Prawdziwy mężczyzna

twojacena.pl 1 tydzień temu

**Prawdziwy mężczyzna**

Kasia i Grześ byli razem od dwóch lat. Mama Kasi zaczęła się już martwić, iż córka marnuje z nim czas, a do ślubu wciąż nie ma poważnych planów. Sam Grześ twierdził, iż nie ma się co spieszyć, mają jeszcze czas, i tak im dobrze razem…

Minęło lato, z drzew opadły liście, zasypując chodniki złotym kobiercem, nadeszły jesienne deszcze. I pewnego październikowego dnia, gdy za oknem było szaro i mokro, Grześ nagle, niezdarnie oświadczył się Kasi, wręczając jej skromny pierścionek.

Oplotła jego szyję rękami i szepnęła do ucha: „Tak”, a potem wsunęła pierścionek na palec i radośnie krzyknęła: „Tak!”, wyciągając ręce w górę i podskakując z zachwytu.

Następnego dnia poszli do urzędu stanu cywilnego i, nieśmiało, złożyli wniosek. Ślub zaplanowali na połowę grudnia.

Kasia marzyła o letnim weselu, żeby wszyscy zobaczyli, jak piękna jest w białej sukni. Ale nie sprzeciwiła się Grzesiowi. A nuż odłożyłby ślub na kolejne lato i jeszcze zmienił zdanie. A ona go kochała i nie wyobrażała sobie rozstania.

W dniu ślubu szalała prawdziwa zamieć. Wiatr rozwiał starannie ułożoną fryzurę. Powiewający tiul sukni unosił się jak dzwon, i zdawało się, iż kolejny podmuch porwie piękną pannę młodą i odniesie ją daleko, bardzo daleko. Na schodach kościoła Grześ podniósł swoją szczęśliwą żonę i na rękach zaniósł do samochodu. Ani zamieć, ani zniszczona fryzura nie były w stanie zamącić euforii dwojga zakochanych.

Pierwsze miesiące Kasia tonęła w miłości i szczęściu. Wydawało się, iż tak już zostanie. Bywały drobne sprzeczki, ale nocą gwałtownie się godzili i kochali jeszcze mocniej.

Rok później w szczęśliwej rodzinie przyszedł na świat Tomek.

Chłopiec rósł spokojny i bystry, ku euforii rodziców. Grześ, jak większość mężczyzn, mało pomagał Kasi w opiece nad synem, bał się brać go na ręce, a jeżeli już to zrobił, Tomek zaczynał płakać, i Kasia natychmiast go odbierała.

– Ty lepiej się nim zajmij, u ciebie to wychodzi. Jak podrośnie, to będziemy grać w piłkę. Ja lepiej was utrzymam – mówił Grześ, ale jego pensja ledwo starczała na potrzeby trzech osób.

Tomek podrósł, poszedł do przedszkola, Kasia wróciła do pracy. Ale pieniędzy nie przybyło, nie udawało się odłożyć na wkład własny do kredytu mieszkaniowego. Zaczęły się pretensje, małżonkowie kłócili się, oskarżając się wzajemnie o niepotrzebne wydatki. Nie potrafili już tak łatwo się pogodzić jak kiedyś.

– Wszystko, mam dość. Harujesz, harujesz, a tobie wciąż mało. Jadłaś te pieniądze, czy co? – zirytowany zapytał kiedyś Grześ.

– To ty je zjadłeś – odcięła się Kasia. – Spójrz tylko, jaki sobie brzuch wyhodowałeś.

– Mój brzuch ci się nie podoba? Ty też, wiesz co, nie jesteś już tą samą. Ożeniłem się z piękną motylicą, a ty zmieniłaś się w gąsienicę.

Słowo po słowie pokłócili się na zabój. Kasia, ocierając łzy, poszła odebrać Tomka z przedszkola. W drodze powrotnej, słuchając dziecięcego paplania, nagle uświadomiła sobie, iż nie może stracić Grzesia. Wróci do domu, przytuli go, pocałuje i przeprosi. A on, jak dawniej, odwzajemni pocałunek i wszystko wróci do normy. Kłótnie kochających, jak wiadomo, tylko są po to, by się potem pogodzić. Humor jej się poprawił i Kasia zaczęła się spieszyć, ledwo nadążając za Tomkiem.

Ale mieszkanie przywitało ich ciszą i ciemnością. Z wieszaka zniknęła kurtka męża, brakowało też butów. „Ochłonie, wróci” – pomyślała Kasia i zabrała się za smażenie ziemniaków ze skwarkami, które Grześ tak uwielbiał.

Ale Grześ nie wrócił tej nocy, nie odbierał telefonów. Rano Kasia, wyczerpana bezsennością i złymi myślami, odprowadziła Tomka do przedszkola i pojechała do pracy. Z trudem doczekała się przerwy obiadowej, zwolniła się, tłumacząc złym samopoczuciem, ale zamiast do domu pojechała do biura Grzesia.

Kasia podeszła do jego gabinetu i, powtarzając w myślach przygotowane wcześniej słowa, otworzyła drzwi. Grześ stał do niej plecami i całował się z kobietą. Na ciemnym garniturze jego pleców bielały jej dłonie z jaskrawym manicure, przypominające rozłożone liście klonu.

Kobieta nagle otworzyła oczy i dostrzegła Kasię, ale nie odsunęła się od Grzesia, nie zdjęła rąk z jego pleców, wręcz przeciwnie – przytuliła się mocniej.

Kasia wybiegła z biura jak oparzona. Szła bez celu, potykając się o przechodniów, nic nie widząc przed sobą przez łzy, które zasłaniały jej oczy. Nogi same zaniosły ją do domu matki.

– Mamo, dlaczego on tak postąpił? Czy wszyscy mężczyźni tacy są? – zapytała Kasia przez łzy.

– Jacy tacy? – spytała matka.

– Zdradzają. Pewnie od dawna to trwa, a ja tego nie widziałam. Nie może być tak, iż nagle…

– Nie wiem, córeczko. Gdy kochasz, cały świat zawiera się w jednym mężczyźnie. Dlatego wydaje nam się, iż jeżeli on zawiedzie, to i cały świat, wszyscy mężczyźni są zdrajcami – westchnęła matka. – Nic nie szkodzi, wróci.

– A jeżeli nie wróci? – zduszonym głosem zapytała Kasia.

– Z czasem ból minie. Masz syna. Myśl o nim. A jeżeli nie wróci, może to i lepiej. Jesteś młoda, jeszcze znajdziesz swoje szczęście.

– A ty nie znalazłaś.

– Skąd możesz wiedzieć? Po prostu bałam się, iż z innym znów mogłoby być tak samo. A ty byłaś już duża, bałam się o ciebie. Ty masz syna, on potrzebuje ojca…

Nieco uspokojona rozmową z matką, Kasia pojechała odebrać Tomka z przedszkola.

– Mamo, pobaw się ze mną – poprosił chłopiec w domu.

– Zostaw mnie w spokoju – odburknęła Kasia.

– Nie lubię, gdy tak mówisz – drżącym głosem powiedział syn i już więcej do niej nie podchodził.

Grześ wrócił do domu, gdy Kasia układała Tomka do snu. WyciągnąGrześ otworzył drzwi i zobaczył, jak Tomek obejmuje Kasię, a w jego oczach błysnęło coś, czego nie widziała od lat – tęsknota za rodziną, która przegrała z głupią dumą.

Idź do oryginalnego materiału