Ostatnia szansa
Kinga skurczyła się na kanapie, przyciskając dłonie do podbrzusza. Wszystko bolało, pulsowało i przypominało o tym, co ją czeka. To samo za każdym razem: ostry ból, krwawienie, karetka, szpital i pustka w środku. To było poronienie, nie miała wątpliwości. Trzecie w ciągu dwóch lat, a przedtem obumarcie ciąży, a jeszcze wcześniej aborcja. Ta aborcja, za którą Kinga płaciła do dziś niemożnością zostania matką.
Z trudem sięgnęła po telefon i wybrała numer pogotowia. Po pół godziny ładowano ją do karetki, a ona równocześnie wybierała numer Krzysztofa, by uprzedzić, iż nie będzie czekać na niego na kolację.
Znowu? spytał, ale Kinga choćby nie odpowiedziała. Po policzkach spływały łzy, płacz rozpaczy i rozczarowania samą sobą. Ile jeszcze razy? Dlaczego zawsze to samo? A może Kinga znała przyczynę tych powtarzających się zdarzeń? Gdyby wtedy nie położyła się pod nóż podejrzanego lekarza, wszystko byłoby dobrze. Mogliby już mieć pięcioletnie dziecko. Ale dziecka nie było i wyglądało na to, iż już nigdy nie będzie.
Jak to boli! wyszeptała, a lekarz tylko przykręcił kroplówkę i obojętnie na nią spojrzał.
Dwa dni w szpitalu wlokły się w nieskończoność. Potem wypis, Krzysztof z bukietem róż wszystko jak w scenariuszu.
Jesteś taka blada powiedział, a Kinga tylko słabo się uśmiechnęła. Nie miała powodów do radości. Nie potrafiła dać mężowi dziecka, to było oczywiste.
W drodze do domu, siedząc obok męża, Kinga gniotła w dłoniach piękny bukiet, aż w końcu odwróciła się do Krzysztofa i powiedziała:
Nie chcę już próbować. Nigdy nie urodzę ci dziecka.
Nie mów tak, jeszcze się uda próbował ją pocieszyć mąż, ale Kinga tylko się skrzywiła.
Sam w to wierzysz? Pięć lat na marne. Mam prawie trzydziestkę, ty zbliżasz się do trzydziestki piątej. Dość. Nabawiłam się już dość złudzeń. Lekarze mówią, iż nie ma szans, może czas ich posłuchać.
Kinga, będziemy mieć dzieci zaprotestował Krzysztof. Pamiętasz, co mówił profesor Nowak? Mówił, iż są szanse, jeżeli będziemy trzymać się jego zaleceń.
A gdzie ten twój profesor? nerwowo spytała Kinga. Od dawna nie żyje, gdzie te zalecenia? Poszły w niepamięć razem z nim! Dość, Krzysztof. Nie chcę już męczyć ani ciebie, ani siebie.
Co chcesz przez to powiedzieć? zmarszczył brwi, nie odrywając wzroku od drogi.
Kinga wzięła głęboki wdech i odwróciła twarz w stronę okna.
Rozstańmy się. Spotkasz kobietę, która da ci dziecko, będziesz miał wszystko. Nie zasługuję na ciebie, twoją cierpliwość i troskę. Jestem pusta, życie we mnie się nie utrzymuje, jestem do niczego.
Głos jej drżał, a łzy zdradziecko napływały do oczu. Krzysztof złapał jej dłoń, przycisnął do ust:
Nie mów głupot. Damy radę. Ludzie żyją bez dzieci, my też możemy. Szczęście nie tkwi w dzieciach.
Tylko w ich liczbie szepnęła Kinga przez łzy. Dość, Krzysztof. Nie odbierajmy ci szansy na ojcostwo.
Nie odbieraj mi szansy na szczęście w małżeństwie przerwał jej Krzysztof.
Taki był cały on zakochany w żonie, znoszący jej humory i gotowy znosić dalej, byle tylko była przy nim. Zdobywał ją długo, walczył, odpierał rywali, a gdy Kinga została jego żoną, uznał, iż do szczęścia nic więcej nie potrzebuje. No, może jeszcze malutki promyk radości, ale los uparcie odmawiał im tego daru.
Krzysztof znał historię Kingi. Wiedział, iż przed nim była żoną starszego mężczyzny, za którego wydał ją tyran-ojciec, wiedział o nieudanej aborcji. Wszystko skończyło się tak, jak teraz, ale nic nie dało się zmienić. Kinga od lat była żoną Krzysztofa, z ojcem nie utrzymywała kontaktu, choćby o młodszej siostrze wiedziała niewiele.
Nie zdziwię się, jeżeli ojciec któregoś dnia zmusi i ją do małżeństwa z jakimś draniem dla własnych korzyści.
Młodsza siostra Kingi, Zosia, miała dwadzieścia dwa lata. Była piękna i mądra, taka jak starsza siostra, tylko ulegała ojcu znacznie bardziej. Ojciec sam wychowywał córki byłe żony nie miały dostępu do dzieci, bo tak zdecydował tyran. Kierował nimi jak marionetkami, podejmował za nie decyzje i zmuszał do posłuszeństwa.
Kinga uciekła od niego w wieku dwudziestu czterech lat, poznała Krzysztofa i zerwała wszystkie więzi z ojcem. Od tamtej pory nie pozwolił jej kontaktować się z Zosią, więc gdy pewnego dnia na progu ich domu stanęła młodsza siostra, Kinga była w szoku.
Co się stało? spytała od razu, nie od razu zauważając wypięty brzuch Zosi.
Uciekłam od ojca szlochnęła Zosia, rzucając się jej w ramiona. Od wyjścia ze szpitala minął nieco ponad tydzień, Kinga zaczynała się uspokajać, a tu taki niespodziewany gość.
Czego chciał? spytała Kinga.
Chciał żebym usunęła ciążę.
Boże, jesteś w ciąży! Kinga aż podskoczyła, przyglądając się siostrze. Od kogo?
To nieważne. Kinga, to nieważne. To z miłości. On jest żonaty, nie chce dziecka. Ojciec powiedział, iż albo sama pójdę na aborcję, albo on siłą mnie zawiezie.
Kinga płakała razem z siostrą. Zosia była tak delikatna, tak bezbronna, tak bliska. Nie widziały się od pięciu lat, a Zosia zmieniła się z brzydkiego kaczątka w pięknego łabędzia. Tylko jej zależność od ojca wszystko psuła, i Kinga była pewna, iż za kilka dni siostra zechce wrócić do domu. Nie mogła do tego dopuścić.
Krzysztof spokojnie przyjął wiadomość o pojawieniu się w ich domu młodszej siostry żony. Zresztą nigdy nie sprzeciwiał się decyzjom Kingi. Kochał ją zbyt mocno, by się z nią kłócić, a Kinga nigdy nie nadużywała tego w szkodliwy sposób.
Oczywiście, minął nieco ponad tydzień, i Zosia oznajmiła, iż nie może dłużej dręczyć ojca swoją nieobecnością.
Nie puszczę cię! krzyczała Kinga, chwytając siostrę







