Lek na Trudności

polregion.pl 1 tydzień temu

Lek na smutki

Luba i Włodzimierz poznali się jeszcze na studiach. Oboje mieszkali w akademiku. Postanowili, iż zostaną razem, ale dopiero po skończeniu nauki. Jak to zwykle bywa, życie zweryfikowało ich plany. Luba na ostatnim roku zaszła w ciążę.

– Włodek, co teraz będzie? – Luba patrzyła na niego rozpaczliwie. – Wiesz, jaka moja mama jest surowa? Nie chciała mnie choćby puścić na studia. Ledwo ją przekonałam. Obiecałam, iż nie powtórzę jej historii, iż nie urodzę bez ślubu. A teraz? Jak mam wrócić do domu? Mama mnie zabije. – Przygryzła wargę, powstrzymując łzy.

Włodzimierz też się wystraszył, ale postanowił zachować się po męsku i uratować honor ukochanej. Jego rodzice nie stawiali mu warunków, gdy wyjeżdżał do dużego miasta na studia. Kochał swoją zapłakaną Lubę, więc zaproponował ślub. Przed nimi były egzaminy państwowe – nie czas na wesele.

Zadzwonił do rodziców, przyznał się do wszystkiego, powiedział, iż wróci po studiach z dyplomem i żoną. Oczywiście, nakrzyczeli, jakżeby inaczej. Ale cóż było robić? Niech przyjeżdżają razem.

Luba, stojąc w ciasnym przedpokoju rodziców Włodka, chowała za plecami męża wystający brzuch. Ojciec marszczył brwi, matka kręciła głową i wytykała młodym, iż się spieszyli z dzieckiem, iż wzięli ślub bez błogosławieństwa. Nie wróżyło to dobrze. Czy tak powinno się zaczynać życie? Pokiwali głowami, przeklęli, ale uznali, iż trzeba pomóc młodym stanąć na nogi. Sprzedali działkę, dociągnęli grosz do grosza i kupili synowi z żoną kawalerkę.

– Pomogliśmy, jak mogliśmy, reszta już na was – pożegnał ich ojciec.

Dwa miesiące później Luba urodziła córeczkę.

Włodzimierz pracował, ale pieniędzy ciągle brakowało. Rodzice oddali już wszystko, co mieli. Wstyd było ciągnąć od nich kasę, czas samemu zarabiać. Wtedy stary szkolny kolega zaproponował mu handel komputerami.

– Sprawa jest opłacalna. Trzeba łapać moment, komputery idą jak woda. Ja mam kontakty u dostawców, dogadam się. Dobrze, iż wróciłeś. Ty się znasz na tech sprawach, ja dopiero się uczę. Razem zarobimy kokosy! – namawiał dawny kolega.

Czasy dziewięćdziesiątych z bandyckimi porachunkami już minęły. Ryzyko oczywiście było, ale wszystko legalne – można spróbować. Włodzimierz się zgodził. Tylko musiał pożyczyć sporą sumę na start i udziały w biznesie.

Kupowali przeceniony towar, ale tani. Włodek doprowadzał sprzęt do używalności, instalował programy, naprawiał, co trzeba. Sprzedawali z dużym zyskiem. Interes się kręcił. Włodzimierz spłacił dług, a choćby kupił dwupokojowe mieszkanie.

Córka podrosła, czas ją było oddać do przedszkola. Luba też marzyła o pracy.

– Siedziałabyś w domu, kasa jest. Co ci strzeliło do głowy? – warknął Włodzimierz. – Może czas pomyśleć o synu?

– Daj mi odsapnąć. Jeszcze nie ochłonęłam od pieluch. Po studiach ani dnia nie pracowałam. A Alusi przyda się kontakt z rówieśnikami. Jak pójdzie potem do szkoły? – przekonywała Luba.

Ale do przedszkola nie tak łatwo się dostać – miejsc brak. Lubicie zaproponowano pracę jako pomoc przedszkolanki, wtedy i córkę przyjmą. Nie zastanawiała się długo, od razu się zgodziła.

– Z wyższym wykształceniem jako pomoc? Nie rób mi wstydu – burczał Włodzimierz.

– Nie gniewaj się. To tylko na rok, żeby Alę wzięli. Potem się zwolnię i znajdę normalną robotę. Córka będzie pod opieką. Czy to źle? – łagodnie tłumaczyła Luba.

Wtedy praca zdalna jeszcze nie weszła w życie. Internet ślimaczył się. Włodek pomruczał, ale się zgodził.

Ich biznes z kolegą kwitł, budząc u konkurencji słuszną złość i zazdrość. Aż pewnego dnia wszystko runęło. Właśnie zakupili nową partię laptopów, gdy w nocy wszystko wywieźli, a kradzież próbowali przykryć pożarem. Stracił nie tylko towar, ale i zostali z długami.

Kolega zaczął pić. Włodzimierz nie – miał rodzinę. Ale pieniądze za kompy trzeba było odzyskać. Mógł sprzedać mieszkanie, ale gdzie by wtedy żyli? Znowu paść przed rodzicami do nóg?

Szukał pracy. Z biznesem koniec. Jak zwykle pomógł szczęśliwy przypadek. Auto utknęło w śniegu. Włodek pomógł przepchnąć, zauważył na tylnym siedzeniu procesor, zagadał do kierowcy. Ten, dowiedziawszy się, iż Włodzimierz zna się na komputerach, zaoferował mu robotę. W ich firmie było sporo sprzętu do naprawy, prostych programów do napisania – akurat to, co Włodek umiał i lubił. Zgodził się.

Dług spłacał powoli. Życie się układało. Córka dorastała, za rok kończyła szkołę, szykowała się na studia. Zdawało się, iż wszystkie nieszczęścia minęły.

Tego dnia Włodzimierz został dłużej w pracy. Luba gotowała obiad, a córka z koleżanką słuchały muzyki. W końcu koleżanka się zbierała do domu.

– Mamo, ją odprowadzę – krzyknęła Ala z przedpokoju.

– Nie baw się długo! – zdążyła zawołać Luba, gdy drzwi za dziewczynami się zatrzasnęły.

Wyłączyła gaz i usiadła przed telewizorem. Grał jakiś film. Luba wciągnęła się, straciła poczucie czasu, nie zauważyła, kiedy wrócił mąż.

– Czemu tak cicho? Ala w domu? – spytał Włodzimierz, rozmrażając zmarznięte dłonie. – Zrobiło się zimno.

Dopiero wciąLuba odwróciła się z uśmiechem, trzymając w ramionach mruczącego Toszka, i Włodzimierz zrozumiał, iż ten mały, puszysty kłopot to najlepsze, co mogło ich teraz spotkać.

Idź do oryginalnego materiału