Christine Miller, nauczycielka pierwszej klasy w Peel District School Board, mimo iż jej roczne zarobki sięgają blisko 120 tys. dolarów, przyznaje, iż żyje od wypłaty do wypłaty. Pracuje w zawodzie od prawie dekady, jednak jej sytuacja finansowa nie wygląda tak, jak się tego spodziewała.
Zgodnie z raportem opublikowanym przez CivicAction, Miller jest jedną z coraz liczniejszych osób o średnich dochodach (do 125 tys. dolarów rocznie), które mają trudności z utrzymaniem się w regionie. Mimo iż formalnie zarabiają dobrze, często nie są w stanie zaspokoić podstawowych potrzeb.
56-letnia Miller mieszka samotnie w małym mieszkaniu o powierzchni 650 stóp kwadratowych w Etobicoke, które kupiła w 2019 r. za 505 tys. dolarów. Wtedy stopy procentowe były niskie, ale odkąd Bank Kanady w odpowiedzi na inflację zaczął je podnosić, jej miesięczne raty kredytu hipotecznego gwałtownie wzrosły, sięgając choćby 3000 dolarów.
Obecnie ponad połowę swoich dochodów przeznacza na kredyt, co jest szczególnie odczuwalne po tymczasowym obniżeniu dochodu, gdy korzystała z urlopu opiekuńczego, by zająć się 94-letnią matką. Dodatkowo musi pokrywać koszty ubezpieczenia, internetu, telefonu i jedzenia, co daje ok. 1500 dolarów miesięcznie.
„Nie mam telewizji kablowej, nie kupuję ubrań, nie wyjeżdżam. Oglądałam finał Pucharu Stanleya na TikToku” – mówi. „Ścinam włosy co sześć tygodni, ale nie chodzę na siłownię ani nie robię paznokci”.
Choć ceny nieruchomości w Toronto lekko spadły, według Ratehub.ca potrzeba rocznego dochodu przekraczającego 217 tys. dolarów, aby pozwolić sobie na przeciętny dom w mieście.
Miller porównuje swoją sytuację z pokoleniem swoich rodziców – jej mama i ciotka również były nauczycielkami, ale miały znacznie większą stabilność: dom z basenem, działkę i wakacyjną nieruchomość na Florydzie. „Myślałam, iż na tym etapie życia będę w innym miejscu. Że przy takich zarobkach – prawie 120 tysięcy rocznie – będzie mnie na więcej stać” – mówi. Jej sytuację pogorszył też rozwód.
Raport CivicAction podkreśla, iż pracownicy niezbędni do funkcjonowania społeczeństwa, tacy jak nauczyciele, pielęgniarki czy funkcjonariusze, są wypierani z regionu GTHA. Ich dochody są zbyt wysokie, by kwalifikować się do pomocy mieszkaniowej, ale jednocześnie zbyt niskie, by poradzić sobie z realiami rynku.
CivicAction zbadało także opinie mieszkańców zarabiających między 40 a 125 tys. dolarów. Wielu z nich – od pracowników ochrony zdrowia po rzemieślników – opisało podobne trudności: długie dojazdy, brak dostępnego żłobka, niestabilne warunki życia. Wielu z nich dojeżdża do pracy w Toronto z miejscowości oddalonych o kilkadziesiąt kilometrów.
Leslie Woo, szefowa CivicAction, mówi, iż sytuacja wymaga natychmiastowej reakcji. „Już teraz ponosimy konsekwencje tej sytuacji. Z każdym dniem, w którym nie współpracujemy lepiej, by rozwiązać te problemy, zostajemy w tyle” – podkreśla.
Woo uważa, iż system wymaga nowych definicji i narzędzi pomocy, ponieważ obecne kryteria nie odpowiadają rzeczywistości. Jej zdaniem konieczne są zmiany systemowe, które ograniczą długoterminowe skutki kryzysu – od gospodarczych po społeczne i środowiskowe.
W odpowiedzi na kryzys, miasto Toronto zapowiada działania, m.in. rozbudowę programów dożywiania w szkołach, zamrożenie cen biletów TTC, ułatwienia dla budowy 6000 mieszkań na wynajem, a do 2030 r. planuje zapewnić 65 000 mieszkań o kontrolowanym czynszu.
Mimo tych deklaracji Miller nie widzi zbyt wiele nadziei. „Robię wszystko, co trzeba – pracuję, zarabiam, a mimo to nie mam poczucia bezpieczeństwa. Coś tu nie działa”.