Nauczycielka wściekła o zachowanie uczniów
Nie jestem z tych rodziców, którzy zaglądają dziecku do plecaka po każdej lekcji, sprawdzają prace domowe i dzwonią do wychowawczyni z każdym problemem. Ba, choćby Librusa sprawdzam tylko sporadycznie na komputerze i nie korzystam z mobilnej wersji. Wychodzę z założenia, iż moja córka licealistka to już prawie dorosły człowiek i musi umieć sama zadbać o swoje sprawy. Ale kiedy kilka dni temu przeczytałam wiadomość od jej wychowawczyni, naprawdę aż usiadłam z wrażenia.
Pani od angielskiego, która jest też wychowawczynią klasy, napisała do nas, rodziców, iż młodzież nie ma do niej szacunku. Że traktują ją jak koleżankę, iż zamiast słuchać na lekcji, śmieją się, gapią w telefony. Dodała, iż dziewczyny mają pusto w głowach i rozmawiają wyłącznie o makijażu i paznokciach. Oraz iż ma 20 lat doświadczenia, a jej przykro, bo czuje, iż młodzież zupełnie ją ignoruje, choć stara się trafić jakoś do nich "na ich poziomie". Na końcu poprosiła, żebyśmy porozmawiali z dziećmi i przypomnieli im, iż nauczyciela trzeba słuchać.
I tu mam ogromny zgrzyt. Oczywiście, iż nastolatki dzisiaj są trudniejsze. To normalne, bo świat się zmienił. Ale jak nauczyciel z takim stażem pracy nie potrafi zapanować nad grupą licealistów, to może problem leży nie tylko w uczniach? Może, zamiast pisać do rodziców z wyrzutami, warto byłoby pomyśleć o tym, co można zmienić w swoim sposobie prowadzenia zajęć?
Trzeba iść z duchem czasu
Nie twierdzę, iż wszystkie dzieci są aniołkami. Moja córka też czasem przynosi jedynkę albo opowiada, iż na lekcji było więcej śmiechu niż nauki. Ale nie rozumiem, dlaczego nauczycielka oczekuje, iż to my – rodzice – będziemy teraz prostować coś, co powinno dziać się w szkole, na lekcji, tu i teraz. Ja swoje dziecko nauczyłam szacunku do starszych, ale to chyba pedagog powinien wiedzieć, jak mieć "posłuch" w klasie.
Kiedy chodziłam do szkoły, autorytet budowało się postawą, podejściem, charyzmą. Teraz wystarczy, iż uczeń spojrzy w telefon i już nauczyciel jest "obrażony". Tylko czyje to jest zaniedbanie? Owszem, rozmawiamy w domu o szacunku, o obowiązkach, o tym, jak zachowywać się wobec innych. Ale jeżeli na lekcji jest nudno, jeżeli nauczyciel nie potrafi zainteresować tematem, jeżeli nie ma pomysłu, jak dogadać się z młodzieżą – to naprawdę jedna rozmowa z rodzicem niczego nie zmieni.
Smutne jest to, iż zamiast próbować rozwiązywać problemy razem z uczniami, szuka się winnych wśród rodziców. A młodzież? Młodzież widzi i czuje takie rzeczy. I potem jest tylko jeszcze większy mur, jeszcze więcej śmiechu, jeszcze więcej ignorowania. Mam wrażenie, iż niektórzy nauczyciele zatrzymali się w czasach, gdy wystarczyło podnieść głos, trzepnąć kogoś linijką po dłoniach albo postraszyć uwagą. A świat poszedł dalej. I jeżeli ktoś nie umie za nim nadążyć, to niestety będzie tylko coraz bardziej sfrustrowany.