Nieoczekiwane Szczęście: Dramat Odnalezionej Rodziny

polregion.pl 3 dni temu

**Nieoczekiwane szczęście: dramat odnalezionej rodziny**

W przytulnym miasteczku Zakopane, gdzie górski wiatr miesza się z zapachem kwitnących świerków, a wąskie uliczki toną w zieleni, Kacper po raz pierwszy wybrał się z nowymi rodzicami na wieś do babci i dziadka. Razem z nimi przyjechała ciocia Halina, siostra ojca, z dwoma synami. Wszyscy wesoło rozmawiali, nie zarzucając Kacpra pytaniami, a on czuł się zaskakująco swobodnie. Chłopiec gwałtownie znalazł wspólny język z kuzynami. Babcia częstowała wszystkich plackami z domową śmietaną lub miodem – do wyboru. Dziadek miał własną pasiekę, a miód pachniał tak, iż aż kręciło się w głowie. Kacprowi wieś wydawała się bajką, a gdy wracali do domu, ciągle myślał: „Żeby tak zostać tu na zawsze…”. Ale w sercu tkwił strach: a nuż znowu trafi do domu dziecka? A wieczorem zdarzyło się coś, co przewróciło jego życie do góry nogami.

Na złote gody rodziców Kacpra, Stanisława i Agnieszki, zjechała się niemal cała rodzina. Kacper przyjechał z daleka z żoną i córeczką. Służył w innym mieście i rodzina mieszkała razem z nim. Goście znali niezwykłą historię jego życia – trudną, ale ze szczęśliwym zakończeniem. Kacper wstał, trzymając kieliszek, i zwrócił się do rodziców:

– Drodzy moi rodzice, zdrowia i długich lat wam życzę! Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiliście! W moim życiu było wielu rodziców: najpierw ci, którzy dali mi życie, potem ci, którzy próbowali wypełnić mną pustkę w swoim. Ale wy… wy daliście mi prawdziwe dzieciństwo, uczyniliście mnie człowiekiem. Nisko się wam kłaniam! Żyjcie długo, dla was jestem gotów na wszystko!

Agnieszka i Stanisław patrzyli na syna ze łzami w oczach, pełnymi miłości i dumy.

Kacper już nie wierzył, iż kolejna rodzina zastępcza przyjmie go na dłużej. Jedenaście lat, a wciąż był w domu dziecka. Nie miał już ochoty opuszczać znanych murów, ale starsza wychowawczyni, ciocia Basia, pogłaskała go po głowie i łagodnie powiedziała:

– Nic się nie martw, Kacperku, może tym razem się uda. A jak co, to zawsze tu jesteśmy, czekamy na ciebie.

– Tak, czekacie – mruknął. – Wychowawczyni Krystyna powiedziała, iż się przeżegna, jeżeli ktoś mnie na dobre zabierze.

– Nie słuchaj jej – machnęła ręką ciocia Basia. – Młoda jest, jeszcze nie umie z dziećmi rozmawiać, więc się wygadała.

Ciocia Basia lubiła Kacpra, współczuła mu, a on odwzajemniał się ciepłem i szacunkiem. Pocieszała go, żeby się nie przejmował, jeżeli z nowymi rodzicami nie wypali.

– No i czekamy, oczywiście – dodała. – choćby dyrektor powiedziała, iż twojego łóżka nie zajmujemy, nowych dzieciaków do innych pokoi wsadzimy.

Kacper skinął głową, rozejrzał się po sypialni, myśląc, iż pewnie niedługo wróci. Nie miał ochoty wyjeżdżać.

– Po co się w ogóle zgodziłem? – zastanawiał się. – Chciałem odmówić, ale ci dwie patrzyli na mnie z taką nadzieją, iż żal mi się zrobiło. No cóż, nie pierwszy raz. Jak byłem mały, to płakałem, gdy mnie oddawali, ale teraz już mi wszystko jedno. Bywało, iż rodzice zastępczy dowiadywali się, iż będą mieć swoje dziecko, a ja byłem im niepotrzebny. Więc po co w ogóle mnie brali?

Kacper pamiętał, jak przypadkiem rozbił telefon u jednej rodziny. Wykrzyczeli go, nazwali niewdzięcznym, a potem odesłali do domu dziecka – „nie pasował”. Bywali różni opiekunowie, ale Kacper z czasem stał się przebieglejszy. jeżeli rodzina mu się nie podobała, celowo robił coś, by go odesłali. Nauczył się rozpoznawać, gdzie jest prawdziwa miłość, a gdzie tylko próba zapełnienia pustki.

Pewnego dnia wzięła go rodzina, w której zastępcza matka, Beata, nazywała go „Kacperkiem”. Jakim „Kacperkiem”? On był Kacprem, prawie dorosłym, a ona się z nim pieściła. Mieli duży dom, ale własnych dzieci nie mieli. Beata urządziła mu pokój w niebieskich barwach – zasłony, kołdra, choćby ściany. „Pewnie chcieli dziewczynkę” – pomyślał Kacper. W kącie stały zabawkowe autka i piłka, ale wszystko było nie w jego guście. Ojczym prawie go nie zauważał, żył swoją pracą, jakby kupił żonie zabawkę, żeby mu nie przeszkadzała. Beata bawiła się Kacprem jak lalką: przebierała, fotografowała, chwaliła się koleżankom, jaki jej „Kacperek” przystojniak. Czasem zabierała go do parku, ale tylko na karuzele dla maluchów – Kacper wstydził się tam być.

Czasem żałował Beaty. Płakała, narzekając przez telefon, iż mąż jej nie kocha, iż nie może mieć dzieci. Kacper patrzył na nią dorosłym wzrokiem i myślał: „Szkoda jej, ale w domu dziecka i tak jest lepiej niż u typowej matki”. Tę prawdziwą ledwo pamiętał, ale wiedział, iż w porę go odebrano – sąsiedzi wezwali opiekę społeczKiedy Stanisław podniósł swój kieliszek i uśmiechnął się szeroko, Kacper zrozumiał, iż właśnie znalazł coś, czego szukał całe życie – prawdziwą rodzinę, która kocha bezwarunkowo.

Idź do oryginalnego materiału