Już od nowego roku szkolnego uczniowie podstawówek pożegnają się z telefonami w szkolnych murach. Nowe przepisy, które lada moment wejdą w życie, wywołały burzę jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem – rodzice są zaniepokojeni, nauczyciele zdezorientowani, a uczniowie… wściekli. Czy zakaz korzystania z telefonów to realna troska o zdrowie dzieci, czy pierwszy krok do szkolnej kontroli totalnej?

Fot. Warszawa w Pigułce
Koniec telefonów w szkołach. Nowe prawo wywołuje burzę wśród uczniów i rodziców
Od września 2025 roku uczniowie szkół podstawowych nie będą mogli korzystać z telefonów komórkowych na terenie placówek edukacyjnych – choćby podczas przerw. Nowe przepisy, zawarte w nowelizacji ustawy o zdrowiu publicznym, mają „chronić dzieci przed uzależnieniem i poprawić koncentrację”. Jednak wśród rodziców i nauczycieli zawrzało. Czy państwo właśnie wkroczyło za daleko w życie szkolne i rodzinne?
Telefon do depozytu. Każdego dnia
Nowe prawo wymusza na szkołach wprowadzenie systemów codziennego odbierania telefonów komórkowych od uczniów do specjalnych depozytów. Urządzenia mają być przechowywane do zakończenia zajęć, a ich posiadanie lub użycie na terenie szkoły będzie traktowane jako wykroczenie – z konsekwencjami dyscyplinarnymi.
Rodzice nie kryją oburzenia. – „Nie będę mieć kontaktu z dzieckiem przez cały dzień? A jeżeli coś się stanie?” – pyta matka dziewięciolatka z Warszawy. – „To absurd, szkoła nie może decydować o tym, co nosi moje dziecko w plecaku.”
Uczniowie w szoku: „To jak więzienie”
Wśród dzieci i nastolatków nowe przepisy budzą bunt i złość. – „Telefon to nie tylko zabawka. To kontakt z rodzicami, to zdjęcia z wycieczki, to nasz świat” – mówią uczniowie klas 4–6.
W mediach społecznościowych powstają grupy protestacyjne i petycje. Młodzież mówi wprost: to odgórna kara za coś, czego nikt z nimi nie uzgodnił.
Ministerstwo: „Chodzi o zdrowie psychiczne”
Resort zdrowia oraz edukacji bronią decyzji. Według oficjalnego komunikatu, nowelizacja ma ograniczyć zjawisko uzależnień cyfrowych, poprawić koncentrację na lekcjach oraz zmniejszyć przemoc rówieśniczą związaną z nagrywaniem i publikowaniem kompromitujących filmów.
– „Chcemy dać dzieciom przestrzeń do prawdziwej integracji, bez ekranów i rozpraszaczy” – tłumaczy rzeczniczka resortu.
Sankcje i zakazy. Zawieszenia w zajęciach dodatkowych
Zgodnie z przepisami, złamanie zakazu może skutkować wezwaniem rodzica, wpisem do dokumentacji, a choćby czasowym zakazem udziału w zajęciach pozalekcyjnych. Dyrektorzy będą zobowiązani do egzekwowania przepisów, a inspektorzy oświatowi – do kontrolowania ich realizacji.
Nauczyciele nie ukrywają, iż obawiają się chaosu i protestów. – „W teorii pomysł dobry. Ale w praktyce? Dzieci zaczną ukrywać telefony, kłamać, konflikt będzie nieunikniony” – mówi dyrektorka jednej ze szkół podstawowych w Poznaniu.
Czy szkoła stanie się twierdzą?
Krytycy ustawy porównują nowe przepisy do polityki karnej. – „Zamiast edukować dzieci, traktuje się je jak podejrzanych” – mówi psycholog dziecięcy Michał Rybacki. – „Potrzebna jest rozmowa, nie rozkaz.”
Tymczasem szkoły szykują się na rewolucję. Zakup szafek depozytowych, ustalanie harmonogramów odbioru telefonów, pisanie nowych regulaminów – to wszystko musi być gotowe przed 1 września.
Jeszcze wolni, czy już kontrolowani?
Wielu rodziców, uczniów i ekspertów zadaje dziś jedno pytanie: czy walka o zdrowie psychiczne dzieci nie przerodziła się w próbę narzucenia państwowej kontroli pod pozorem troski? Czy zabranie dzieciom telefonu rozwiąże rzeczywiste problemy – czy tylko stworzy nowe?
Od września wszyscy się przekonają. A szkoły – zamiast uczyć – będą musiały nauczyć się panować nad buntem.