Dam sobie radę
Gdy łzy już wyschły, a siły do znoszenia bólu po stracie opadły, trzeba było zmusić się do życia. Żyć za wszelką cenę, by nieść dobro i szczęście innym. Najważniejsze było wiedzieć, iż jest się komuś potrzebnym.
Wojciech z żoną Hanną płakali nad swoim synem w szpitalnej sali, gdzie trzynastoletniego Adasia przywieziono po tym, jak potrącił go samochód. To był ich jedyny syn mądry, dobry chłopiec, którego rodzice uwielbiali.
Doktorze, proszę powiedzieć, czy nasz Adaś przeżyje? pytała Hanna, patrząc lekarzowi w oczy z nadzieją, którą ten starannie ukrywał.
Robimy, co możemy brzmiała odpowiedź.
Wojciech i Hanna nie byli bogaci, ale gotowi byli znaleźć każdą sumę, byle tylko syn żył. ale ani pieniądze, ani miłość rodziców nie mogły go uratować chłopiec umierał. Adaś był nieprzytomny, a czasu zostało niewiele.
W sąsiedniej sali leżał Tomek, chłopiec około czternastu lat. Wiedział, co się dzieje był sierotą, a życie nigdy go nie oszczędzało. Czuł się coraz słabszy, często brakowało mu tchu. Rozumiał, iż dni są policzone. Dla niego chłopca z domu dziecka, z chorym sercem, które mogło przestać bić w każdej chwili nie było dawcy.
Gdy odwiedzał go starszy doktor, ten nie patrząc mu w oczy, powiedział to samo:
Wszystko będzie dobrze, Tomku, na pewno znajdziemy dla ciebie serduszko. Tylko nie trać nadziei.
Lecz Tomek wiedział, iż doktor tylko go pociesza. Nie płakał.
Czas ucieka, a nic się nie zmienia myślał. Trzeba się pogodzić. Będę patrzył przez okno na to błękitne niebo, zieloną trawę, słońce, które ogrzewa wszystkich. niedługo już tego nie zobaczę.
Wychowawczyni i dyrektor domu dziecka też go odwiedzali, też nie patrzyli mu w oczy:
Wszystko się ułoży, miej nadzieję mówili.
Kiwał głową. Nie chciał im mówić, iż rozumie.
Pewnego dnia, udając śpiącego, usłyszał, jak wychowawczyni rozmawia z lekarzem:
jeżeli jest jakakolwiek szansa, uratujcie Tomka. To dobry chłopak. Wiem, iż dawcy niełatwo znaleźć, ale może choć najmniejsza nadzieja…
Sam bym pomógł, ale to poza moją mocą westchnął doktor.
Tomek oddychał ciężko. Zamykał oczy i myślał:
Tylko niech nie boli, gdy przyjdzie czas…
Przychodził do niego kolega z domu dziecka, Piotrek, starszy o półtora roku. Płakał. A Tomek go pocieszał:
Nie martw się, Piotrek. Pewnie tam też jest życie. Spotkamy się kiedyś, ale nieprędko.
Leżał i myślał o życiu jak dorosły.
Wiem, iż moje życie wisi na włosku. Szkoda, iż nie zobaczę już ciepłego deszczu, nie usłyszę chrzęstu śniegu pod butami.
Nie wierzył w cuda. Gdy doktor podszedł do niego, patrząc tym razem prosto w oczy, powiedział:
Przygotuj się, Tomku, będzie operacja. Mam nadzieję, iż wszystko się uda.
Tomek nie miał już złudzeń. Nie wiedział, iż w gabinecie lekarza rozgrywa się dramat rodziców Adasia. Hanna płakała, krzycząc:
Nigdy nie pozwolę oddać serca mojego dziecka!
Wojciech milczał. Lekarz przekonywał:
Nie możemy uratować waszego syna. Ale możemy dać życie innemu dziecku. Czas nagli. Proszę, zdecydujcie.
Wojciech spojrzał na niego zmęczonym wzrokiem:
Niech serce mojego syna bije w tamtym chłopcu. Niech choć on żyje.
Hanna nie protestowała. Nie miała już sił.
Tomek zamknął oczy na stole operacyjnym. Nie bał się. Myślał tylko, iż niedługo spotka rodziców zmarłych dawno w wypadku. Nie wiedział, iż dostanie nowe serce. Nie wierzył, iż to możliwe.
Teraz już na pewno będzie dobrze usłyszał głos doktora, gdy się ocknął.
Lekarz patrzył mu w oczy nie odwracał wzroku jak dawniej. To dało Tomkowi nadzieję.
Może naprawdę będzie lepiej? Może mam nowe serce? I znowu zasnął.
Rodzice Adasia czekali. Wiedzieli, iż syna nie ma, ale w głębi duszy mieli nadzieję, iż jego serce będzie biło w innym dziecku.
Operacja się udała powiedział lekarz. Dziękuję wam. Serce waszego syna teraz bije w Tomku.
Hanna znów wybuchnęła płaczem. Wojciech tylko skinął głową.
Minął czas. Tomek czuł się lepiej. Poznał rodziców Adasia odwiedzali go codziennie. Pewnego dnia zaproponowali:
Tomku, chcemy cię adoptować.
Zastanawiał się, ale do domu dziecka nie chciał wracać.
Zgadzam się szepnął.
Nie wiedział, jak trudna to była decyzja. Hanna nie chciała go przyjąć, ale myśl o sercu syna w jego piersi przekonała ją.
Z początku było ciężko. Hanna wciąż porównywała Tomka do Adasia.
Adaś robił to lepiej, Adaś był zdolniejszy…
Tomek nazywał ich tylko pan i pani. Wojciech tłumaczył:
Daj jej czas.
Pewnego dnia Hanna wybuchnęła:
Nie mogę tego znieść! Nie chcę go widzieć!
Spakowała rzeczy i wyjechała do matki.
Wieczorem Tomek podszedł do Wojciecha:
Odwieźcie mnie do domu dziecka. Przeszkadzam wam.
Wojciech spojrzał na niego i zobaczył w jego oczach tę samą dobroć, co u Adasia. Przytulił go.
Damy radę.
Żyli we dwójkę spokojnie. Gotowali, rozmawiali. Ale obu brakowało Hanny.
Jutro jej urodziny powiedział Wojciech.
Tomek nagle objął go:
Tato, jutro przyprowadzimy mamę do domu.
Nazajutrz pojechali po Hannę. Gdy otworzyła drzwi, Tomek wyciągnął kwiaty:
Mamo, wracaj do domu. I wszystkiego najlepszego.
Hanna oniemiała. Przytuliła go, płacząc:
Przepraszam, synku.
Tomek dostał drugie życie. Odzyskał rodzinę. I choć wiedział, iż zawdzięcza to chłopcu, którego już nie ma żył. Widział niebo, słyszał śmiech. I był szczęśliwy.