On nie jest moim dzieckiem

newsempire24.com 1 tydzień temu

“To nie jest mój syn”, oznajmił lodowato milioner, a głos mu rozbrzmiewał w marmurowym holu. “Szykuj swoje graty i wynoś się. Oboje”. Wskazał drzwi. Żona ścisnęła mocno niemowlę, a łzy napływały jej do oczu. Gdyby tylko wiedział…
Burza na zewnątrz dorównywała tej w środku rezydencji. Wanda stała nieruchomo, z białą ze złości kwitą na twarzy, tuląc małego Olgierda do piersi. Jej mąż, Grzegorz Borowski, multimiliarder, głowa rodu Borowskich, patrzył na nią z furią, jakiej nie widziała przez dziesięć lat małżeństwa.
– Grzegorz, proszę cię – szepnęła Wanda drżącym głosem. – Nie wiesz, co mówisz.
– Wiem bardzo dobrze – warknął. – Ten chłopiec… nie jest mój. Zrobiłem test DNA w zeszłym tygodniu. Wyniki są jednoznaczne.
Oskarżenie zabolało bardziej niż policzek. Kolana Wandy się ugięły.
– Zrobiłeś test… i mi nic nie powiedziałeś?
– Musiałem. Nie jest do mnie podobny. Nie zachowuje się po Borowsku. I dłużej nie mogłem ignorować plotek.
– Plotek?! Grzesiu, on jest niemowlakiem! I jest twoim synem! Przysięgam na wszystko.
Ale Grzegorz już podjął decyzję.
– Twoje rzeczy wyślą do domu twojego ojca. Nigdy tu nie wracaj.
Wanda stała jeszcze chwilę, łudząc się, iż to kolejna jego kapryśna fanaberia minie do rana. ale lodowaty ton nie pozostawiał złudzeń. Odwróciła się i wyszła, stukot jej szpilek rozchodzący się po marmurze, gdy piorun huknął nad willą.
Wanda wyrosła w skromnym domku, ale wkroczyła w świat zamożnych, gdy wyszła za Grzegorza. Była elegancka, spokojna, rozumna – wprost to, co chwaliły magazyny i zazdrościła socjeta. Żadne z tych rzeczy nie miało jednak teraz znaczenia.
Gdy limuzyna wiozła ją z Olgierdem z powrotem do lepianki ojca pod Krakowem, jej myśli wirowały. Była wierna. Kochała Grzegorza, wspierała go, gdy rynki leciały na łeb, gdy prasa go topiła, choćby gdy jego matka ją odtrąciła. A teraz – wyrzucona jak stary grat.
Jej tata, Marek Kowalczyk, otworzył drzwi, oczom nie wierząc.
– Wandziu? Co się stało?
Padła mu w ramiona.ramiona. – Powiedział, iż Olgierd nie jest jego… Wyrzucił nas.
Szczęka Marka się zaciśnięta. – Wchodź, córeńko.
W następnych dniach Wanda oswoiła swą nową rzeczywistość. Domek był ciasny, jej dawny pokój ledwie się zmienił. Olgierd, nieświadom niczego, bawił się i gaworzył, dając chwile ukojenia pośród bólu.
Ale jedno nie dawało jej spokoju: test DNA. Jak mógł się mylić?
Zdesperowana po prawdę, poszła do laboratorium, gdzie Grzegorz zrobił test. Miała swoje znajomości – i parę przysług do odebrania. Odkrycie zamroziło jej krew w żyłach.
Test był sfingowany.
Tymczasem Grzegorz siedział sam w swej willi, męczony ciszą. Wmawiał sobie, iż postąpił słusznie – iż nie utrzyma dziecka innego faceta. ale zżerały go wyrzuty sumienia. Unikał wchodzenia do dawnego pokoju Olgierda, ale pewnego dnia ciekawość zwyciężyła. Na widok pustego łóżeczka, pluszowej żyrafy i malutkich bucików na półce, coś w nim pękło.
Jego matka, Hrabina Agata, nie pomagała.
– Mówiłam ci, Grzegorzu – odezwała się, sącząc herbatę z cytryną. – Ta Kowalczanka nigdy nie była twoją ligą.
Lecz choćby ona zdziwiła się, gdy Grzegorz nie odpowiedział.
Mijały dni, potem tydzień.
Aż nadszedł list.
Bez nadawcy. Tylko kartka i zdjęcie.
Dłonie Grzegorza drżały, gdy czytał.
“Grzesiu,
Pojechałeś w maliny. I to jak.
Chciałeś dowodów – proszę bardzo. Znalazłam prawdziwe wyniki. Test był przekłamany. A to zdjęcie znalazłam w gabinecie twojej mamy… Sam znasz znaczenie.
– Wanda.”

Idź do oryginalnego materiału