“Musisz szanować moje prawa!” — powiedział mój syn, nie wiedząc, jak łatwo zranić serce matki.
Tamtego wilgotnego październikowego wieczoru Zofia, otulona w ciepły szlafrok, postawiła na stole talerz gorących pierogów. W izbie rozlał się zapach świeżego ciasta, a z zewnątrz wdzierał się chłód i wiatr. Wszyscy domownicy spieszyli do stołu — tak bardzo pragnęli rozgrzać się herbatą i zapomnieo jesiennej słocie, a mały Tadeusz, choć głodny, tylko bezmyślnie grzebał widelcem w nadzieniu, patrząc przed siebie wzrokiem pełnym niezrozumiałego dla dziecka smutku.