Jeśli maluch będzie podobny do tamtego odmówię dam mu życie i odmówię! powiedziała bezbarwnym głosem Weronika.
Za późno się opamiętałaś, kochanie. Teraz tylko czekać do terminu podsumował lekarz. Inaczej możesz zostać bez dzieci.
Weronika wyszła z gabinetu, usiadła na kanapie, by ochłonąć. Chciało jej się płakać z bezsilności Podniosła głowę i zobaczyła, jak za oknem jesienny wiatr miota gałęziami z resztkami liści.
Wydało jej się, iż jest jak ta gałąź bezradna, a dziecko teraz nie w porę. Przecież jeszcze trzy miesiące temu tak go pragnęła Jak gwałtownie się wszystko zmieniło.
Wyszła z przychodni, wyprzedzając szczęśliwą parę: mężczyzna obejmował żonę, oboje się uśmiechali. Ten widok zabolał ją jeszcze bardziej. Weronika powlokła się na przystanek.
Gdy w końcu dotarła do domu, zamknęła się w pokoju i nie wychodziła prawie godzinę. Matka namawiała ją, by coś zjadła, ale córka nie odezwała się ani słowem. Helena Piotrowska poszła do kuchni i usiadła w zadumie. W mieszkaniu panowała ciężka cisza.
W końcu Weronika wyszła, usiadła naprzeciw matki i tak samo milcząco przesiedziały kolejne chwile.
Jeśli będzie do niego podobny odmówię dam mu życie i odmówię powtórzyła tym samym bezdźwięcznym głosem.
Helena Piotrowska drgnęła. Słowa córki wyrwały ją z zamyślenia.
Tego jeszcze brakowało! Weroniko, czy ty w ogóle myślisz, co mówisz? Helena, gdy chciała być stanowcza, zwracała się do niej pełnym imieniem.
Zdrowa, pracowita dziewczyna ma oddać własne dziecko? Co rodzina powie? Koledzy z pracy? Jak ty w ogóle będziesz żyć? A dziecko nie jest winne, iż ojciec to łajdak.
A co mnie obchodzi, co ludzie powiedzą? Kto mnie w ogóle pożałuje? wykrzyknęła Weronika. W tej chwili przypominała zwierzę osaczone w pułapce. Jej duże brązowe oczy pełne były przerażenia, usta drżały, ramiona opadnięte.
Ja cię pożałuję i pomogę odparła Helena. I nie pozwolę ci porzucić własnego wnuka czy wnuczki
Sama ledwo wiążesz koniec z końcem, pensja nie starcza jaka pomoc?
Jakoś to będzie upierała się matka. Ludzie przeżyli cięższe czasy, a teraz mamy spokój rok 1989.
Weronika ciężko westchnęła. Już teraz było jej strasznie, a przed nią niewiadoma. Nie wiedziała jeszcze, iż lata 90. pokażą swoje najgorsze oblicze. Ale dziś wiedziała jedno: Marek ją zostawił.
Pobrali się pół roku temu, a przed tym spotykali się półtora roku. Nic nie zapowiadało nieszczęścia tej młodej, urodziwej parze.
Weronika pamiętała każdą minutę tamtego dnia, gdy Marek wrócił do domu zupełnie innym człowiekiem. Próbował być taki jak zawsze, ugodowy.
Nie dało się nie zauważyć jego dystansu, zamyślenia i tego spojrzenia spojrzenia mężczyzny, który przestał kochać Weronikę.
Wiedział już, iż jest w ciąży, i to go męczyło inaczej odszedłby od razu. Przez miesiąc Weronika wypytywała, co się stało, i dopiero gdy Marek w końcu wyszedł, poznała powód.
Dostała histerii, gdy przyszła jego matka, która też płakała, nie spodziewając się takiego podstępu od syna.
A ta historia ciągnęła się jeszcze ze szkolnych lat. Gdy Marek poszedł do matury, wyjechał na obóz harcerski.
Była tam młodzież z całej Polski: chodzili na wycieczki, spali w namiotach. Tam poznał Kasię, zakochał się od razu.
Przez dwa tygodnie nie odstępował jej na krok. Gdy się rozjechali, wymienili adresy. Ale Marek, przeprowadzając się, zgubił jej dane. Od niej też nie było listów.
Z czasem się pogodził i próbował zapomnieć. Ale potem zdał sobie sprawę, iż to była jego jedyna miłość. Po trzech latach poznał Weronikę wydawało mu się, iż Kasia to przeszłość. Dwa lata później wzięli ślub i czekali na dziecko.
Kasia pojawiła się nagle. Też nie zachowała adresu, ale wiedząc, gdzie Marek mieszka, dała ogłoszenie do lokalnej gazety. I Marek je zobaczył. Zaprosił Kasię do siebie, wynajął dla niej pokój w hotelu.
Najpierw chciał tylko spotkać dziewczynę, której nie mógł zapomnieć. Ale spotkanie ich znów zbliżyło. Decyzja przyszła mu ciężko, ale ją podjął: zostawić żonę Weronikę, oczekującą dziecka, i wyjechać z Kasią.
W pracy Weronikę wszyscy wspierali. Nowa dziewczyna, która niedawno się zatrudniła, smutno zauważyła:
Dziecko to szczęście, a my z mężem od pięciu lat nie możemy
Właśnie z mężem kwaśno odparła Weronika. Nie czuła już euforii z oczekiwania na pierworodnego, tylko gorycz, iż została porzucona.
W domu Helena starała się dogodzić córce, by zagłuszyć jej żal. Aż pewnego dnia przyszła teściowa. Weszła i rozpłakała się. Chciała, by Marek i Weronika byli razem.
Kasi nowej żony syna nie znosiła. Choćby dlatego, iż zabrała Marka tysiąc kilometrów stąd. Tak jej się wydawało, bo w rzeczywistości Marek sam wyjechał taką podjął decyzję.
Od pocieszeń dwóch przyszłych babć było jej i ciężko, i lżej. Ale najbardziej bała się reakcji na dziecko.
A co, jeżeli będzie miał oczy, nos, usta Marka? Całe życie patrzeć na swoją córkę czy syna i przypominać sobie zdradę męża? Tego się bała.
Gdy Weronika wychodziła ze szpitala, nie spodziewała się tylu osób. Była jej mama Helena, była teściowa Barbara, przyjaciółka z mężem, starsza siostra z siostrzenicą i cała jej niewielka praca.
Synka każdy chciał potrzymać. Wszyscy życzyli mamie i dziecku zdrowia. Gdy w domu rozwinęli chłopca, teściowa wzięła go na ręce, popatrzyła, uśmiechnęła się przez łzy i szepnęła:
Kropka w kropkę Marek.
Myślała, iż Weronika nie usłyszy, ale ta podsłuchała. Podeszła, wzięła syna i powiedziała:
Wcale nie Marek, tylko Janek takie masz imię.
Teściowa i matka odetchnęły z ulgą: wszystko będzie dobrze.
Minęło dwadzieścia lat. W 2010 roku Janek był na trzecim roku studiów







