Dziś znów nie mogę zasnąć. Wstałam przed czwartą, jak zwykle, by posprzątać podwórko przed blokiem. Młodzież po weekendzie zostawia tyle śmieci… Pracuję jako sprzątaczka od tylu lat, iż już choćby nie pamiętam, kiedy to życie wyglądało inaczej.
Gdy wzięłam miotłę do ręki, przypomniałam sobie o swoim ukochanym synu. Urodziłam go sama, gdy miałam 35 lat. Nigdy nie miałam szczęścia do mężczyzn, więc całą swą miłość oddałam jemu. Mój Sławek był mądry, przystojny… Tylko jedno mnie niepokoiło nienawidził naszej dzielnicy.
Mamo, jak dorosnę, zostanę prawdziwym twardzielem! mawiał.
Oczywiście, synku, przecież nie może być inaczej odpowiadałam, głaszcząc go po głowie.
Gdy skończył 16 lat, wyprowadził się do akademika blisko technikum. Nie podobało mi się, iż jest tak daleko, ale obiecał często odwiedzać.
Najpierw faktycznie przyjeżdżał regularnie. Ale potem poznał dziewczynę i o domu przypominał sobie coraz rzadziej. Aż pewnego dnia wrócił na zawsze, mówiąc, iż jest śmiertelnie chory. Nie rozumiałam, dlaczego los zesłał nam tak ciężką próbę.
Zebrałam wszystkie siły, by walczyć. Lekarz zasugerował leczenie w lepszej klinice, ale potrzebne były ogromne pieniądze. Bez wahania sprzedałam mieszkanie. Jednej nocy zadzwonił telefon.
Pani syna już nie ma… powiedział lekarz.
Nie chciałam żyć. Bez niego wszystko straciło sens.
Tego ranka, jak zawsze, wyszłam sprzątać.
Dzień dobry! powitał mnie pan Henryk, wyprowadzając psa.
Dzień dobry! Dziś tak wcześnie? zdziwiłam się.
W domu nudno. Spacer z Burkiem i pogawędka z panią to dobra odmiana uśmiechnął się.
Był samotnym kawalerem. Czułam się trochę nieswojo pod jego spojrzeniem.
No dobrze, nie będziemy pani przeszkadzać powiedział i ruszył dalej z psem.
Zaczęłam zamiatać, gdy nagle zauważyłam telefon na ławce. Rozejrzałam się nikogo. Gdy go włączyłam, na ekranie pojawiły się zdjęcia. Ktoś najwyraźniej zapomniał aparatu. Gdy przyjrzałam się bliżej, zaczęłam płakać.
Synku! Mój Sławek! łkałam.
Nagle telefon zadzwonił. Zdecydowałam się odebrać.
Halo! To mój telefon, mogę go odebrać? spytał kobiecy głos.
Tak, znalazłam go w parku. Proszę przyjść pod ten adres podałam ulicę.
Dziewczyna gwałtownie przyjechała. Gdy otworzyłam drzwi, za jej plecami zobaczyłam chłopaka.
Skąd u pani zdjęcia mojego syna? zapytałam drżącym głosem.
Kuby? zdziwiła się.
Chłopak wszedł do środka.
Sławek! krzyknęłam i osunęłam się na podłogę.
Co się stało?! rzucił się w moją stronę.
Chyba pomyliła pana z kimś. Trzeba wezwać karetkę powiedziała dziewczyna.
Gdy lekarze odeszli, w końcu dowiedziałam się prawdy.
Zna mnie pani? Skąd zdjęcia mojego Sławka? spytałam, ledwo powstrzymując łzy.
Jestem Ania odparła. Spotykaliśmy się z pani synem. Ale zostawił mnie, gdy powiedziałam, iż jestem w ciąży.
Zostawił? Nigdy o pani nie wspominał!
Byliśmy razem kilka miesięcy. Gdy się przyznałam, zniknął. Myślałam, iż się przestraszył…
Nie, Aniu. Teraz rozumiem. Mój syn był chory. Nie chciał być ciężarem. Odszedł wiele lat temu…
Oczy Ani rozszerzyły się.
Jak to… odszedł?
Nie zdążyliśmy go uratować… szepnęłam.
Ania westchnęła ciężko.
Więc chciał mnie tylko chronić…
Potem skinęła na chłopca.
Kuba, chodź tu.
Wszedł nieśmiało.
Tak, mamo?
To twoja babcia.
Babciu… szepnął.
Chłopcze, chodź do mnie przytuliłam go mocno.
Ania uśmiechnęła się.
Może zamieszka pani z nami? Mamy miejsce.
Nie, dziękuję. Ale będę was często odwiedzać.
Wtem do drzwi zapukał pan Henryk z ogromnym bukietem.
Można? spytał, podając mi kwiaty. Spacer?
Z przyjemnością uśmiechnęłam się.
Z kuchni wyglądnęli Ania i Kuba.
A nas zabierzesz? zawołali razem.
jeżeli będziecie grzeczni zażartował.
Dwa miesiące później zostałam żoną Henryka. Jego pies, Burek, pokochał Kubę od razu. A ja piekłam pierniczki dla całej naszej nowej rodziny.







