Droga do szczęścia
Rafał szedł zmęczony z pracy piechotą. Daleko wprawdzie, ale wieczór był ciepły i spokojny, bez wiatru. W takie wieczory nie żałował, iż nie ma samochodu. Szedł, ciesząc się pogodą i zbliżającym się latem.
Całe życie spędził z rodzicami w centrum miasta, przyzwyczaił się do zgiełku i pośpiechu. Od niedawna jednak mieszkał na obrzeżach, w dzielnicy pełnej bloków. Przychodził do domu i niemal od razu kładł się spać, by rano znów wyruszyć do tętniącego życiem centrum.
Przez okno jego pokoju zaglądała ciekawska księżycowa poświata, której nie przesłaniały ani drzewa, ani inne budynki — gęstych zasłon Rafał jeszcze nie powiesił. Mieszkał na dwunastym piętrze nowego bloku, z widokiem na pole i odległą ścianę lasu. Pierwsze noce budził się zdezorientowany, patrzył na pokój w niebieskawym świetle i nie mógł zrozumieć, gdzie jest. Dopiero po chwili przypominał sobie i zasypiał z powrotem.
***
Jeszcze dwa lata temu nie miał pojęcia, iż istnieją mieszkania komunalne. Nie takie jak za dawnych czasów, gdzie na jednej kuchence gotowało dziesięć rodzin, ale i tak — dzielenie łazienki z obcym człowiekiem nie należało do przyjemności.
Dorastał w zwyczajnej rodzinie, w dwupokojowym mieszkaniu w śródmieściu, z wysokimi sufitami i długim, wąskim przedpokojem, który prowadził do maleńkiej kuchni. Matka pracowała jako przedszkolanka, ojciec był kierowcą autobusu. Nie żyli w luksusach, ale na wakacje nad morzem mogli sobie pozwolić.
Wszystko runęło jednego dnia. Ojciec nie złamał przepisów — ruszył na zielonym świetle, powoli rozpędzając autobus. Nagle na jezdnię wyskoczyła kobieta z walizką na kółkach. Ojciec uderzył w hamulce, ale czy da się zatrzymać taki pojazd w jednej chwili? Kobieta odbiła się od maski jak piłka, zmarła w drodze do szpitala.
Jak się okazało, spieszyła się na pociąg. Zięć miał ją podwieźć samochodem, ale zmienił plany. Pokłócili się, więc w złości pobiegła na dworzec, myśląc, iż zdąży. Pociąg przecież na nikogo nie czeka.
Ten sam zięć potem na procesie krzyczał, iż pijany kierowca zabił jego ukochaną teściową, domagając się surowej kary. Tak, w przeddzień koledzy żegnali jednego z kierowców na emeryturę — wypili po kieliszku. Badanie lekarskie rano nie wykazało u ojca żadnych odchyleń. Nigdy nie był amatorem alkoholu. Ale w aktach nagle pojawiło się świadectwo przekraczające dopuszczalną normę.
By nie narażać kolegów, ojciec przyznał, iż wypił na urodzinach znajomej żony. Uratował innych, sam trafił za kratki. Matka rozpaczała. Pieniędzy zaczęło brakować. Pensja przedszkolanki była niska. Rafał oznajmił, iż po szkole nie pójdzie na studia, tylko do pracy.
— Aha, do wojska się wybierasz? Mało mi stracić męża, jeszcze muszę się martwić o ciebie? — lamentowała matka.
Aby ją uspokoić, obiecał kontynuować naukę. Tuż przed studniówką ojciec zmarł w więzieniu na zawał. Rafał, tak jak obiecał matce, dostał się na uniwersytet. Dwa lata później matka wyszła powtórnie za mąż i wyprowadziła się. Rafał został sam w rodzinnym mieszkaniu. Matka opłacała czynsz i dawała mu pieniądze, byleby się uczył. Nowy mąż okazał się nie byle kim — urzędnikiem wysokiego szczebla. Prawda, Rafał gwałtownie zapomniał, gdzie konkretnie pracuje.
Koledzy ze studiów dowiedzieli się, iż ma wolne mieszkanie, i zaczęli urządzać w nim imprezy. Gościnny gospodarz pozwalał choćby zostawać na noc.
Na początku podobało mu się takie życie, ale w końcu hałaśliwe towarzystwo zmęczyło go. Budząc się, często widział w mieszkaniu obcych chłopaków i dziewczyny.
Sąsiedzi poskarżyli się matce. Przyjechała wczesnym rankiem, żeby zastać syna w domu. Na jej widok wyszła nago nieznajoma dziewczyna, bez skrępowania kierując się do łazienki.
Oczywiście, matka urządziła awanturę, wyrzuciła wszystkich, a synowi zagroziła, iż jeżeli nie skończy z pijatykami, przestanie go wspierać.
Przez dwa tygodnie w mieszkaniu panowała cisza. Aż do dnia, gdy koledzy wpadli na pomysł, by świętować czyjeś urodziny. Zachowywali się względnie cicho, ale pili mocno.
Rano Rafał obudził się w łóżku nie sam. Obok spała naga dziewczyna, przykryta do połowy kołdrą. Leżała na brzuchu, twarz miała odwróconą do ściany, a na poduszce rozsypały się rude włosy. W jego grupie tylko Marysia Kowalska była ruda.
Wysunął się ostrożnie z łóżka, by jej nie obudzić. Nic nie pamiętał, ale pomyślał, iż gdyby między nimi coś było, pewnie nie założyłby potem bokserów.
Obejrzał mieszkanie — nikogo więcej nie było. Wziął prysznic, zaparzył kawę. Marysia obudziła się na zapach, weszła do kuchni w jego koszulce i zaczęła się przymilać, zawodząc jakieś głupstwa. Rafał się odsunął.
— O co ci chodzi? W nocy mówiłeś, iż mnie kochasz — odparła urażona. Daj kawy. I sięgnęła po jego kubek.
— Nie pierdź głupot — odpowiedział niepewnie. — Nic między nami nie było. Nie jestem samobójcą, Krzyś by mnie zabił.
— Rozstaliśmy się. Nie wiedziałeś? Myślisz, dlaczego tak się wczoraj upiłam? Zaczyna się z tą Lerką z piątego roku, świnia.
Odprowadził szlochającą Marysię pod prysznic, posprzątał butelki, umył naczynia i wywietrzył mieszkanie. Matka mogła wpaść niespodziewanie.
Na zajęcia spóźnili się. Marysia namawiała go do kina, skoro i tak wagary, ale odmówił i poszedł na wykłady. Gdy koledzy pytali, gdzie Marysia, udawał zdziwionego — czyżby nie wyszła z resztą?
Przez dwa tygodnie Marysia się do niego nie odzywała. W końcu podeszła i oznajmiła, iż ma opóźnienie. Rafał zdrętwiał, udając, iż nie rozumie.
— Jestem w ciąży, nie udawaj idioty — powiedziała zirytowana.
— A co ja mam z tym wspólnego? — spytał, czując, jak robi mu się niedobrze.
„Było” — pomyślał z rezygnacją królika przed wI tak Rafał, który kiedyś bał się odpowiedzialności, stał się ojcem nie tylko dla małej Łucji, ale i dla Danka, którego pokochał jak własnego syna, i zrozumiał w końcu, iż szczęście to nie miejsce, ale ludzie, którzy na ciebie czekają.