„Moja dorosła córka nie akceptuje mojego partnera. Czy nie zasługuję na szczęście?”

twojacena.pl 1 dzień temu

Być wdową w wieku trzydziestu dwóch lat to nie tylko ból. To codzienna walka, w której nie wolno ci okazać słabości. Zwłaszcza gdy na rękach masz małe dziecko, a przed sobą – wieczne poczucie winy wobec siebie, życia i córki. Mąż odszedł nagle – wypadek, pewnego ranka, bez pożegnania. Zostałam sama z maleńką Zosią i uczuciem, iż dalej nie będzie już światła, ciepła ani przyszłości. Ale widocznie los postanowił wystawić mnie na próbę.

Na szczęście po studiach od razu dostałam pracę – nie najprestiżowszą, ale stabilną. Macierzyństwo nie zrujnowało mojej kariery, ale każde osiągnięcie kosztowało mnie dwa razy więcej wysiłku. Oszczędzałam na sobie, wstawałam przed świtem, wracałam wieczorem wykończona. Wszystko trzymało się tylko dzięki miłości i pomocy mojej mamy. To ona wtedy podała mi rękę: gotowała, spacerowała z Zosią, pomagała w lekcjach. Bez niej bym sobie nie poradziła.

Pierwsze lata były jak we mgle. choćby nie myślałam, iż kiedykolwiek znów wpuszczę do serca mężczyznę. Jak zresztą mogłam? Dziecku potrzebny był ojciec, a ja nie potrafiłam choćby wypowiedzieć słowa „miłość” bez łez. Zosia rosła, potem szkoła, bunt nastolatki. Kłóciłyśmy się, godziłyśmy, znów dyskutowały, ale zawsze byłam przy niej. Chciałam, żeby wyrosła na silną, ale nie zgorzkniałą. Starałam się, jak umiałam.

Gdy poszła na studia, postanowiłam się wycofać. Nie wtrącać, nie oddychać jej na plecy. Czasem pytałam o jej chłopaka, ale odpowiedzi były krótkie. To jej życie, jej wybory. Swoje już przeżyłam… Tak myślałam, dopóki kolega z pracy, Marek, nie zaprosił mnie do teatru. Poszliśmy kilka razy. Nic z tego nie wyszło. Ja wciąż tkwiłam w przeszłości, on – we wspomnieniach o byłej żonie. Rozstaliśmy się w ciszy. Ale przypomniałam sobie, iż jestem kobietą. Że mogę się śmiać, słuchać komplementów, dostawać kwiaty. Dawno nikt mi ich nie dawał.

Minęło wiele lat. Zosia wyszła za mąż, urodziła syna – zostałam babcią. Zięć jest wspaniały, opanowany, cierpliwy. choćby jej trudny charakter znosi – więc kocha. Byłam z nich dumna. Myślałam, iż moje życie właśnie się kończy. Ale okazało się, że… zaczyna się na nowo.

Tomasz pojawił się niespodziewanie. Spotkaliśmy się na wystawie. On – wdowiec, ja – wdowa. Najpierw tylko rozmawialiśmy. Potem – spacery, telefony, interesujące historie. Pracował jako doradca ds. handlu zagranicznego, pół życia spędził w podróżach. Bystry, subtelny, z głębokim spojrzeniem. Z nim było mi ciepło. Spokojnie. Bez dramatu. Po prostu – bliska dusza.

Ale gdy tylko wspomniałam o nim, córka zamieniła się w kamień. Zosia wpadła w szał. Drażniło ją wszystko: jego wąsy, jego głos, jego wiek (jest trzy lata młodszy). choćby to, iż rozdzielił majątek między swoje dzieci – dla niej było to podejrzane. Mówiła, iż jestem naiwna, iż mnie wykorzystują. Nie słuchała, przerywała, wychodziła, gdy próbowałam się tłumaczyć. A przecież nigdy nie prosiłam jej o radę ani o pozwolenie na szczęście…

Przychodziła coraz rzadziej. Raz na miesiąc, czasem z wnuczkiem, czasem sama. Patrzyła z wyrzutem, jakbym ją zdradziła. A ja – przecież całe życie żyłam tylko dla niej. Wszystko oddałam. choćby własne szczęście – na ołtarzu macierzyństwa.

Parę razy skłamałam – powiedziałam, iż z Tomaszem się nie widujemy. Że to koniec. Tylko po to, żeby nie widzieć tej urazy w jej oczach. Ale jestem zmęczona. Zmęczona ukrywaniem miłości, jakby to była zbrodnia. Boli mnie, iż córka stawia mnie przed wyborem: on albo ja. Czy dorosłe dzieci mają prawo niszczyć to, co może jeszcze ogrzać serca ich rodziców?

Może powinnam zebrać wszystkich przy jednym stole. Porozmawiać. Spokojnie, po ludzku. Ale boję się: nagle kłótnia, nagle zerwie się to delikatne, co jeszcze między nami zostało. Nie wiem, co robić. Walczyć o prawo do szczęścia – czy odpuścić, znów zostać samą, tylko po to, by zachować spokój w rodzinie.

Na razie czekam. Na razie milczę. Ale w środku wszystko krzyczy: przecież też jestem człowiekiem i mam prawo do miłości – choćby w sześćdziesiąt lat…

Idź do oryginalnego materiału