Tajemniczy gość: dramat rodzinnego zrozumienia

polregion.pl 3 dni temu

Tajemniczy gość: dramat rodzinnego ciepła

W małym miasteczku nad Jeziorem Świętajno, gdzie zachody słońca malują taflę wody na złoto, a starodawne drewniane domy trzymają w sobie zapach dawnych czasów, Krystyna Nowak wróciła ze sklepu, dźwigając ciężkie torby z zakupami. Na deser kupiła ogromnego arbuza, wyobrażając sobie euforia syna. Postawiła torby w przedpokoju i nadsłuchiwała. Z pokoju Wojtka dobiegały stłumione głosy, jakby ktoś prowadził cichą rozmowę. Serce Krystyny zabiło mocniej. Weszła do pokoju i zamarła, nie wierząc własnym oczom. Jej syn bawił się drewnianymi figurkami z nieznajomym mężczyzną. Obaj pochłonięci ustawianiem zabawek, uśmiechali się i mówili tak cicho, jakby bali się spłoszyć tę chwilę. Krystyna przyjrzała się gościowi i westchnęła głośno.

– I co, ciągle siedzisz w domu, Wojtek? – nie raz utyskiwała. – Tak i przelecisz życie sam! Spójrz na Jacka, swojego dawnego kolegę. Wyuczył się na mechanika, pracuje, wszystko u niego w porządku. Ożenił się, syna doczekał, werandę sobie dobudował. Żona, prawda, porzuciła – charakterami nie wyszło, bywa. Ale Jacek się nie załamał: nową znalazł, z dzieckiem, potem jeszcze swoim obdarzyli. A tego pierwszego syna na lato do babci wożą. Wszyscy zadowoleni, choćby była żona – też za mąż wyszła. A sąsiadka, pani Wiesia, w siódmym niebie: troje wnuków, dom pełen dziecięcego śmiechu, życie wre! Jacek z nową żoną, Magdą, dają radę, a pani Wiesia zawsze pod ręką. Wszystko im się ułożyło, a ty wciąż siedzisz!

– U nas cisza – kontynuowała Krystyna, kręcąc głową. – No w kogo ty taki, moje utrapienie? Jak nas zabraknie, zostaniesz sam, i słowa nie będzie z kim zamienić! Wyłącz no ten swój warsztat, kiedy matka do ciebie mówi!

Wojtek zgasił maszynę, podniósł wzrok znad pracy:

– Wszystko w porządku, mamo, tylko pilne zamówienie.

– Oczywiście, Wojtek – westchnęła matka. – Nic się nie zmieni. Trzydzieści dwa lata w domu siedzisz i będziesz siedzieć. Nic cię nie ruszy. A jeszcze ojciec cię wspiera, tylko milczy i milczy. Oj, synku, twój ojciec to cichy, ale ty to już w ogóle!

Krystyna wyszła z szopy, gdzie Wojtek miał swój warsztat.

Wojtek ledwie skończył gimnazjum. Uczył się dobrze, ale szkoły nie znosił. Drażniło go, iż wszyscy krzyczą, biegają, stwarzają chaos. Po szkole oznajmił: dalej się nie uczę, mam swoje zajęcie na całe życie. Był już niezłym stolarzem. Ojciec całe życie pracował w lokalnym zakładzie meblowym i syna nauczył fachu. Wojtek okazał się jeszcze większym milczkiem niż ojciec. Lubił pracować w samotności, ostrząc, myśląc.

Matka zamartwiała się: może z chłopakiem coś nie tak? Na zabawy nie chodzi, za dziewczynami nie zerka, ciągle sam. Wszystkie za głośne, mówił, nudne. Mi dobrze. Zarabiał jednak nieźle. W szopie urządził warsztat, całymi dniami coś składał: to drewniane zabawki, to drobne meble. Stół zrobił – zachwyt! Zamówienia miał zapisane na pół roku naprzód, z miasta ludzie przyjeżdżali. A matka wciąż się niepokoiła: czwarty krzyżyk na karku, a sam! Żenić się nie chce, dzieci nie chce. Na przyjaciół patrzył – taka mu się życie nie podoba.

Teraz Wojtek dostał pilne zamówienie – biurko z krzesłem dla chłopca. Przez internet wszystko ustalił z klientem, prosili szybko. Starał się, by wszystko było precyzyjne, by coś dobrego wyszło. Z pracy, uważał, powinna płynąć radość.

Po tygodniu biurko było gotowe: blat i krzesło z regulacją wysokości. Klient napisał, iż chłopiec, dla którego to robią, jest słaby zdrowiem, uczy się w domu. Prosili, by Wojtek osobiście przywiózł zamówienie, by na miejscu poprawić, gdyby coś nie pasowało. Sami przyjechać nie mogli. Wojtek jechać nie chciał – zwykle ojciec materiały przywoził, gotowe odwoził. Nie lubił rozmawiać z obcymi: za dużo hałasu, za dużo słów.

Ale klient nalegał, by przyjechał właśnie mistrz, dla dobra dziecka. Nie było wyjścia – pojechał z ojcem do dalekiej wsi. Przyjechali, wyładowali zamówienie. Dobrze, iż Wojtek krzepki, a biurko lekkie. Zaniósł, zapukał. Otworzyła dziewczyna. Wojtek się nie spodziewał – pisał z kimś o imieniu Zosia, myślał, iż mężczyzna. A tu dziewczyna, i to z tak precyzyjnymi szkicami!

– Dzień dobry, można Zosię? Przywiozłem zamówienie – powiedział Wojtek.

– Dzień dobry, to ja jestem Zosia, proszę wejść – odpowiedziała cicho, odsuwając się, by mógł przejść z biurkiem. Głos miała mięGdy Krystyna weszła do pokoju, serce zabiło jej jeszcze mocniej – Wojtek i nieznajomy mężczyzna układali właśnie drewnianego konika, a w ich spojrzeniach było coś więcej niż tylko skupienie, było porozumienie, którego nigdy wcześniej nie widziała u swojego syna.

Idź do oryginalnego materiału