Aleksandra zaszła w ciążę. Jej mąż Mikołaj przez cały ten czas nie odstępował jej na krok. Spełniał każde jej życzenie i zachciankę. Wreszcie nadszedł ten moment i Mikołaj zawiózł Aleksandrę do szpitala. Gdy na świat przyszła zdrowa córeczka, odetchnął z ulgą. Szczęśliwy i dumny nowo upieczony tata pojechał do domu, żeby trochę odpocząć. Następnego dnia wrócił, żeby odwiedzić żonę z córką. Pańskiej żony tu nie ma oznajmiono mu nagle. Nie może być! nie chciał wierzyć Mikołaj. Może gdzieś wyszła? Niech pan jej poszuka!. Nie, odeszła. Proszę, zostawiła list powiedziała pielęgniarka, podając mu złożoną kartkę. Mikołaj rozwinął ją i zbladł po przeczytaniu.
Kierownik działu sprzedaży Mikołaj był nieżonaty, więc gdy zobaczył młodą i piękną Aleksandrę, od razu się zakochał. Pierwszego dnia pracy w jego dziale podszedł do niej z szerokim uśmiechem.
Dzień dobry, koleżanko powiedział tak ciepło, iż Aleksandra mimowolnie zatrzymała na nim wzrok.
Dzień dobry odpowiedziała łagodnym głosem i uśmiechnęła się.
No to bierzesz się do obowiązków. Oksana, nasza starsza koleżanka, wprowadzi cię w temat wskazał ją wzrokiem. Zapoznaj się z instrukcją. Powodzenia, mam nadzieję, iż się dogadamy.
Koleżanki, głównie kobiety, z zaciekawieniem obserwowały swojego szefa, a gdy wyszedł, Oksana szepnęła do Weroniki:
Od kiedy to nasz Mikołaj tak się interesuje nowymi pracownikami? i obie się zaśmiały.
Aleksandra początkowo się rozglądała. Nowy zespół. Zachowywała się nie tyle skromnie, co wycofana, przyglądając się wszystkiemu z boku.
Młoda dziewczyna, miała zaledwie dwadzieścia dwa lata, ale już od siedemnastego roku życia rozbiła kilka małżeństw. choćby podczas studiów uwikłała się w romans z o wiele starszym wykładowcą, ale ten pierwszy oprzytomniał i zerwał z nią, gdy do jego żony dotarły plotki.
Minęło trochę czasu i Mikołaj zaproponował jej spotkanie po pracy w kawiarni.
Czemu nie, jesteś moim szefem, a z szefem zawsze warto mieć dobre relacje uśmiechnęła się.
Uśmiechała się tak słodko i niewinnie, iż pomyślał, iż żartuje. Ale ucieszył się, bo się zgodziła. Mikołaj miał trzydzieści lat, nigdy nie był żonaty, miał związki, ale nigdy nie doszło do ślubu. Więc ten romans rozwinął się gwałtownie zakochał się, spotykali się, a potem wszyscy koledzy ze zdumieniem usłyszeli, iż zaprasza ich na swój ślub z Aleksandrą.
Spełniał każde jej zachcianki bez pytania. choćby zgodził się na jej warunek.
Na razie nie planujemy dzieci. Chcę jeszcze pożyć dla siebie. Jak będę gotowa na macierzyństwo, sama ci powiem. Na razie, kochanie, żadnych pieluch ani śpioszków.
Mikołaj myślał, iż z czasem żona zrozumie, iż rodzina bez dzieci to nie rodzina. Ale mijali miesiące, a Aleksandra nie zamierzała zachodzić w ciążę, a gdy temat wracał, ostro go ucinała.
Kochanie, od razu ci powiedziałam, a ty się zgodziłeś. Przestań mnie męczyć tym dzieckiem. Jeszcze nie jestem gotowa.
Minęło więcej czasu, aż pewnego dnia mąż zobaczył, jak wychodzi z łazienki smutna, z testem ciążowym w ręku.
Co, Ola, jesteś w ciąży?!
Skinęła głową.
A on z euforii podniósł ją w górę, a ona rozpłakała się.
Nie chcę rodzić, nie chcę być gruba. Musisz coś zrobić.
Ale on trzymał ją w ramionach i całował mokre od łez policzki.
Nie złość się i nie płacz, to przecież szczęście. Tak bardzo cię kocham, Olu. Będziemy mieć dziecko!
Ale Aleksandra była zdeterminowana poszła do lekarza, żeby przerwać ciążę. Na szczęście Mikołaj zdążył dotrzeć do szpitala na czas, zanim weszła do gabinetu. Wywiódł ją na zewnątrz, kłócąc się.
Błagam cię, Olu! Nie rób tego, niech urodzi się nasze dziecko. Będę ci we wszystkim pomagał. Obiecuję!
Żona zgodziła się pod warunkiem, iż nie będzie zmieniać pieluch ani wstawać w nocy do dziecka. Przez całą ciążę nie odstępował jej na krok, spełniając wszystkie zachcianki. Wreszcie nadszedł poród Mikołaj zawiózł ją do szpitala. Dopiero gdy na świecie pojawiła się zdrowa córeczka, odetchnął z ulgą.
Szczęśliwy i dumny nowy tata pojechał do domu odpocząć. Następnego dnia, gdy wrócił do szpitala, by odwiedzić żonę i córkę, usłyszał:
Pańskiej żony tu nie ma. Uciekła, zostawiła dziecko.
Nie może być! nie wierzył Mikołaj. Może wyszła gdzieś? Niech pani jej poszuka!
Nie, odeszła. Proszę, zostawiła list pielęgniarka podała mu złożoną kartkę.
Mikołaj rozwinął papier i zbladł.
Były tam tylko trzy słowa: Nie szukaj mnie.
Nie pojawiła się ani w pracy, ani w domu, nie odbierała telefonów, zmieniła numer. Dopiero po półtora miesiąca zadzwoniła do Mikołaja.
Spakuj moje rzeczy. Przyjedzie po nie mój Artur. W sprawie rozwodu sam składaj papiery, i tak nie przyjdę.
Nawet nie wspomniała o córce nie była jej potrzebna, tak samo jak Mikołaj. I tak został dla małej Zosi zarówno ojcem, jak i matką. Na szczęście niedaleko mieszkała jego mama, która pomagała mu w opiece
Gdy Justyna odebrała telefon, usłyszała głos nauczycielki swojego syna, Kacpra, który chodził do drugiej klasy.
Proszę natychmiast przyjść do szkoły, pani syn coś tu narobił! powiedziała krótko i rozłączyła się, nie wdając w szczegóły.
Justyna złapała torbę, wyrwała się z pracy i pobiegła do szkoły.
Co mógł zrobić Kacper? Przecież to spokojne dziecko myślała w biegu.
Jej Kacper urodził się wbrew wszelkim prognozom lekarzy. Mąż, Patryk, przed ślubem uczciwie ją uprzedził, iż nie może mieć dzieci, a choćby miał zaświadczenie. To był jego trzeci związek małżeński.
No cóż, może lekarze się mylą, zawsze jest jakiś procent zgodziła się wyjść za niego, bo kochała, ale liczyła, iż jeżeli nie będą mieć własnych dzieci







