Mąż Ukrywał Prawdziwe Zasady Uczestnictwa w Imprezach Firmowych

twojacena.pl 2 dni temu

„To byś wszystko zepsuła”: przez lata mąż ukrywał, iż na firmowe imprezy można zabierać żony

Wydawać by się mogło, iż w małżeństwie nie powinno być tajemnic. Zwłaszcza takich, które nie mają większego sensu. A jednak mój mąż latami okłamywał mnie – zimno, pewnie, niemal rutynowo. Twierdził, iż na ich firmowe imprezy nie wolno przychodzić z małżonkami. Rzekomo taka była polityka firmy. Wierzyłam mu. Nie nalegałam. Nigdy nie byłam miłośniczką hałaśliwych imprez, a po urodzeniu syna całkiem zamknęłam się w domowej rutynie.

Ale prawda wyszła na jaw nagle. I nie tylko zraniła – uczyniła mnie obcą we własnym małżeństwie.

Z Jakubem jesteśmy małżeństwem od zaledwie pięciu lat. Praktycznie zaraz po ślubie zaszłam w ciążę, nasz Tomek ma teraz cztery latka. Te lata minęły gwałtownie – pieluchy, niewyspanie, chorowanie. Wróciłam do pracy, gdy tylko mogłam. Pomagały babcie, finansowo było lżej. Staram się wracać wcześniej, być dla rodziny. Ale Jakub… Coraz częściej zostaje w pracy, czasem wraca dopiero nad ranem, senny, z zamglonym wzrokiem. Mówi, iż to przez „nawalone” terminy.

Trzy lata temu dostał pracę w poważnej firmie. Dobre stanowisko, pensja dwa razy wyższa niż poprzednio. Stał się spokojniejszy, przestał narzekać na szefa czy kolegów. Tylko jedno mnie uwierało: nigdy nie zabrał mnie na firmową imprezę. Ani na wyjazd za miasto, ani na święta. Zawsze powtarzał: „U nas tak nie wypada. Bez żon. To nic osobistego”.

Wierzyłam. Chciałam wierzyć. W końcu gdyby chciał coś ukryć, w ogóle by nie tłumaczył. A tak – przynajmniej był szczery. Zresztą, nie miałam głowy do rozrywek. Moje przyjaciółki – jedne zamężne, drugie nie – żyją swoim życiem. Kontakty się rozmyły. Byłam zmęczona. Zero wrażeń. Weekendy to pranie, gotowanie, przedszkole, przychodnia.

Aż pewnego dnia spotkałam w aptece koleżankę ze szkoły – Kingę. Pogadałyśmy, wstąpiłyśmy do kawiarni, zaczęłyśmy rozmowę. Okazało się, iż jej mąż pracuje w tej samej firmie co mój Jakub. Zaśmiałyśmy się – jaki mały świat. Zaproponowałam spotkanie w piątek.

„Nie dam rady” – powiedziała. – „Jedziemy z mężem na firmową imprezę.”

Zapytałam: „Ty też idziesz?” A ona się zdziwiła: „No jasne, a co? Zawsze można przyjść we dwoje.”

Wtedy zrobiło mi się tak zimno w środku. Udawałam, iż o tym wiem, zażartowałam, wydukałam coś o obowiązkach, ale w środku wszystko się przewróciło. Czyli on po prostu kłamał. Przez te wszystkie lata. Szłam do domu, nie czując ziemi pod nogami. Nie przez samą imprezę. Przez to kłamstwo. Przez uczucie, iż jestem wstydem. Że wstydzi się mnie pokazać.

Wieczorem przy kolacji, starając się mówić spokojnie, zaczęłam rozmowę:

„Wyobraź sobie, Kinga jedzie na imprezę z mężem. Mówi, iż u was to normalne.”

Zamarł. Spojrzał na mnie bokiem. Potem nalał sobie herbatę, gniótł serwetkę, unikał wzroku.

„No cóż… nowym się nie zabrania. My ze stażem wolimy swoje towarzystwo.”

„Ale ty wcześniej też nie proponowałeś. Trzy lata to nie nowy.”

Westchnął, spojrzał w bok i rzucił:

„Chciałem po prostu odpocząć. Bez pary. Bez tych 'małżeńskich’ rozmów. Bez sytuacji, gdy mąż trzeźwy, a żona go kontroluje. Jestem zmęczony. Chcę się zrelaksować.”

Czułam się, jakby ktoś mnie uderzył. Więc ja jestem przeszkodą. Więc z innymi może być sobą, a ze mną – nie. Jestem brzydka? Głupia? Nie umiem prowadzić rozmowy? A może po prostu uważa, iż zepsuję mu „zabawę”?

Wolałabym, żeby milczał. Kłamstwo boli, ale prawda wypowiedziana po latach to jak plucie w duszę. Nie urządziłam sceny. Po prostu postanowiłam – nie zaproszę go na swoją imprezę firmową. Za tydzień mamy spotkanie. Pójdę sama. Utnę się elegancko. Będę się śmiać, rozmawiać, tańczyć.

Może to nie jest idealne wyjście. Ale niech zrozumie: tak się nie postępuje z żoną. Ani z tą w sukience na imprezie, ani z tą w domu z gorączkującym dzieckiem. Przecież nie jesteśmy wrogami. Ale teraz czuję się obca. A obcych się nie zaprasza.

Idź do oryginalnego materiału