„Co za dziecko w wieku czterdziestu jeden lat!” krzyczał na Anię mąż. W twoim wieku kobiety już są babciami. Aniu, nie rób głupstw.
Dobrze, wiem, iż masz nas w nosie. Ale czy pomyślałaś o tym dziecku? Nie chcę tańczyć na jej weselu z kroplówką pod pachą!
A jeżeli coś się nam stanie, kiedy ona będzie jeszcze mała? Ogólnie, podejmij decyzję. Albo się z tobą rozwiodę!
Ania z mężem żyli już od dwudziestu lat. Za mąż za Marka wyszła bardzo młodo, jeszcze jako studentka.
Przez te wszystkie lata Anastazja była pewna, iż mąż to jej najbliższa osoba, oparcie, obrona. Nigdy by nie pomyślała, iż Marek kiedyś się przeciw niej zwróci.
Ostatnio w rodzinie wybuchł poważny skandal powodem było niespodziewane późne dziecko.
Marek był stanowczo przeciwny:
„Aniu, oszalałaś? Na starość postanowiłaś zostać matką? Mamy trzech wspaniałych synów, Kuba już studiuje, a Tomek i Bartek kończą ósmą klasę. To ci mało?
A co dzieci o nas pomyślą? Że rodzice zwariowali?”
„Mareczku, całe życie marzyłam o córeczce” upierała się Ania. „Jeśli Bóg dał nam dziecko, dlaczego nie miałoby się urodzić?”
„A jeżeli znowu będzie chłopiec, to będziemy próbować do piątego?” wściekł się Marek.
„A ja jestem pewna, iż to dziewczynka.”
Synowie też nie poparli Ani. Gdy dowiedzieli się o ciąży, bliźniacy Tomek i Bartek stanowczo oświadczyli, iż nie będą dzielić pokoju z nikim innym.
Najstarszy, Kuba, też wyraził swoje zdanie:
„Mamo, ty się sama nie boisz w twoim wieku? A co, jeżeli coś ci się stanie?”
„Wszystko będzie dobrze” uspokoiła go Ania. „Nie jestem jeszcze taka stara!”
Tak naprawdę, podobna sytuacja już się zdarzyła. Gdy Ania była w drugiej ciąży, mąż też nie był zachwycony.
Kuba miał wtedy trzy i pół roku, pieniędzy brakowało. Mieszkali z rodzicami Marka, a Ania często kłóciła się z teściową.
Ale gdy lekarze powiedzieli, iż będą bliźniaki, wszystko się zmieniło. Teściowa dała Markowi pieniądze na wkład własny do mieszkania. Mąż stał się troskliwszy.
Na dodatek Tomek i Bartek okazali się spokojnymi dziećmi, a Ania choćby się wysypiała. Kuba bardzo się ucieszył, iż będzie miał z kim się bawić, więc zajmował się braćmi, dając mamie chwilę wytchnienia.
Tym razem Ania też miała nadzieję, iż jak za dotknięciem magicznej różdżki, wszystko się jakoś ułoży.
Jednak już w trzecim tygodniu zaczęły się problemy na pracy robiło jej się słabo.
Ania ponad dziesięć lat pracowała jako manicurzystka, więc przyzwyczaiła się do zapachów lakierów i olejków.
Ale teraz było nie do zniesienia mdliło ją na sam widok kolorowych buteleczek.
Tabletki nie pomagały, stan się nie poprawiał, więc musiała zrezygnować z pracy.
Ania leżała całe dnie, choćby umycie naczyń było dla niej wyzwaniem. O sprzątaniu nie było mowy.
Jedzenie dla rodziny też trzeba było kupować, co nie cieszyło Marka ani chłopaków.
Po „zwolnieniu” Ani pieniędzy w domu było znacznie mniej.
Marek, pracując jako felczer na pogotowiu, zaczął brać podwójne dyżury, żeby zarobić więcej.
Kuba przeniósł się na wieczorne studia, a w dzień dorabiał w sklepie z elektroniką.
Codziennie Ania widziała w oczach rodziny wyrzut. choćby jej rodzice nie poparli jej, mówiąc, iż w tym wieku rodzenie dziecka jest późne i niebezpieczne.
Sąsiadki szeptały za jej plecami, gdy wychodziła do sklepu. Ania czuła się bardzo niepewnie.
Gdy nadszedł drugi trymestr, Ania poszła na kolejne badanie.
Lekarz na USG z poważną miną wpatrywał się w monitor i podawał pielęgniarce jakieś parametry. Ania leżała bez ruchu, bojąc się choćby oddychać.
Po pół godzinie nie wytrzymała:
„Doktorze, chłopiec czy dziewczynka?”
„Płód żeński. Ale jest jeden problem.”
„Co się stało?” przestraszyła się Ania.
„Niech się pani nie denerwuje, ale muszę powiedzieć. Dziecko ma wadę cewy nerwowej, to poważna patologia.”
„W 23. tygodniu cewa powinna być zamknięta, a u pani córeczki jest otwarta. Dziecko może być niepełnosprawne.”
Ania rozpłakała się:
„Czy nie da się pomóc mojemu dziecku? Może są jakieś leki?”
Lekarz odwrócił wzrok i milczał.
Ania wyszła z gabinetu i powoli szła korytarzem. Czas jakby stanął w miejscu nic nie widziała, nic nie słyszała.
Jak we śnie wróciła do domu, ale nie chciało jej się choćby wysiadać z samochodu. Zaczęła głośno szlochać.
Gdy się uspokoiła i otarła łzy, weszła do mieszkania. Marek był w domu, podgrzewał obiad w mikrofalówce i oglądał wiadomości.
Dzieci nie było.
„Dobra okazja, żeby porozmawiać” pomyślała Ania.
„Byłam dzisiaj na USG” zaczęła. „Lekarz powiedział, iż będzie dziewczynka. Ale… są problemy ze zdrowiem.”
„Jakie problemy?” zaniepokoił się Marek.
„Wada cewy nerwowej.”
„I co powiedział doktor Nowak?”
„Nic… Ale lekarz zaproponował usunięcie ciąży. Nie zgodziłam się i nie wzięłam skierowania. Nie mogę na to przystać! To przecież moja córeczka!”
„Oszalałaś? W ogóle wiesz, co to znaczy? Dziecko będzie niepełnosprawne, jeżeli w ogóle przeżyje. Jutro idziemy razem do lekarza, sam wezmę dla ciebie skierowanie.”
„Nigdzie nie idę, Marek. I nie nalegaj…”
„W takim razie nie licz na mnie! Nie będę patrzeć, jak ty się męczysz i jak męczysz to dziecko!”
Marek zerwał się od stołu i poszedł do sypialni. Wyciągnął dużą torbę sportową i zaczął pakować swoje rzeczy.
„Marku, co ty robisz?” zawodziła Ania. „Zostawiasz mnie? Uciekasz od problemów? To nie tylko moja córka, ale i twoja! Jak możesz być tak obojętny?”
„Nie zamierzam tego znosić! Zgodziłem się, gdy postanowiłaś zostawić dziecko, myślałem, iż wszystko będzie dobrze. Ale teraz nie będę pobłażać twoim kaprysom!”
„Pomyślałaś o naszych starszych dzieciach? Widziałaś kiedyś takie chore dzieci? Moja mama siedem lat po mnie urodziła syna z wrodzoną wadą. Brat przeżył tylko pół roku.”
„Do dziś pamiętam ten koszmar







