Ten trik sprawi, iż dziecko w mig opanuje jazdę na rowerze. Wystarczy szalik i klocki

dadhero.pl 6 godzin temu
Pamiętasz, jak uczyłeś się jeździć na rowerze? Pewnie tak, jak wszyscy – najpierw z bocznymi kółkami, a potem bez nich, ale z kijem pod siodełkiem. I pewnie w ten sam sposób chcesz uczyć swoje dziecko. jeżeli tak, to daruj sobie. Jest lepsza metoda.


Nauczenie dziecka jeżdżenia na rowerze to bez wątpienia jedno z najważniejszych zadań taty. I jednocześnie najtrudniejszych. Bo trzeba się zdrowo nabiegać, trzymając kij zamocowany pod siodełkiem rowerka, zanim maluch załapie, jak trzymać równowagę i przestanie się przewracać.

Szalik + klocki i dziecko w mig opanuje jazdę na rowerze


Jeśli właśnie jesteś na etapie szukania kija i dobrego sposobu, by go zamocować do roweru, to sobie daruj. Jest lepszy i łatwiejszy sposób. Pokazał go na Instagramie bloger Rafał Myśliński znany jako Suchy Tata. O skuteczności tej metody świadczy fakt, iż jego córka Elena nauczyła się jeździć na rowerze, mając 2 lata i 8 miesięcy.

Jak się nauczyła? Bardzo pomogło jej to, iż przez rok jeździła na rowerku biegowym, który uczy utrzymywania równowagi. A gdy już chciała przesiąść się na normalny rower, tata zaczął od nauki pedałowania. W domu, "na sucho". Przed rozpoczęciem treningów musiał jednak zrobić trenażer. Zrobił go z… klocków.

Konstrukcja jest prosta. wystarczą dwie wieże z klocków i płytka, która je łączy. Między wieże trzeba wstawić tylne koło tak, by nie dotykało podłogi. To wszystko. Dziecko siada na rower i pedałuje, ale stoi w miejscu.

"Kij tylko wydłuża proces nauki"


Gdy kręcenie pedałami już jest opanowane, zaczyna się prawdziwa jazda. Co ważne, bez bocznych kółek. No i bez kija zamocowanego pod siodełkiem. Zamiast niego jest szalik, którym trzeba opleść dziecko, żeby je podtrzymywać. – Kółka boczne są niewskazane, bo tylko wydłużają proces nauki. Podobnie jak kij z tyłu roweru – tłumaczy Suchy Tata na filmiku.

Ta metoda jest skuteczna dlatego, iż dziecko nie musi się jednocześnie uczyć utrzymywania równowagi, pedałowania i skręcania kierownicą. Robi to po kolei, a na ostatnim etapie po prostu łączy te umiejętności.

Metoda jest nowa, ale jedno zostaje po staremu. W niej też potrzebny jest ojciec, który będzie biegł za dzieckiem i podtrzymywał je na szaliku, żeby się nie wywróciło. Rafał Myśliński zapewnia jednak, iż nauka trwa znacznie krócej, więc tata mniej się nagania. Cóż, warto spróbować.

Źródło: Instagram/suchytata


Idź do oryginalnego materiału