozumiawszy w końcu, co tak naprawdę straciła przez swoje ciągłe niezadowolenie i gorycz.