Maria była jednocześnie zaskoczona i ucieszona, kiedy w drzwiach zobaczyła Natalię. Zaraz zaczęła krzątać się po przedpokoju.
– Wchodźcie szybciutko, nie stójcie w progu! Gdybym wiedziała, iż przyjedziecie, coś dobrego bym upiekła – rozpromieniła się staruszka.
– Babciu… przyjechaliśmy w ważnej sprawie. Agnieszkę i Pawła chcą oddać cię do domu opieki, jak tylko przepiszesz na nich mieszkanie – powiedziała z żalem w głosie Natalia, kuzynka mojego męża.
Od razu napisałam do męża wiadomość, iż Natalia przyszła.
– Jak to – oddać? – pani Maria spojrzała na mnie poruszona. – Agnieszko, wytłumacz…
– Ja… naprawdę nie wiem – rozłożyłam ręce. – Słyszałam, iż Paweł z kimś rozmawiał o pani zdrowiu. Myślałam, iż chodzi o leczenie…
– O „leczenie”, tak? Musimy porozmawiać – mruknęła. – Natalia, idźcie na chwilę na dwór, my tu pogadamy.
– Nigdzie nie pójdziemy! – sprzeciwiła się Natalia. – Jak tylko wyjdziemy, ona cię zmanipuluje! Chce nas poróżnić, zobaczysz!
– Natalio, umiem sama ocenić, kto tu kłamie. Idźcie.
Maria zamknęła za nimi drzwi.
– Chodź na kuchnię, porozmawiamy.
– Pani Mario, przysięgam, nic o tym nie wiem… – łzy stanęły mi w oczach.
Kochałam tę kobietę. Sama wychowałam się w domu dziecka, nie miałam matki. Dopiero przy niej zrozumiałam, co znaczy mieć ciepłą, dobrą babcię.
– Wiem, dziecko, wiem, iż to nie twoja wina – westchnęła. – Ale twój mąż… oj, on ma swoje plany. Od miesięcy dopytuje o darowiznę. A jak tylko podpiszę, jestem pewna, iż wyślą mnie do obcych ludzi.
– Z Natalią jest to samo. Wszystkim im chodzi jedynie o mieszkanie. Jak tylko zachorowałam – od razu wszyscy sobie o mnie przypomnieli. Śnią tylko o tym, żeby moja kawalerka wpadła im w ręce. Twój mąż, razem z tobą, wprowadził się tu beze mnie, kiedy byłam w szpitalu!
– Jak to – bez pani zgody? Nie wiedziałam… – wyszeptałam.
– A gdzie twoje mieszkanie? Przecież jako dziecko z domu dziecka coś dostałaś?
– Dostałam… – spuściłam wzrok. – Paweł miał długi. Sprzedałam, żeby mu pomóc.
– Sam cię poprosił?
– Nie. Sama chciałam. W końcu był moim mężem…
Maria spojrzała na mnie surowo i czule jednocześnie.
– Myślisz, iż jestem ślepa? On ciebie wykorzystuje, a ty choćby tego nie widzisz. Jemu jesteś potrzebna tylko do opieki nade mną. A gdy mnie zabraknie, albo gdy nie będzie już perspektywy na mieszkanie – wyrzuci cię bez mrugnięcia okiem.
– Babciu… on mnie kocha, nie zrobiłby tego… – broniłam go, choć w środku coś we mnie pękało.
Maria pokiwała głową.
– A wiesz co… ja cię uratuję. Jeszcze coś dobrego w życiu zrobię. Wyrzucę stąd jego, a ty zostaniesz ze mną. A mieszkanie przepiszę na ciebie. Bo ty jedna traktujesz mnie uczciwie. Ty mnie nie oddasz do obcych. Ty przez te trzy lata stałaś mi się bliższa niż własne wnuki.
– Ale on… jeżeli się dowie… boję się, pani Mario.
– Dlatego was oboje wyrzucę. A ty potem wrócisz, kiedy on cię zostawi.
– Nie zostawi! – zaprotestowałam, ale wiara w to już gasła.
Po chwili wróciła Natalia z mężem, a za nimi przyszedł mój Paweł. Maria celowo wszystkich wyrzuciła:
– Nic nie dostaniecie! Ani metra! Wszystko zapisałam parafii. Idźcie!
Mój mąż i jego siostra wpadli w furię, nawymyślali jej i trzasnęli drzwiami. Paweł zaczął pakować swoje rzeczy, warcząc:
– Cztery lata starań, a ta stara wszystko daje kościołowi! Niech oni ją utrzymują!
– A my… gdzie pójdziemy? – zapytałam cicho.
– My? Ja idę do mamy. A ty? Rób, co chcesz. Nie ma już żadnego „my”! – syknął.
Łzy popłynęły po policzkach.
– Ale przecież… sprzedałam mieszkanie przez ciebie… zostałam z niczym…
– Myślałaś, iż długo z tobą wytrzymam? Chciałem się rozwieść dawno temu, ale babka zachorowała i byłaś mi potrzebna. Teraz? Mogę wreszcie odetchnąć. Znikaj.
I wyszedł.
Maria podeszła, objęła mnie, pogładziła po głowie jak dziecko.
– Niczego nie żałuj. Lepiej, iż wyszedł. Nie był wart choćby twojej łzy. A my ci znajdziemy lepszego. Dobrze, iż nie macie dzieci — taka prawda. Głowa do góry. Teraz jesteś porządną panną… z mieszkaniem.
Tak niespodziewanie zyskałam i dom, i babcię, której nigdy wcześniej nie miałam.













