Nie ufam teściowej mojego syna. Mąż mówi, iż mam obsesję na punkcie dziecka.

newskey24.com 13 godzin temu

W małym miasteczku Białystok, w przytulnym mieszkaniu na obrzeżach, rozpętała się prawdziwa rodzinna burza. Weronika, 25-letnia młoda mama, stała przy kołysce swojego synka, czując, jak w środku wszystko wrze z powodu zmęczenia i złości. Jej opowieść to wołanie kobiety rozdartej między macierzyństwem, obowiązkami żony a presją rodziny.

— Pokłóciliśmy się z mężem, a to nie były zwykłe sprzeczki — mówi Weronika, ocierając zmęczone oczy. — Może i nie jestem bez winy, ale przecież odpowiadam za naszego synka! Kacperek jest bardzo wymagający, ciągle marudzi — pewnie zaraz zaczną ząbkować. Cały dzień noszę go na rękach, choćby zupy nie zdążyłam ugotować.

Małe dzieci to prawdziwe wyzwanie, którego nie każdy potrafi zrozumieć. Jej mąż, Krzysztof, najwyraźniej nie chce tego widzieć.

— Wrócił z pracy i zaczął krzyczeć, iż jest głodny jak wilk! — głos Weroniki drży z oburzenia. — A jeszcze miał pretensje, iż nie wybiegłam go przywitać do przedpokoju. A ja w tym czasie usypiałam Kacpra! Bałam się oddychać, żeby się nie obudził. Gdzie tu myśleć o witaniu męża z uśmiechem?

Krzysztof nie zdaje sobie sprawy, co znaczy być matką niemowlęcia. Weronika wzięła na siebie wszystko: opiekę nad dzieckiem, dom, gotowanie. A mąż? On „utrzymuje rodzinę” i wymaga wygody, ciepłej kolacji i idealnego porządku, jakby Weronika była czarodziejką, która może być w dziesięciu miejscach naraz.

Starała się być wzorową żoną, troskliwą mamą i idealną gospodynią. Ale maluch jest niespokojny, potrzebując jej uwagi każdej minuty, przez co czasem nie zdąży choćby przetrzeć podłogi, a co dopiero przygotować trzy posiłki dziennie. Rodzice Weroniki mieszkają daleko, pracują — nie ma od nich pomocy. A z teściową, Bożeną, relacje są napięte jak struna.

— Teściowa od samego początku była przeciwko naszemu ślubowi — wspomina ze smutkiem Weronika. — Uważała, iż jesteśmy za młodzi, iż nie jesteśmy gotowi na małżeństwo. Ale tak naprawdę nie chciała puścić swojego Krzysia. Przepowiadała, iż rozstaniemy się w ciągu roku. A my wciąż jesteśmy razem. Chociaż… czasem sama nie wiem, na jak długo.

Po urodzeniu Kacpra Weronika próbowała poprawić relacje z teściową. Wydawało się, iż lód topnieje: Bożena parę razy się uśmiechnęła, choćby podarowała wnukowi grzechotkę. Ale do ciepłych stosunków wciąż daleko jak do gwiazd.

— A teraz Krzysiek oskarża mnie, iż mam obsesję na punkcie dziecka! — Weronika ledwo powstrzymuje łzy. — Mówi, iż zajmuję się tylko Kacprem, a dla niego nie mam czasu. Zaproponował, żebyśmy w sobotę wybrali się do galerii handlowej i zostawili syna z jego mamą.

Weronika nigdy nie zostawiała Kacpra z obcymi. Maluch jest karmiony piersią, przywiązany do niej jak rzep do psiego ogona. Teściowa widziała wnuka może trzy razy — jak sobie poradzi? Ale Krzysztof był nieugięty.

— Moja mama wychowała troje dzieci! — oświadczył stanowczo. — Wie, co robić. Ma więcej doświadczenia niż ty.

Kupił choćby laktator, żeby Weronika mogła zostawić mleko dla syna. Ale problem w tym, iż Kacper stanowczo odmawia picia z butelki. Płacze, odwraca główkę, jakby czuł, iż to nie mama.

Krzysztof postawił ultimatum — jeżeli Weronika nie zgodzi się zostawić syna z babcią, urządzi awanturę. Bożena nota bene nie ma nic przeciwko temu przyjmu. Ale Weronika nie może pozbyć się niepokoju.

— Nie ufam jej — przyznaje cicho. — Nie dlatego, iż jest zła. Po prostu… to moje dziecko. Mój Kacper. A jeżeli będzie płakać? jeżeli nie zrozumie, czego potrzebuje?

Krzysztof natomiast twierdzi, iż potrzebują czasu tylko we dwoje.

— Jesteśmy nie tylko rodzicami, ale też mężem i żoną! — rzucił w przypływie gniewu. — Czy już zapomniałaś, co to znaczy być parą?

Te słowa zabolały Weronikę. Kocha męża, ale jego pretensje wydają się niesprawiedliwe. Nie śpi po nocach, karmi, usypia, zmienia pieluchy — i wszystko sama, bez pomocy. A on wymaga romantyzmu, wygody, jej uśmiechów, jakby była maszyną, a nie człowiekiem.

Teraz Weronika stoi przed wyborem: ulec mężowi, tłumiąc lęk, czy postawić na swoim, ryzykując kolejną kłótnią? Jej serce się rozpada. Boi się o syna, ale i małżeństwo wisią na włosku.

— Nie wiem, co robić — szepcze, patrząc na śpiącego Kacpra. — jeżeli odmówię, Krzysiek powie, iż go nie doceniam. A jeżeli się zgodzę… czy sobie wybaczę, gdyby coś się stało?

Co powinna zrobić? Przełknąć strach i zaufać teściowej? Czy walczyć o prawo do bycia z dzieckiem, choćby jeżeli to rozpali nowy konflikt? Może faktycznie przesadza? A może ten niepokój to głos instynktu macierzyńskiego, którego nie wolno ignorować?

Idź do oryginalnego materiału