W obliczu zapaści gospodarczej rząd Kuby sięga po coraz bardziej drastyczne środki. Po ograniczeniu dostaw prądu, żywności, dewaluacji peso i racjonowaniu podstawowych produktów, przyszedł czas na ograniczenia w dostępie do internetu.
Operatorzy telekomunikacyjni na wyspie podnieśli opłaty za usługi mobilne, czyniąc je praktycznie niedostępnymi dla przeciętnego obywatela. Cena za 3 GB danych osiąga 3360 pesos (około 9 USD), podczas gdy minimalna pensja wynosi zaledwie 2100 pesos (5 USD). To oznacza, iż korzystanie z internetu – podstawowego narzędzia komunikacji, rozrywki i kontaktu z rodziną – dla wielu stanie się luksusem poza zasięgiem.
Decyzja ta wywołała falę niezadowolenia. Kubańczycy, którzy i tak zmagają się z wielogodzinnymi przerwami w dostawach prądu, głodem i represjami, zostali teraz pozbawieni także dostępu do sieci – jednego z ostatnich sposobów na kontakt ze światem i namiastkę normalności.
Od 30 maja państwowy operator ETECSA wprowadził nowe zasady: przez 30 dni użytkownicy mogą korzystać z internetu za krajowe pesos, ale tylko do limitu 360 CUP (niecały dolar). Po jego przekroczeniu muszą płacić w dolarach, kupując tzw. godziny internetowe.
Dla kraju, w którym 75% ruchu internetowego odbywa się za pośrednictwem telefonii komórkowej, to ogromny cios. Średnie zużycie to 9,9 GB na osobę – znacznie więcej, niż teraz będzie można sobie pozwolić.
Społeczeństwo reaguje, rząd się tłumaczy
Władze twierdzą, iż nowe regulacje są „konieczne” w celu ochrony infrastruktury, rozwoju kraju oraz zapewnienia bezpieczeństwa sieci. Jednak choćby lojalne wobec reżimu instytucje, jak Federacja Studentów Uniwersyteckich (FEU), wydziały Uniwersytetu Hawańskiego czy Wyższy Instytut Sztuki (ISA), wyrażają zaniepokojenie. Studenci, nauczyciele i lekarze – wszyscy polegają na internecie w swojej codziennej pracy i nauce.
Kubańska diaspora od lat stanowi filar gospodarki wyspy, przesyłając pieniądze, paczki z żywnością i lekami, a ostatnio choćby kupując generatory prądu. Teraz jednak emigranci czują się wykorzystywani.
“Traktują nas jak bankomaty”
Saily González Velázquez, 34-latka, której rodzice mieszkają w Santa Clara, nie kryje emocji. „Rząd rozdziela nas z rodzinami, a potem zmusza do przesyłania dolarów, grając na naszym poczuciu winy” – mówi. Jej partner podjął radykalną decyzję: rezygnuje z mediów społecznościowych i nie będzie przyjmował żadnych doładowań.
Saily wzywa do „całkowitego wstrzymania transferów na Kubę” – wezwanie, które znajduje poparcie zarówno na wyspie, jak i wśród emigracji. Jej zdaniem nowe regulacje to nic innego jak „cyfrowy apartheid”.
Desperackie manewry rządu
Komentatorzy określają nowe działania ETECSA jako rozpaczliwą próbę ratowania państwowego budżetu. Podobnie jak wcześniejsze „pakiety” ekonomiczne, uderzają one przede wszystkim w zwykłych obywateli.
„Nie będę wysyłać dolarów, by reżim mógł kontynuować represje i wzmacniać kontrolę. Ten cyfrowy strajk to nasza jedyna realna forma oporu jako diaspora” – podkreśla Saily González Velázquez.