Przyszłość przedszkoli niesamorządowych w rękach radnych. O co chodzi w sporze o dotacje?

krknews.pl 7 godzin temu

W piątek 16 maja krakowscy radni spotkają się na nadzwyczajnej sesji. Choć porządek obrad zawiera tylko jeden punkt, jego znaczenie wykracza daleko poza urzędowe korytarze. Chodzi o pieniądze, ale przede wszystkim o dzieci – a konkretnie o to, czy w Krakowie wystarczy miejsc w przedszkolach publicznych, jeżeli miasto ograniczy finansowanie tych prowadzonych przez podmioty niesamorządowe.

Temat dotacji dla przedszkoli brzmi technicznie, ale dotyka bardzo konkretnych spraw: czy przedszkole na rogu osiedla przetrwa kolejny rok? Czy rodzice będą musieli szukać miejsca dalej od domu? Czy dzieci zachowają ciągłość edukacyjną, a nauczyciele pracę? Wszystko zależy od tego, czy Rada Miasta zgodzi się, by utrzymać wyższy poziom dotacji dla przedszkoli publicznych, ale niesamorządowych – czyli takich, które nie należą do miasta, ale działają na jego zlecenie.

Prezydent Krakowa, Aleksander Miszalski, zadeklarował, iż „100% dotacji dla publicznych placówek niesamorządowych oraz 75% dla niesamorządowych placówek niepublicznych zostanie utrzymane”.

– Zgodnie z ustawą, wyższe dotacje mogą być przyznawane wyłącznie w tzw. „szczególnie uzasadnionych przypadkach” i na określony czas – podkreśla prezydent. Dodaje również: – W ostatnich dniach pojawiło się wiele informacji o likwidacji krakowskich przedszkoli i odbieraniu im środków finansowych. Są to oczywiste manipulacje.

Z danych magistratu wynika, iż do publicznych przedszkoli niesamorządowych chodzi ponad 8 tysięcy dzieci. To niemal połowa wszystkich przedszkolaków uczęszczających do publicznych placówek w Krakowie. jeżeli te przedszkola przestaną funkcjonować lub ograniczą liczbę miejsc, miasto nie będzie w stanie zapewnić alternatywy.

Prezydent Miszalski zwraca uwagę, iż sytuacja demograficzna również wymaga nowych analiz i dostosowań. – W całej Polsce mierzymy się z niżem demograficznym, który w naszym mieście, choć nie tak dotkliwy jak w innych regionach kraju, również jest zauważalny. W związku z tym nie ma więc żadnych przesłanek do zwiększania dotacji – zwłaszcza iż w przedszkolach samorządowych dostępnych jest ponad 2000 wolnych miejsc – stwierdza.

Obecnie Kraków przekazuje placówkom niesamorządowym 120% tzw. podstawy dotacji. Te dodatkowe środki pozwalały utrzymać standard i jakość opieki: wynająć lokal, zatrudnić specjalistów, wyposażyć sale. Problem w tym, iż uchwała, która to gwarantuje, wygasa z końcem sierpnia. A nowej wciąż nie ma.

Część radnych proponuje, by przedłużyć działanie dotychczasowej uchwały. Ich projekt zakłada utrzymanie dotacji dla przedszkoli publicznych niesamorządowych na poziomie 120% podstawowej kwoty. Przedszkola niepubliczne otrzymałyby 85%, a tzw. inne formy wychowania przedszkolnego – 60% (publiczne) i 65% (niepubliczne).

W rozmowach z dyrektorami przedszkoli niesamorządowych słyszymy, iż finansowanie takich placówek to nie to samo, co finansowanie miejskiej instytucji. – Miasto ma swoje budynki, może robić remonty z oddzielnych funduszy, ma etaty i mechanizmy wsparcia. My wszystko musimy pokryć z tej dotacji. Wynajem, media, pensje, sprzęt, pomoc psychologiczną – wylicza jedna z rozmówczyń KRKNews.

W rozmowach z rodzicami pojawia się niepokój. – Moje dziecko chodzi do publicznego przedszkola prowadzonego przez fundację. Nie płacę czesnego, dziecko ma terapię logopedyczną, angielski i fantastyczne panie nauczycielki. Nie wyobrażam sobie, żeby to miejsce miało zniknąć, bo urząd stwierdzi, iż „czas się skończył” – mówi pani Katarzyna z Prądnika Białego.

Również nauczycielki, z którymi rozmawialiśmy, podkreślają, iż problem dotyczy nie tylko dzieci i rodziców, ale również ich samych. – jeżeli dotacje zostaną obniżone, część placówek nie da rady przetrwać. Stracimy pracę, a dzieci będą musiały przenosić się do innych miejsc, czasem oddalonych o kilka dzielnic – zauważa jedna z nich.

Czy w piątek zapadnie decyzja korzystna dla tych placówek? Czy radni poprą wspierane przez część środowiska zmiany, czy pozostaną przy założeniach magistratu? Jedno jest pewne: decyzja będzie miała realne konsekwencje dla tysięcy dzieci i setek nauczycieli. Jak podsumowała jedna z rozmówczyń: „W tej debacie nie chodzi o politykę. Chodzi o dzieci, które codziennie rano trzeba gdzieś zaprowadzić”.

Jarek Strzeboński

Idź do oryginalnego materiału