Czasem cudza prawda może być jak najostrzejszy nóż wbity w plecy właśnie wtedy, gdy jesteś o krok od upragnionego spokoju. Tak stało się z moją przyjaciółką Jadwigą, która odważyła się porzucić znienawidzoną pracę, licząc, iż wreszcie będzie mogła choć trochę żyć dla siebie. Zamiast wsparcia od rodziny męża, dostała jednak tylko osądy, wyrzuty i etykietę lenia, która przylgnęła do niej jak smoła.
Jadzia pracowała w rejestracji miejscowej przychodni. Niskie zarobki, niekończące się krzyki pacjentów, brak powietrza i słońca — wracała do domu wyczerpana, jakby przejechała ją walec. Jej mąż, Wojtek, od dawna powtarzał, iż nie chce widzieć żony w takim stanie. Sam zajmował dobrą posadę w firmie logistycznej w Katowicach, utrzymywał dom, spłacał kredyty i opłacał rodzinne wakacje.
Gdy Jadzia zdecydowała się odejść z pracy, Wojtek tylko ją przytulił i rzekł: „Potrzebuję cię żywej i szczęśliwej, nie wiecznie na krawędzi”. Umówili się, iż odpocznie, przemyśli, czego chce od życia, a potem może znajdzie coś dla duszy. Nikt nie planował latami wylegiwać się w szlafroku przed telewizorem. Chcieli po prostu złapać oddech.
Lecz tę sielankę przerwała jak grom z jasnego nieba teściowa. Helena Stanisławowa, kobieta o donośnym głosie i wyostrzonym poczuciu sprawiedliwości, dowiedziawszy się, iż synowa „siedzi w domu”, urządziła awanturę już od progu.
— Co, postanowiłaś zostać wiecznym darmozjadem? — syknęła przy pierwszej okazji. — Mój syn cię utrzymuje, wszystko masz, a ty choćby do przedszkola jako niania nie pójdziesz? Albo na kasę? Chcesz do końca życia być ciężarem?
Jadzia tamtego wieczoru nie wytrzymała — rozpłakała się na głos. Mąż próbował ją pocieszyć, głaskał po włosach, zapewniał, iż wszystko w porządku. Ale… matce nie powiedział ani słowa. Nie stanął po stronie żony. A ona czekała. Czekała tak bardzo, iż to milczenie zraniło ją bardziej niż najostrzejsze słowa.
Helena Stanisławowa nie odpuściła. Kilka dni później zadzwoniła do znajomej w sieci handlowej i próbowała bez wiedzy Jadzi załatwić jej pracę na kasie. Potem wysłała adres i termin rozmowy. A kiedy Jadzia spytała, skąd nagła inicjatywa, tylko prychnęła: „Dość siedzenia. Dom to nie praca”.
Jadzia próbowała tłumaczyć, iż nie próżnuje — zajmuje się domem, przegląda oferty, po prostu nie chce wpaść znów w rutynę, która ją zabija. ale teściowa nie słuchała. Miała swoją prawdę: kobieta bez wypłaty to darmozjad.
I co gorsza, wielu się z tym zgadza. Mówią: „Przecież teściowa ma rację”. W końcu Jadzia rzeczywiście zwolniła się bez nowej posady. Mąż utrzymuje ich sam. Jej poduszka finansowa — to zero. Gdyby coś się stało, zostałaby z niczym.
Ale nasuwa się pytanie: dlaczego obca kobieta — choćby jeżeli to matka męża — ma wtrącać się w rodzinę, w której nikt jej o to nie prosi? Gdzie mąż jest zadowolony, dzieci szczęśliwe, a decyzja została podjęta wspólnie?
Dlaczego Wojtek milczy? Dlaczego nie powie wprost: „Mamo, dość. To nasz dom i nas toI wszystko nam pasuje.