Michał zapinał walizkę, nucąc pod nosem. Stałam oparta o framugę drzwi sypialni, patrząc na niego z wymuszonym uśmiechem, który nie sięgał oczu.
„Nie martw się, Klaudia,” powiedział, prostując kołnierzyk. „To tylko trzy dni w Poznaniu. Wrócę, zanim się obejrzysz.”
Skinęłam głową, ale w piersi zacisnął mi się niepokój.
Podszedł, pocałował mnie gwałtownie w policzek i dodał z lekkością: „I pamiętaj… dotrzymaj ojcu towarzystwa. Nerwuje się, gdy mnie nie ma. Po prostu go zabaw, dobrze?”
„Oczywiście,” odparłam, zamrażając uśmiech na twarzy.
Nie powiedziałam jednak, iż za każdym razem, gdy Michał wyjeżdżał, coś w domu się zmieniało. Cisza stawała się cięższa. Cienie w kątach wydawały się głębsze.
I zawsze—zawsze—pan Nowak, mój teść, wzywał mnie do swojego gabinetu na jedno ze swoich dziwnych „pogawędek”.
Na początku było całkiem niewinnie.
„Klaudia,” wołał swoim cichym, sztywnym głosem.
Wchodziłam do gabinetu i zastawałam go w jego ulubionym fotelu, pod żółtą lampą, w powietrzu unosił się zapach starego drewna i nikotyny. Pytał o obiad—czy dodałam cytrynę do pieczonego pstrąga—albo czy zamknęłam tylne drzwi.
Ale ostatnio jego ton się zmienił.
Przestał pytać o obiad.
Zaczął pytać o wyjazd.
„Klaudia,” powiedział pewnego wieczoru, wpatrując się we mnie, „Myślałaś kiedyś o tym, żeby stąd wyjechać? Po prostu… zostawić ten dom za sobą?”
Mrugnęłam. „Nie, tato. Z Michałem jesteśmy tu szczęśliwi.”
Powoli skinął głową, ale jego wzrok zatrzymał się na mnie zbyt długo, jakby patrzył przez mnie.
Któregoś wieczoru mruknął coś pod nosem, obracając srebrny pierścień na palcu.
„Nie wierz we wszystko, co widzisz,” szepnął cicho.
Innym razem, gdy zasuwałam zasłony, odchrząknął z fotela: „Uważaj na to, co chowa się w kątach.”
Te słowa przejęły mnie dreszczem bardziej, niż chciałam przyznać.
Wciąż zerkał na tę samą, starą szafkę w rogu pokoju—zabytkowy mebel z rzeźbionymi nogami i wytartymi uchwytami. Zawsze tam stała, niezauważalna, aż do teraz.
Ale teraz wydawało mi się, iż ona też mnie obserwuje.
Pewnej nocy usłyszałam cichy, metaliczny dźwięk. Jakby coś ocierało się o metal. Dźwięk dochodził z wnętrza szafki.
Przyłożyłam ucho do drzwi.
Cisza.
Przekonywałam siebie, iż to tylko dom „oddycha”. Ale nie mogłam się pozbyć tego uczucia.
Tej samej nocy, gdy pan Nowak poszedł spać, wróciłam do gabinetu z latarką. Uklękłam przy szafce i przejechałam palcami po zamku. Był stary, zardzewiały. Serce waliło mi w uszach.
Wyciągnęłam wsuwkę z włosów i zaczęłam majstrować.
*Klik.*
Drzwi skrzypnęły, odsłaniając małe, drewniane pudełko.
Zaczęłam się wahać—ale w końcu je wyjęłam, postawiłam na dywanie i otworzyłam.
W środku były listy. Dziesiątki. Pożółkłe, związane bladoniebieską wstążką.
A pod nimi—czarno-białe zdjęcie.
Zachłysnęłam się.
Kobieta na fotografii wyglądała dokładnie jak ja. Te same oczy, ten sam nos, ten sam niepewny uśmiech.
Wiedziałam, kim była, zanim przeczytałam imię.
*Ewa.*
Moja matka.
Ta, którą ledwo pamiętałam. Ta, która zmarła, gdy miałam zaledwie dziecięce lata.
Ostrożnie rozwinęłam listy. Były zaadresowane do pana Nowaka, pisane eleganckim, drżącym pismem. Każde zdanie szeptało o tęsknocie, rozdzierającym sercu i ukrytej prawdzie.
„Widzę cię, kiedy zamykam oczy w nocy…”
„Znów wyjechał. To boli, ale tęsknię za tobą.”
„Jeśli nie przeżyję… obiecaj, iż ją ochronisz.”
Drżały mi ręce.
Czułam, jak mury mojej tożsamości pękają.
To nie były zwykłe listy miłosne.
To były błagania.
Ostani kończył się słowami:
„Chroń ją. choćby jeżeli nigdy się nie dowie.”
Wpatrywałam się w zdjęcie. Twarz mojej matki spoglądała na mnie, poważna i piękna.
Nogi miałam jak z waty. Siedziałam tam godzinami.
A gdy wstałam, wiedziałam, iż muszę zapytać jedynego człowieka, który mógł znać odpowiedź.
„Tato,” powiedziałam następnego ranka, trzymając zdjęcie, „Znałeś moją matkę.”
Pan Nowak podniósł wzrok znad herbaty. Spojrzał na fotografię, a jego twarz nagle opadła.
Postawił filiżankę, lekko drżąc.
„Marzyłem, iż nigdy tego nie znajdziesz,” wyszeptał ochrypłym głosem.
Usiadłam naprzeciw. „Muszę wiedzieć.”
Jego oczy zabłysły wilgocią.
„Klaudia… nie jestem tylko twoim teściem.”
Cisza stała się przytłaczająca.
„Jestem twoim ojcem.”
Serce zamarło mi w piersi.
„Byłem młody. Zakochałem się w Ewie, ale jej rodzina wydała ją za innego. Za kogoś bogatszego. Odpowiedniego.”
Przełknął z trudem.
„Urodziłaś się, a gdy ona odeszła… nie mogłem pozwolić, by zabrali cię obcy. Nie zniosłbyPodniosłam wzrok na niego przez łzy i wyjąkałam: „Więc to dlatego zawsze patrzyłeś na mnie tak, jakbyś widział w mnie kogoś więcej.”