Dlaczego to ja mam się nią opiekować? Przecież jest jej ulubiony syn, niech to on pomaga

newsempire24.com 1 miesiąc temu

„A dlaczego właśnie ja mam się nią opiekować? Przecież Wojtek jest tym ukochanym synem, niech on pomaga” – dlaczego odmówiłam zajmowania się chorą matką

Od dawna wiem, iż w rodzinach z więcej niż jednym dzieckiem niemal zawsze jest ktoś „ulubieńcem”, a ktoś inny – niechcianym. Tego pierwszego kocha się bezgranicznie, usprawiedliwia we wszystkim, rozpieszcza i wspiera. Tego drugiego obarcza się winą za wszystkie rodzinne nieszczęścia. W mojej rodzinie było dokładnie tak.

Mama uwielbiała mojego młodszego brata Wojtka. A ja… ja byłam dzieckiem „przez pomyłkę”. Kiedyś w gniewie rzuciła mi: „Gdyby nie ty, nie rozwiódłabym się z twoim ojcem”. Te słowa wbiły się we mnie tak głęboko, iż choćby po latach nie potrafię o nich zapomnieć. Wtedy nie rozumiałam, jak można mówić coś takiego własnemu dziecku. Przecież nie prosiłam, żeby mnie urodzić. Nie byłam winna temu, iż przyszłam na świat. Ale mama widocznie widziała to inaczej.

Po rozwodzie oddała mnie na wychowanie rodzicom ojca – mojej babci i dziadkowi. Miałam siedem lat. Nagle znalazłam się w obcym domu, bez mamy. Babcia z dziadkiem byli dla mnie dobrzy. Stali się moją prawdziwą rodziną. A mama przez cały ten czas była przy Wojtku. Opiekowała się nim, biegała za nim, wyciągała z kłopotów, choćby gdy jako dorosły mężczyzna wpadał w podejrzane interesy. Spłacała jego długi, ratowała przed policją, poprawiała mu reputację.

Później sprzedała swoją dużą, czteropokojową mieszkanie w centrum, żeby kupić mu własne. Dowiedziałam się o tym dopiero po fakcie, od znajomych. choćby nie pomyślała wtedy o mnie. Włożyła w niego wszystko – miłość, pieniądze, nerwy. A o mnie zapomniała, jakbym nigdy nie istniała.

Od dawna mieszkam w innym mieście. Wyszłam za mąż, wychowałam córkę. Teraz mamy już wnuka – nasza córka urodziła chłopca i mieszka w mieszkaniu, które odziedziczyła po moich dziadkach. Żyjemy spokojnie, w zgodzie, nikomu nic nie jesteśmy winni. Matka nie utrzymywała ze mną bliskich kontaktów. Ja też nie szukałam z nią relacji. Po co, skoro jesteśmy sobie obce?

A potem stało się coś, co wszystko zmieniło.

Mama złamała szyjkę kości udowej. W szpitalu powiedzieli, iż potrzebna jest operacja, płatna. I wiecie, kto za nią zapłacił? Ja. Tak, ja. Z własnych pieniędzy. Bo mimo wszystko to moja matka. Nie chciałam, żeby cierpiała.

Ale po operacji okazało się, iż potrzebuje długiej rehabilitacji i iż ktoś musi być przy niej – opiekować się, pomagać, gotować, myć, wozić na wizyty.

I wtedy Wojtek niespodziewanie „przerzucił piłkę” na mnie. Zaczął dzwonić, namawiać, a potem naciskać: „Musisz! Jesteś córką!”.

Odmówiłam.

I co się zaczęło… Obydwoje – i mama, i brat – zaczęli na mnie napierać. Oskarżać. Przypominać dawne urazy, które rzekomo im zadałam. Matka mówiła: „Przecież cię urodziłam, wychowałam!”, a ja słuchałam i myślałam: co adekwatnie we mnie wychowała? Wysłała do obcych ludzi i zapomniała? Miłość, troskę, czułość – to wszystko dostała tylko jedna strona. Tylko Wojtek.

Więc dlaczego teraz, gdy jest jej ciężko, nagle o mnie przypomniała? Gdzie ja byłam w jej życiu wcześniej?

Nie wytrzymałam i powiedziałam wprost:

— Mamo, dokonałaś wyboru. Postawiłaś na jedno dziecko, wszystko w niego włożyłaś. A drugie odrzuciłaś. Teraz czas żąć to, co posiałaś. Oto twój ulubieniec. Jest silnym, dorosłym mężczyzną. Niech on się teraz tobą zajmuje. Już nie jestem tą małą dziewczynką, której można powiedzieć „musisz”. Nikomu nic nie jestem winna.

Nie spodobało im się to. Zaczęli mnie obrażać. Mówili, iż jestem bez serca, okrutna, niewdzięczna. Ale we mnie już nic nie drgnęło.

Nie czułam winy. Tylko gorycz. Gorycz od niesprawiedliwości naszej rodzinnej historii.

Teraz mama leży w ośrodku rehabilitacyjnym. Wojtek odwiedza ją, kiedy może. A ja żyję swoim życiem. Czasem śni mi się babcia – ta, która mnie przygarnęła, wycierała łzy i czytała bajki. Tylko ona naprawdę była mi matką.

Niech mówią, iż chowam urazę. To prawda. Nie jestem aniołem. Ale nie jestem gotowa znów oddać siebie tym, którzy raz już mnie odrzucili.

Idź do oryginalnego materiału