Trzy lata po tym, jak mąż zostawił mnie dla przyjaciółki, nasze niespodziewane spotkanie na ulicy wywołało uśmiech na mojej twarzy

newsempire24.com 6 dni temu

Trzy lata po tym, jak mój mąż zostawił mnie dla przyjaciółki, nasze niespodziewane spotkanie na ulicy wywołało uśmiech na mojej twarzy.

Mąż odszedł do mojej przyjaciółki z dzieciństwa po tym, jak poroniłam trzy lata później zobaczyłam ich na stacji benzynowej i nie mogłam przestać się uśmiechać

Gdy mój mąż zaczął się oddalać, szukałam oparcia w mojej najlepszej przyjaciółce. Powiedziała, iż przesadzam. Ale nie przesadzałam. Trzy lata później los pokazał mi, jak skończyła się ich zdrada.

Zawsze myślałam, iż zdrady przytrafiają się innym iż czytam o nich w dramatycznych historiach albo słyszę szepty przy rodzinnym obiedzie. Ale nie mnie. Nie nam.

Przez pięć lat Wojtek i ja budowaliśmy wspólne życie. Nie było luksusowe, ale było nasze wieczory z filmami na kanapie, niedzielne poranki z kawą, żarty, które rozumieliśmy tylko my.

Przez cały ten czas była też Zosia moja najlepsza przyjaciółka od podstawówki, siostra w każdej sytuacji, choć nie z krwi. Była przy mnie w każdym ważnym momencie, choćby na moim ślubie, gdzie stała obok jako druhna, ściskając moje dłonie i płacząc ze szczęścia.

Gdy zaszłam w ciążę, myślałam, iż to kolejny rozdział naszej idealnej historii.

Ale potem Wojtek się zmienił.

Najpierw były drobiazgi zostawał dłużej w pracy, jego uśmiech nie sięgał już oczu. Potem stało się gorzej. Ledwo na mnie patrzył. Rozmowy ograniczały się do pojedynczych słów. W nocy odwracał się plecami, jakbym przestała istnieć.

Nie rozumiałam, co się dzieje. Byłam wykończona, w zaawansowanej ciąży, desperacko próbując naprawić to, co się między nami popsuło.

Więc zwróciłam się do Zosi.

Nie wiem, co się dzieje szlochałam przez telefon, skulona w ciemności, podczas gdy Wojtek spał obok. Czuję, jakby już odszedł.

Agata, przesadzasz powiedziała łagodnie. On cię kocha. Po prostu jest zestresowany.

Chciałam jej wierzyć.

Ale nieustanne napięcie bezsenne noce, niepokój, samotność, mimo iż byłam w związku niszczyło mnie.

Aż pewnego ranka obudziłam się z tępym bólem w brzuchu. Do wieczora byłam w szpitalu, patrząc na poruszające się usta lekarza, ale nie słysząc ani słowa.

Nie było bicia serca.

Nie było dziecka.

Mówią, iż żałoba przychodzi falami. Moja runęła na mnie jak lawina.

Poród mnie złamał, ale Wojtek? On już był daleko. Siedział obok w szpitalu, zimny, milczący, nie ściskając mojej dłoni, nie mówiąc słowa pocieszenia. Jakby czekał na autobus, a nie przeżywał stratę naszego dziecka.

Miesiąc później wreszcie wypowiedział słowa, które, podejrzewam, ćwiczył wiele razy.

Nie jestem już szczęśliwy, Agata.

I to był koniec. Bez wyjaśnień, bez emocji. Puste usprawiedliwienie.

Gdzieś w głębi wiedziałam, iż to nie tylko o mnie.

Dzień, w którym Wojtek odszedł, minął bez krzyków, bez łez. Tylko lodowata cisza.

Nie jestem już szczęśliwy, Agata.

Mrugnęłam, siedząc naprzeciw niego przy kuchennym stole. Jego słowa ciążyły mi na piersi jak kamień.

Przepraszam, co? głos mi drżał.

Westchnął ciężko, pocierając skronie, jakbym to ja była problemem.

Po prostu dawno nic nie czuję.

Dawno.

Przełknęłam ślinę.

Odkąd straciłam dziecko?

Jego szczęka się zacisnęła.

Nie o to chodzi.

To kłamstwo było wręcz śmieszne.

Patrzyłam na niego, szukając choć śladu żalu, winy, jakiejkolwiek emocji. Ale tylko siedział, nie podnosząc wzroku.

I to wszystko? Pięć lat, a ty po prostu wychodzisz? moje dłonie zaci

Idź do oryginalnego materiału