Gdy o siódmej rano zadzwonił telefon, od razu wiedziałam to Wojtek. Tylko on mógł dzwonić o takiej porze z miną człowieka, który uważa, iż dzień zaczyna się o piątej.
Tak? burknęłam, ledwo rozbudzona.
Kasiu, wybacz, iż budzę, ale muszę cię prosić o ogromną przysługę.
Usiadłam na łóżku. U niego ogromna przysługa zawsze oznaczała katastrofę albo szaleństwo.
Mów wreszcie, nie męcz.
Muszę jechać w delegację do Krakowa. Dwa tygodnie. A Zosia jest w szóstym miesiącu, lekarz kazał jej więcej odpoczywać
I chcesz, żebym zajęła się twoją ciężarną żoną? przerwałam.
Na drugim końcu zapadła cisza.
Tylko żeby dobrze jadła, poszła do lekarza, nie denerwowała się
Rozumiesz, jak to brzmi, Wojtek?
Rozumiem westchnął. Ale ufam tylko tobie. A Zosia cię uwielbia. Mówi, iż jesteś siostrą, której nigdy nie miała.
Świetnie, pomyślałam. Siostra, która kiedyś była żoną jej męża i wciąż nie jest pewna, czy całkiem o nim zapomniała.
Odłożyłam słuchawkę, ale po dwudziestu minutach stałam już pod ich drzwiami. Zosia otworzyła w piżamie w misie, z rozczochranymi włosami, z okrągłym, uroczym brzuszkiem.
Kasia! Nie chciałam cię zawracać głowy, to Wojtek wszystko wymyślił uśmiechnęła się zakłopotana.
Spokojnie, nie gryzę. Gdzie twój podróżnik?
W sypialni, szuka skarpetek. Niebieskich. Bezskutecznie, jak zwykle.
O, dobrze znałam te poszukiwania.
Naprawdę przyszłaś? wyjrzał Wojtek.
Tak, ale mam warunki.
Zmarszczył brwi:
Jakie?
Nie dzwon co pięć minut. Po powrocie kolacja w najdroższej restauracji. I kup Zosi belgijskie czekoladki, bo chce je od wczoraj.
Skąd wiesz? zdziwiła się Zosia.
Po oczach widzę uśmiechnęłam się. Doświadczenie ciążowe nikt nie odwołał.
Gdy w końcu wyjechał, zostałyśmy we dwie była żona i obecna, obie trochę zagubione.
Dziwne, prawda? powiedziała Zosia, nalewając mi herbatę.
Bardzo. Ale przywykłam do dziwnych rzeczy w życiu.
Zaczęłyśmy spędzać razem dni. Przychodziłam rano, gotowałam śniadanie, pomagałam w domu. Oglądaliśmy seriale, śmialiśmy się, rozmawialiśmy o wszystkim.
Powiedz szczerze, wciąż go kochasz? zapytała któregoś dnia cicho.
Mogłam skłamać. Ale nie przed nią.
Tak. Ale już inaczej. To jak miłość do wspomnienia. Boli, ale nie rani.
Skinęła głową.
Bałam się, iż mnie nienawidzisz.
Uwierz, próbowałam zaśmiałam się. Ale jesteś za dobra, żeby cię nienawidzić.
Następnego dnia poszłyśmy do lekarza. Gdy na ekranie pojawiło się małe serduszko, Zosia złapała mnie za rękę.
Widzisz? To on.
I rzeczywiście zobaczyłam malutkie życie, zrodzone z przeszłości, którą kiedyś dzieliłam z tym mężczyzną. Było boleśnie a jednocześnie spokojnie.
Śliczny powiedziałam szczerze.
Myślisz, iż Wojtek się rozpłacze, gdy zobaczy zdjęcie?
Bez wątpienia. Płakał nawet, gdy film kończył się dobrze.
Śmiałyśmy się. Płakałyśmy. Zostałyśmy przyjaciółkami.
Pewnego wieczoru, gdy przygotowywałyśmy kolację, Zosia spytała:
Dlaczego naprawdę się z nim rozstaliście?
Odłożyłam nóż.
Byliśmy dwoma przeciwieństwami. Ja kontrola, on chaos. Ja cisza, on burza. Kochaliśmy się, ale nie umieliśmy żyć obok siebie.
A ze mną?
Z tobą znalazł równowagę. Tylko ty go uspokajasz. Ja tylko rozniecałam ogień.
Uśmiechnęła się przez łzy.
Jesteś niesamowita, Kasiu.
Nie, po prostu nauczyłam się puszczać.
Gdy Wojtek wrócił, Zosia ledwo mogła się doczekać, by rzucić mu się na szyję. Rozsypał się w podziękowaniach.
Kasiu, jesteś aniołem.
Tak, aniołem, który chce kolację w restauracji z trzema gwiazdkami Michelin przypomniałam.
Śmiali się, a ja patrzyłam na nich i nagle poczułam tak, wciąż kocham tego człowieka. Ale teraz to miłość bez wymagań. Miłość, która umie cieszyć się cudzym szczęściem.
Ten maluch będzie miał najlepszą ciocię na świecie powiedział Wojtek, patrząc na zdjęcie USG.
Ciocię? zdziwiła się Zosia.
No jasne uśmiechnęłam się. Po dwóch tygodniach oficjalnie uważam się za część tej dziwnej, ale szczęśliwej rodziny.
Jesteś pewna, iż chcesz być w tym bałaganie? zażartował.
Za późno się wycofywać odparłam. Ktoś musi pilnować, żebyście nie nazwali dziecka Bonifacym.
A co jest złego w Bonifacym?! oburzyła się Zosia.
Wybuchnęliśmy śmiechem we troje.
Tak zostałam ciocią dziecka mojego byłego męża i jego cudownej żony. I wiesz co? Już nie czułam się samotna.
Moja historia mogła brzmieć jak scenariusz dziwnej telenoweli, ale było w niej wszystko śmiech, ból, czułość i przebaczenie.
I gdy kilka miesięcy później Zosia zadzwoniła i powiedziała:
Kasiu, chcę, żebyś została chrzestną naszego syna,
tylko się roześmiałam i odpowiedziałam:
No to teraz już na zawsze utknęłam z wami.







