Kasia i Marek przekroczyli próg domu, gdzie ciepłe światło wieczoru wlewało się przez szerokie okna, odbijając się w delikatnych naczyniach ustawionych na półkach. Elżbieta wyciągnęła ramiona, jej oczy błyszczały euforią i ulgą.
Kochani, co za piękna niespodzianka! zawołała, ściskając ich kolejno. Kasiu, moja córko, jesteś moja od dnia, gdy stanęłaś na moim progu. I ty, Marku jakże się cieszę, iż cię widzę, synu!
Wesoły gwar spotkania zdawał się rozpuszczać ostatnie ślady napięcia w powietrzu. Kasia czuła, jak jej serce bije spokojniej, a uśmiech zmieniał się z emocji w ciepłe, rodzinne uczucie.
Gospodyni zaprowadziła ich do udekorowanej jadalni, gdzie stół był już nakryty: biały obrus, świeże kwiaty w prostym bukiecie, elegancka zastawa, a w powietrzu unosił się zapach pasztetu, gorącej zupy i ciepłych rogalików.
Wszystko przygotowałam osobiście powiedziała Elżbieta. Przyrządziłam menu z nostalgią za naszymi wspólnymi wieczorami mam nadzieję, iż nie macie nic przeciwko, iż jest dość tradycyjne.
Marek wpatrywał się w matkę ze wzruszeniem; Kasia podziwiała elegancję aranżacji z wdzięcznością. W tej chwili proste słowa matki, pełne przerw i akceptacji, wydawały się najprawdziwszym świadectwem tego, kim byli i kim wciąż mogli być.
Dołączyli goście: kuzynka Elżbiety, Marta, z mężem Andrzejem z Bawarii, promieniejąc uśmiechami; potem bliscy przyjaciele, Tomek i Helena, przybyli z Włoch garść ludzi o ciepłych spojrzeniach, którzy w ciszy tworzyli bezpieczną przestrzeń.
Zasiedli do stołu. Pierwsze danie: kremowa zupa grzybowa z podsmażoną cebulą i odrobiną śmietany, smak, który przypominał dzieciństwo. Kasia delektowała się nią powoli, pozwalając aromatowi ją uspokoić, gdy jedna z gospodyń, Ewa, powiedziała:
Gratulacje z okazji studia jogi, Kasiu! Śledzę cię wirtualnie to wspaniałe miejsce!
Kasia lekko się zaróżowiła, ledwie szepcząc:
Dziękuję nie sądziłam, iż to się tak rozniesie.
Marek spojrzał na nią z czułością i dodał:
Ja trochę pomogłem: rozesłałem ogłoszenia do znajomych, a wieść dotarła do lokalnych grup. Masz rosnącą społeczność, gratulacje.
W tym gronie słowa płynęły spokojnie, bez zgiełku. Elżbieta, sięgając po dłoń córki, powiedziała:
Ciężko było mi cię wypuścić, moja droga, ale teraz podoba mi się, co widzę. Oboje jesteście wspaniałymi ludźmi.
Rozmowa potoczyła się naturalnie: plany Kasi dotyczące studia, wyzwania związane z jego rozbudową; Marek opowiadał o swoich pierwszych projektach konsultingowych, o euforii pomagania małym firmom w odkrywaniu ich potencjału. Dialog był swobodny, bez sztucznych nut.
W pewnym momencie toast: Andrzej uniósł kieliszek.
Za Kasię, która uczy nas, iż tam, gdzie jest serce, tam jest uzdrowienie! powiedział, mieszając polski z odrobiną niemieckiego. I za Marka, który pokazuje nam, jaką siłę ma odwaga zmiany.
Kasia spojrzała na kieliszek czerwonego wina, potem w oczy Marka. Też uniosła swój, mówiąc drżącym głosem:
Dla nas za to, co było, za to, co jest, i za to, co może nadejść.
Brakowało słów miłość czy zgoda, ale wyraz ich twarzy mówił wszystko. W szkle odbijały się nieznane dotąd nadzieje.
Wieczór upływał na cichych śmiechach, opowieściach o wycieczce do Toskanii, żartach o kimś, kto przy podawaniu zupy upuścił łyżkę. Proste historie budowały mosty między przeszłością a teraźniejszością.
Gdy talerze były już prawie puste, Elżbieta podała deser: linzer z malinową konfiturą, ciasto orzechowe i sorbet owocowy każde danie pełne delikatności i wspomnień.
Marek, otrzepując okruszek z palców, spojrzał Kasi w oczy i cicho powiedział:
Myślałem, iż nigdy już nie porozmawiamy tak po prostu. Ale teraz warto było.
Kasia uśmiechnęła się i poczuła, jak w piersi rozluźnia się węzeł. Późnym wieczorem, w ciepłym świetle i przy dźwiękach dawnych wierszy, ale też z obietnicą nowego początku.
Wyszli na werandę, pod rozgwieżdżone niebo, i usiedli na drewnianych białych krzesłach. Miękka światło otulało ich twarze; nocny śpiew przynosił zapach ogrodowych kwiatów, ale też coś więcej zapach wybaczenia.
Miejsce 17A było dla mnie przestrzenią, spokojem i strachem, iż mogę czegoś żałować powiedziała Kasia. Miejsce 17B to było twoje daleko, ale blisko, przez cały czas.
Marek westchnął.
Tak. Nie wiem, czy miałbym odwagę być tuż obok ciebie, ale już nie chciałem odejść.
Ich spojrzenia spotkały się z prostą czułością. W tej chwili przeszłość i ból nie miały znaczenia. Jak gwiazdy migoczące w nocy, dwa losy odnalazły ciszę, z której mogło narodzić się coś nowego ludzkiego, ciepłego i szczerego.
Wstali i uścisnęli się, obserwowani przez Elżbietę, która patrzyła na nich z okna na piętrze. Wspólne pragnienie pokoju i bliskości wybrało drogę pojednania, nie rozstania.
Następnego dnia, podczas jubileuszu, ich twarze były blisko siebie. Długi toast wypełniała radość: rodzina, śmiechy, a w centrum wszystkiego Kasia i Marek, którzy bez wielkich słów potwierdzili, iż czas choćby czas wybaczenia czasem potrzebuje tylko miejsca w sercu i kroku zrobionego razem.
Gdyby ktoś później zapytał: Co się stało, gdy spotkali się ponownie?, wystarczyłby uśmiech pełen ciepła, by dać odpowiedź. Życie uczy, iż choćby najgłębsze rany mogą się zagoić, jeżeli obie strony zachowają otwarte serca.








