Jesteś potworem, mamo! Nie powinnaś mieć dzieci!

polregion.pl 3 dni temu

**Dziennik osobisty**

„Jesteś potworem, mamo! Takie jak ty nie powinny mieć dzieci.”

Po szkole Hanka wyjechała z małego prowincjonalnego miasteczka do Warszawy, żeby kontynuować naukę. Pewnego wieczoru poszła z koleżankami do klubu i poznała tam Krzysia. Warszawiak, przystojniak, rodzice wyjechali na rok za granicę w delegację. Zakochała się w nim bez pamięci i niedługo zamieszkała u niego.

Żyli na wysokiej stopie, rodzice przysyłali pieniądze. Codziennie albo kluby, albo imprezy w domu. Na początku Hankę taki styl życia zachwycał. Zanim się obejrzała, nabrała długów i zaległości, a zimowa sesja skończyła się jedynkami. Groziło jej wyrzucenie ze studiów.

Hanka obiecała wziąć się w garść i poprawić oceny. Rzeczywiście, zakopała się w książkach. Gdy przychodzili znajomi Krysi, zamykała się w łazience. Sesję jakoś zdała, ale próbowała namówić chłopaka, żeby się ustatkował. Miał ostatni rok, niedługo dyplom.

– Daj spokój, Haneczko. Żyje się tylko raz. Młodość gwałtownie mija. jeżeli nie w dwudziestce, to kiedy się bawić? – odpowiadał beztrosko.

Wstyd było powiedzieć matce, iż żyje z chłopakiem bez ślubu. Gdy dzwoniła do domu, kłamała, iż wzięli ślub cywilny, a wesele odbędzie się, gdy rodzice Krysia wrócą z delegacji.

Pewnego dnia Hance na zajęciach zrobiło się słabo. Kręciło się jej w głowie, nudziło. Nie pamiętała swojego kalendarza i z przerażeniem zrozumiała, iż prawdopodobnie jest w ciąży. Test ciążowy potwierdził jej obawy.

Czas miał jeszcze nieduży, a Krzyś zaczął ją namawiać na aborcję. Pierwszy raz mocno się pokłócili – tak bardzo, iż chłopak wyszedł i dwa dni się nie pokazywał. Hanka była w rozsypce, płakała i czekała. W końcu wrócił, ale nie sam. Wisiała na nim pijana blondynka, ledwo trzymająca się na nogach. Hanka, wykończona niepewnością i stresem, nie wytrzymała – nakrzyczała na Krzysia, próbując wyrzucić jego towarzyszkę.

– Ona nie wyjdzie. Jak ci się nie podoba, to sama się wynoś, histeryczko! – wrzasnął i uderzył ją z rozmachem.

Porwała płaszcz i wybiegła z mieszkania. Dotarła pieszo do akademika. Ze spuchniętą policzkiem, rozmazanym tuszem i łzami Hanka zapukała do drzwi. Portierka ulitowała się i wpuściła ją.

Następnego dnia przyszedł Krzyś, przepraszał, obiecywał, iż nigdy więcej ręki na nią nie podniesie, błagał, żeby wróciła. Hanka uwierzyła. Dla dziecka.

Jakoś skończyła pierwszy rok. Bała się jechać do domu. Co powie matka? Ale zostać w Warszawie też było strasznie. Niedługo mieli wrócić rodzice Krysia, a ona z brzuchem i wyglądem jak po przejściach.

Wkrótce rzeczywiście rodzice wrócili z delegacji. Gdy dowiedzieli się, iż Hanka jest z prowincji, iż ledwo przeszła na drugi rok, ojciec zaczął nieprzyjemną rozmowę. Zaproponował jej pieniądze, żeby odjechała i zostawiła ich syna w spokoju.

– Sam pomyśl, jaki z niego ojciec? Same imprezy i kluby w głowie. A może to w ogóle nie jego dziecko? Proponuję ci sporą sumę. Bierz i wracaj do swojego miasta, do rodziców. Na pierwszy czas wystarczy. Uwierz, tak będzie lepiej dla wszystkich.

Hance było wstyd. Gotowa była zapaść się pod ziemię. Krzyś nie stanął w jej obronie, siedział cicho. Pieniędzy nie wzięła, choć potem żałowała. Spakowała się i wyjechała do matki.

A ta, gdy zobaczyła córkę z brzuchem w drzwiach, od razu wszystko zrozumiała.

– Czemu sama przyjechałaś? – spytała podejrzliwie. – Wnioskuję, iż za mąż nie wyszłaś? Warszawiak się zabawił i cię wyrzucił? Pieniądze chociaż dał? – matka nie wpuściła jej dalej niż do przedpokoju.

– Mamo, jak możesz? Nie potrzebuję jego pieniędzy.

– To po co do mnie przyjechałaś? My z tobą ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. Myślałam, iż córka wyciągnęła szczęśliwy los – za mąż za warszawiaka, życie jak w bajce. A tu z brzuchem wraca. I jak my tu pomieścimy się we czworo? Z maleństwem?

– Dlaczego we czworo? – spytała Hanka cicho, nic nie rozumiejąc.

– Bo gdy ty się w Warszawie bawiłaś, ja też znalazłam sobie faceta. A co? Jeszcze nie jestem trupem, też chcę trochę szczęścia. Ciebie sama wychowałam, nie było czasu o sobie pomyśleć. Teraz mogę trochę pożyć dla siebie. On jest młodszy. Nie chcę, żeby się na ciebie gapił.

– To gdzie mam iść, mamo? Niedługo rodzić… – szepnęła, ledwo powstrzymując łzy.

– Wracaj do męża. Albo kim on tam był. On ci dziecko zrobił, niech teraz utrzymuje i się wami opiekuje.

Matka stała niewzruszona. W oczach Hanki nie było ani śladu litości czy współczucia. Ich relacje nigdy nie były ciepłe, ale teraz to jakby rozmawiała z obcą, a nie z własną matką.

Wzięła torbę i wyszła. Odeszła od domu, usiadła na ławce i rozpłakała się. Gdzie ma iść? Komu jest potrzebna, skoro choćby własnej matce na nią i wnuka wypluto? Myślała choćby wyjść na drogę i rzucić się pod samochód. Ale dziecko w brzuchu niespokojnie się poruszyło, jakby coś wyczuło. Zabrakło jej serca, żeby skazać je na śmierć pod kołami.

– Hanka? – przed nią niespodziewanie stanęła dziewczyna.
Podniosła oczy, ale łzy zasłaniały widok.

– To ja, Zosia Mikołajczyk. Razem chodziłyśmy do szkoły. A ty czemu płaczesz? – usiadła obok i dopiero wtedy zauważyła brzuch. – Jesteś w ciąży?

Hanka wybuchnęła płaczem i opowiedziała wszystko byłej koleżance.

– Wiesz co, chodź do mnie. Rodzice są na działce do jesieni. Na razie u mnie pomieszkasz, nie będzie ci przecież na ulicy spać. A potem coś wymyślimy.

I Hanka się zgodziła. Gdzie miała iść? Nogi się pod nią uginały ze zmęczenia, a głód dokuczał coraz bardziej.

– Rozgość się. Nie krępuj się – powiedziała Zosia, wprowadzając Hankę do mieszkania.

Z ulgą opadła na miękką sofę,Hanka wyciągnęła nogi, zamknęła oczy i po raz pierwszy od miesięcy poczuła, iż może liczyć na czy kąkolwiek w tej nieprzyjaznej jej dotceHanka wyciągnęła nogi, zamknęła oczy i po raz pierwszy od miesięcy poczuła, iż może liczyć na kogoś w tej nieprzyjaznej jej dotąd rzeczywistości.

Idź do oryginalnego materiału