Nie ufam teściowej mojego syna. Mąż twierdzi, iż jestem zbyt zaangażowana w życie dzieci.

twojacena.pl 15 godzin temu

Nie ufam teściowej swojego syna. Mój mąż powiedział, iż mam obsesję na punkcie dziecka.

W małym miasteczku Łódź, w przytulnym mieszkaniu na obrzeżach, rozpętała się prawdziwa rodzinna burza. Kinga, 25-letnia młoda mama, stała przy łóżeczku swojego syna, czując, jak w środku wszystko wrze z powodu zmęczenia i złości. Jej opowieść to krzyk kobiety rozdartej między macierzyństwem, obowiązkami żony a presją rodziny.

— Pokłóciliśmy się z mężem na całego — mówi Kinga, ocierając zmęczone oczy. — Tak, nie jestem bez winy, ale przecież odpowiadam za naszego syna! Jasiek u mnie całkiem rozpuszczony, ciągle marudzi — pewnie niedługo ząbki zaczną wychodzić. Cały dzień noszę go na rękach, choćby zupy nie zdążyłam ugotować.

Małe dziecko to nie lada próba, którą nie każdy potrafi zrozumieć. Jej mąż, Marek, najwyraźniej nie chce tego widzieć.

— Wrócił z pracy i zaczął krzyczeć, iż jest głodny jak wilk! — głos Kingi drży z oburzenia. — A jeszcze się obraził, iż nie wybiegłam go witać w przedpokoju. A ja wtedy Jasiek kołysałam! Bałam się choćby oddychać, żeby się nie obudził. Gdzie tam do witania męża z uśmiechem?

Marek chyba nie pojmuje, co to znaczy być matką niemowlęcia. Kinga wzięła na siebie wszystko: opiekę nad dzieckiem, dom, gotowanie. A mąż? On „utrzymuje rodzinę” i wymaga przytulności, gorącej kolacji i idealnego porządku, jakby Kinga była czarodziejką, która może rozdzielić się na troje.

Kinga starała się ze wszystkich sił być wzorową żoną, troskliwą mamą i nieskazitelną gospodynią. Ale maluch jest niespokojny, potrzebuje jej uwagi co chwilę, więc czasem choćby nie zdąży wytrzeć podłogi, nie mówiąc już o gotowaniu trzech posiłków dziennie. Jej rodzice daleko, pracują, nie ma od nich pomocy. A z teściową, Barbarą, relacje są napięte jak struna.

— Teściowa od początku była przeciwko naszemu ślubowi — wspomina Kinga z goryczą. — Uważała, iż jesteśmy za młodzi, iż nie jesteśmy gotowi na małżeństwo. W rzeczywistości po prostu nie chciała puścić swojego Marka. Wróżyła nam, iż rozstaniemy się w ciągu roku. A my ciągle razem. Chociaż… czasem sama nie wiem, na jak długo.

Po narodzinach Jaśka Kinga próbowała poprawić relacje z teściową. Wydawało się, iż lód zaczął pękać: Barbara uśmiechnęła się parę razy, a choćby podarowała wnukowi grzechotkę. Ale do ciepłych stosunków było jeszcze daleko, jak do księżyca.

— A teraz Marek oznajmia, iż mam obsesję na punkcie dziecka! — Kinga ledwo powstrzymuje łzy. — Mówi, iż zajmuję się tylko Jaśkiem, a na niego nie mam czasu. Zaproponował, żebyśmy w sobotę pojechali do galerii handlowej, a syn został z jego mamą.

Kinga nigdy nie zostawiała Jaśka z obcymi. Maluch jest karmiony piersią, przywiązany do niej jak nitka do igły. Teściowa widziała wnuka góra trzy razy — jak sobie poradzi? Ale Marek był nieugięty.

— Moja mama wychowała czwórkę dzieci! — oświadczył. — Ona wie, co robić. Ma więcej doświadczenia niż ty.

Kupił choćby laktator, żeby Kinga mogła zostawić mleko dla syna. Ale problem w tym, iż Jasiek kategorycznie odmawia picia z butelki. Płacze, odwraca głowę, jakby czuł, iż to nie mama.

Marek postawił ultimatum: jeżeli Kinga nie zgodzi się zostawić syna z babcią, urządzi awanturę. Barbara, nawiasem mówiąc, nie ma nic przeciwko posiedzeniu z wnukiem parę godzin. Ale Kinga nie potrafi pozbyć się niepokoju.

— Nie ufam jej — przyznaje. — Nie dlatego, iż jest zła. Po prostu… to moje dziecko. Mój Jasiek. A jeżeli będzie płakać? jeżeli nie zrozumie, czego potrzebuje?

Marek tymczasem upiera się, iż potrzebują czasu we dwoje.

— Jeste— Jesteśmy nie tylko rodzicami, ale też mężem i żoną! — rzucił w przypływie złości. — Czy już zapomniałaś, co to znaczy być parą?

Idź do oryginalnego materiału