Przeznaczenie nie pyta: historia miłości, której nie dało się zniszczyć

newsempire24.com 2 tygodni temu

**Dziennik osobisty**

Nigdy nie sądziłam, iż los może być tak przewrotny. Byłam w siódmym niebie, kiedy mój ukochany Kacper oświadczył się – zwyczajnie, bez zadęcia, z tą ciepłą nutą w głosie, która ścisnęła mi serce. Naturalnie, odpowiedziałam „tak” – i już po chwili zaczęły się przygotowania: listy gości, przymiarki, dyskusje o menu. Wszystko przypominało bajkę.

„Karolinko, chyba czas, żebyś poznała moich rodziców” – powiedział pewnego dnia Kacper. „Mama zaprasza nas na obiad w sobotę.”

„Najwyższy czas” – roześmiałam się i pocałowałam go w policzek.

W sobotę wieczorem dotarliśmy do jego rodziny. Z drżeniem serca otworzyłam drzwi ich domu… i zamarłam. W fotelu siedział ojciec Kacpra – mężczyzna o twardym spojrzeniu i zniszczonych pracą dłoniach. Podniósł wzrok i… jego twarz nagle się zmieniła. Poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg.

Ten człowiek był wrogiem mojej rodziny.

Gdy miałam jedenaście lat, tragedia zniszczyła moje dzieciństwo. Rodzice mojej najlepszej Przyjaciółki, Oli, zginęli w wypadku, wracając motorem z miasta. To był koszmar. Moja matka, Ewa, płakała na ganku, a ojciec, Marek, tylko zaciskał usta. Zawsze nie lubił ojca Oli – Tomasza, swojego dawnego rywala jeszcze ze szkolnych lat. Kiedyś obaj kochali tę samą dziewczynę – Katarzynę. Wybrała innego, ale Marek nigdy tego nie zapomniał.

Po ich śmierci Ola na jakiś czas zamieszkała z nami, ale ojciec był wściekły. Sam zawiózł ją do domu dziecka i nalegał, by ją tam zostawili. Powiedział wtedy mamie:

„Nie chcę, żeby moja córka zadawała się z córką tego człowieka.”

Zakazał jej choćby do mnie dzwonić. A miesiąc później przeprowadziliśmy się do innego miasta.

Kontakt się urwał.

Minęło czternaście lat. Skończyłam studia, dostałam pracę w dużej firmie handlowej. Zespół był młody, ale chłodny. Nikt nie witał mnie z entuzjazmem – jedni zazdrościli urody, inni uważali, iż długo nie wytrzymam. Pierwszy dzień pracy wydawał się wiecznością.

Czwartego dnia, niosąc dokumenty do biura, zderzyłam się w korytarzu z jakimś mężczyzną. Papiery rozsypały się, schyliliśmy się równocześnie – i wtedy zamarłam. Serce uderzyło we mnie jak młotem.

„Ola?!” – wyszeptałam.

Podniósł wzrok i od razu mnie poznał.

„Karolina… Boże, czy to naprawdę ty?”

Przytuliliśmy się na środku korytarza, nie zważając na zdziwione spojrzenia współpracowników.

Po pracy czekał na mnie przy wyjściu. Poszliśmy do kawiarni i rozmawialiśmy godzinami. Opowiedział, iż został adoptowany, iż teraz pracuje w tej samej firmie. Zaprosiłam ich do domu, by poznali moich rodziców. Mama ucieszyła się, ale ojciec… Marek choćby nie próbował ukryć chłodu. Ostre pytanie padło natychmiast:

„Gdzie, mówisz, pracujesz?”

„Jestem kierowcą dostawczym” – odpowiedział bez mrugnięcia. Choć wiedziałam, iż skromności nie brakuje.

Wkrótce zaczęliśmy się spotykać. Byliśmy szczęśliwi. Ja promieniałam, on dbał o każdy szczegół. Znowu stanowiliśmy jedność. Aż pewnego dnia wziął mnie za rękę i powiedział:

„Wyjdź za mnie, Karolina.”

„Tak, Olek! Oczywiście!”

Pobiegłam powiedzieć rodzicom. Mama rozpłakała się ze szczęścia. A ojciec tylko rzucił:

„Rób jak uważasz. Ale dla mnie on zawsze będzie nikim.”

„Dlaczego go tak nienawidzisz?!” – krzyknęłam.

„Nie muszę się tłumaczyć. Jesteś dorosła. Decyduj sama.”

Zaproszenie na obiad Olek zorganizował sam – chciał, żebym poznała jego przybranych rodziców. Weszłam… i stanęłam jak wryta. Jego ojciec to nikt inny jak **Adam Nowak**, dyrektor generalny naszej firmy. Człowiek, przed którym w pracy kłaniali się nisko, jak przed królem. A sam Olek? Nie kierowca, tylko jego zastępca. I współwłaściciel biznesu.

„Czemu mi nie powiedziałeś?” – szepnęłam.

„Nigdy nie zapytałaś” – uśmiechnął się.

Okazało się, iż koledzy z pracy wszystko wiedzieli. Stąd te zazdrosne spojrzenia. A ojciec? Siedział przy stole, nie mogąc wydusić słowa. Zrozumiał, iż nie tylko się pomylił. Zniszczył naszą przyjaźń. Prawie na zawsze nas rozdzielił.

Wesele było wystawne. Rodzice Oli podarowali nam luksusowe mieszkanie. Marek długo nie mógł dojść do siebie. W końcu wyznał: sam pojechał do domu dziecka i zakazał Olkowi się ze mną kontaktować. Sam zaaranżował nasz wyjazd, myśląc, iż oszuka przeznaczenie.

„Wybacz, córeczko” – powiedział. „Myślałem, iż działam dla twojego dobra.”

„Mściłeś się na człowieku, którego już nie ma. A ucierpieliśmy my. Ale los i tak nas połączył. Bo miłość jest silniejsza. choćby niż twoja uraza.”

Teraz z Olkiem jesteśmy szczęśliwi. Budujemy wspólną przyszłość, a przeszłość została tylko wspomnieniem – dowodem, iż prawdziwa miłość zawsze znajdzie drogę. choćby przez zakazy, rozłąki i lata.

Idź do oryginalnego materiału